Na wstępie chciałabym gorąco zaprosić wszystkich fanów smoków, magii i czarodziejów na tego bloga (klik).
A teraz... miłego czytania, a ja lecę dalej świętować swoje imieninki!
Wszystkiego najlepszego dla moich imienniczek!
Perspektywa Clary:
Obudziłam się w objęciach Jace'a. Na samą myśl, co się wydarzyło wczoraj wieczorem przechodzą mnie dreszcze. Serce bije mi równie szybko, jak kilka godzin temu. Przetarłam nadal zmęczone oczy i powoli wyspowodziłam się z oplatających moje ciało ramion blondyna. Wstałam, starając się go nie obudzić i o dziwo mi się udało. Przeszłam kawałek dalej, do łazienki. Weszłam do brodzika, który był dużo głębszy niż mój i zamknęłam za sobą skrzydła kabiny. Namydliłam swoje ciało, następnie dokładnie je nawadniając, a potem wysuszając ręcznikiem. Nałożyłam na swoje palce trochę kremu i nawilżyłam skórę, która wydawała się strasznie sucha. Okryłam się ręcznikiem i wyszłam z toalety, nie zważając na to, czy Jace nadal śpi, czy nie. Ustałam na środku pokoju i zbadałam każdy element ciała chłopaka. W niektórym miejscach widniały ślady po moich paznokciach, a w jeszcze innych lekkie zaczerwienienia, jakbym trzymała się kurczowo jego ramion i klatki piersiowej. Odszukałam wzrokiem moją bieliznę, którą wczoraj Jace rzucił w bok, nie dbając o to, gdzie wyląduje. Ubrałam szybko majtki i biustonosz, po czym odłożyłam ręcznik na miejsce i jakby nigdy nic - wyszłam, zostawiając go samego.
Powędrowałam korytarzem do mojej sypialni. Wiedziałam, że razem z Jace'em jesteśmy jedynymi osobami, które teraz przebywają w Instytucie. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zamknęłam je za sobą. Od razu podbiegłam do szafy, wyjmując z niej ciemne rurki, top i skórzaną kurtkę, by nie zamarznąć w tych kamiennych murach. Na dworze panuje kilka stopni na minusie, więc lepiej ubrać coś cieplejszego, a że nienawidzę swetrów, kurtka jest najlepszym pomysłem na tę chwilę. Założyłam jeszcze czarne botki na obcasie, po czym usiadłam na łóżku, opierając się o poduszki i zaczęłam sprawdzać facebooka. W końcu trzeba być na bieżąco, prawda?
Po skomentowaniu i polajkowaniu zdjęć i postów znajomych schowałam telefon do kieszeni. Już miałam iść włączyć stereo, gdyby nie pukanie w okno.
Znowu gołębie? - pomyślałam, krzywiąc się na samą myśl o tych istotach.
Lecz gdy tylko się odwróciłam, uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Nie mogłeś wejść drzwiami? - spytałam po otworzeniu okna i wpuszczeniu chłopaka do środka.
- Tak jest oryginalnie - zaśmiał się i przyciągnął mnie bliżej siebie, złączając nasze usta w pocałunku.
- Boję się ciebie stracić - odrzekł, przykładając swoje czoło do mojego.
- Nigdzie się nie wybieram - obrócił mną delikatnie, dzięki czemu stałam tyłem do niego, lecz nadal byłam przyciśnięta do jego ciała.
- Nikt nigdy nie liczył się dla mnie tak jak ty. Jesteś powodem, dla którego mam ochotę wstać rano, bo wiem, że gdzieś tam na mnie czekasz. Zapamiętaj to.
Zapadła cisza, a my kołysaliśmy się w rytm muzyki, która grała tylko i wyłącznie w naszych głowach.
- Pamiętasz, jak kiedyś ci powiedziałam, że jesteś jedyną osobą, która mnie tak mocno wkurwia? - spytałam, przerywając błogą ciszę.
- Pamiętam.
- Teraz jest tak samo. Tyle że teraz wkurwiasz mnie tylko wtedy, kiedy nie ma cię obok mnie. Kiedy nie wiem, co robisz, gdzie i z kim jesteś. I kiedy nie jestem pewna, czy rzeczywiście jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Tylko wtedy.
I kolejna cisza, której tak bardzo nie lubiłam. To dziwne uczucie, przeszywające moje ciało na wylot. Błoga cisza, zero dźwięków. Tylko ciche tykanie zegara i śpiew ptaków.
Niewinność.
Urok.
Zaklęcie.
Cisza...
Byliśmy sami, wtuleni w siebie. Lekko kołysaliśmy się na boki. Wreszcie ułożył dłoń na moim podbródku, uniósł go lekko w górę, dzięki czemu byłam zmuszona na niego spojrzeć. Jego oczy były piękne. Pojawiały się w nich iskierki, które za chwilę miały zniknąć, rozpłynąć się. Słońce odbijało się w jego źrenicach sprawiając, że zmniejszały się kilkakrotnie, powodując u niego lekki ból głowy. Zbliżył się do mnie, lekko nachylił i pocałował. Prosto w usta.
Sprawił, że poczułam się bezpieczna.
W końcu bezpieczna.
Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wieczność.
Świadomość, że niedługo znów będziemy tylko wpatrzeni w siebie nawzajem wcale mnie nie zadowalała.
To tak, jakbyś miał zdecydować, czy chcesz żyć i cały czas łkać łzy, czy umrzeć i już na zawsze być szczęśliwym.
To się dopełnia, aż za bardzo.
A ty nie potrafiłbyś zadecydować, bo wiedziałbyś, że jednym, czy drugim zranisz albo siebie, albo kogoś.
To boli.
Rani.
Ale później znów pojawia się ta iskierka radości, nadziei, że przy tobie jest ktoś, kto kocha cię mimo twoich wszystkich wad.
I tylko to sprawia, że na nowo chce ci się żyć. Budzić się z uśmiechem na twarzy. Nie zwracać uwagi na to, czy dzisiaj jest poniedziałek, czy sobota.
Po prostu żyjesz. Nie przejmujesz się niczym. Żyjesz, oddychasz.
I krwawisz, cicho żyjąc.
Albo żyjesz, cicho krwawiąc.
I wiesz, że bez względu na to, co wybierzesz, ta osoba ci pomoże i będzie z tobą już na zawsze. Czy tego chcesz, czy nie...
- Clary, słuchasz mnie?
- C-co? - zatopiona w własnych myślach, które nawet nie wiem, czy mają jakikolwiek sens, skupiłam się na jego posturze.
- Słuchałaś, co do ciebie mówiłem?
- Tak, jasne. Ale dla pewności... mógłbyś powtórzyć?
Westchnął, krzyżując ręce na piersi.
- Myślałem nad tym, czy miałabyś ochotę wyskoczyć dzisiaj wieczorem do kawiarni. To jak?
- J-jasne - odwróciłam się tyłem do niego, masując prawą rękę.
- Wszystko ok? - podszedł bliżej, kładąc swoje ręce na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie.
- Tak, jestem tylko lekko zaskoczona.
- Czym? Propozycją wspólnej kolacji? - zaśmiał się.
- Zwykle to nie jest w twoim typie. Jeśli dobrze pamiętam, każdą laskę, którą zabierałeś na randki, zaciągałeś w chuj daleko, koło ruin kościoła, by zapalić z nią fajkę.
- Ty jesteś inna, mówiłem ci.
- I dla tej 'innej' jesteś gotowy zmienić swoją osobowość?
- Jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko, Clary - jego ton głosu brzmiał bardzo poważnie. Nie wyczuwałam w nim żadnego sarkazmu, smutku, czy choćby radości.Tylko zwykła powaga, która występowała u niego tylko w wyjątkowych przypadkach.
- Udowodnij.
- Kurwa, co mam zrobić, żeby ci to udowodnić? Wypić jakąś cholerną truciznę, skoczyć z wieżowca, wynająć samolot, który utworzy napis na niebie "Kocham cię, Clary", a może wykupić wszystkie pluszowe misie z całego świata, by później ułożyć je w kształcie serca na jakimś zajebanym polu?
- A może wystarczy zwykłe "Kocham cię" lub najnormalniejszy w świecie pocałunek? - również podniosłam głos.
Zobaczyłam, jak jego szczęka się zaciska, a ręce formują się w pięści, które zaraz mogłyby coś zepsuć, rozbić, czy po prostu rozjebać.
Podszedł szybkim krokiem bliżej, wpajając się w moje usta z czystą namiętnością. Jego ręce powędrowały na moje uda, unosząc je lekko w górę. Podskoczyłam lekko, oplatając swoje nogi dookoła jego talii, następnie bawiąc się jego lwią grzywą. Oddychaliśmy ciężko, głęboko. Czułam, że zaraz dosłownie coś we mnie wybuchnie, jeśli natychmiast tego nie przerwiemy.
Ale ani ja, ani on nie chcieliśmy tego kończyć.
- Kocham cię, idiotko. Najbardziej na świecie - powiedział, po czym znów złączył nasze usta w pocałunku.
Czysta namiętność, dzięki której nie mogliśmy złapać tego samego rytmu. Czułam lekkie kąsanie na dolnej wardze, które sprawiało, że coś się we mnie gotowało.
W końcu zabrakło nam oddechu. Odsunęliśmy się od siebie, patrząc sobie prosto w oczy i cicho chichocząc.
Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi, jakby same z siebie się otworzyły. Odwróciłam się w ich kierunku, zatrzymując swój wzrok na Simonie stojącym w progu. Miał lekko otwarte usta, a jego oczy błądziły po pokoju, zatrzymując się w końcu na mnie.
- Simon - wyszeptałam. Gdy już chciałam podejść do przyjaciela, ten zniknął mi z oczu.
- Chyba nie był to dla niego najlepszy widok - powiedział Jace. Szybko wyswobodziłam się z jego objęć, biegnąc później za chłopakiem.
- Clary! - krzyknął za mną blondyn, ale ja już byłam za drzwiami. Słyszałam tylko głośne pukanie i wulgaryzmy, jakby próbował się wyżyć na przedmiotach nieożywionych.
Dotarłam do holu, gdzie poczułam lekki powiem.
- Simon - jęknęłam, gdy zauważyłam otwarte na oścież drzwi.
Perspektywa Jace'a:
- Czyli z kolacji nici... - powiedziałem sam do siebie, zrezygnowany i lekko zdenerwowany reakcją Clary. Zachowała się tak, jakby nie potrafiła wybrać pomiędzy nami.
Po chwili usłyszałem ponowne skrzypienie,a w progu ujrzałem rudowłosą.
- Wyjaśniłaś swojemu najukochańszemu na całym świecie przyjacielowi to, co się pomiędzy nami wydarzyło?
- Jesteś zazdrosny?
- A mam być o co?
Westchnęła, kręcąc głową, a następnie siadając na łóżku.
- To nie jest dla mnie łatwe. Mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem, który jest dla mnie wszystkim i chłopakiem, który się o mnie ubiega.
- Mhm, a którym jestem ja? Tym, co się o ciebie ubiega?
- Mówisz to tak, jakbyś nie wiedział.
- Czyli mam rację...
- Jace! - wstała, podchodząc do mnie szybkim krokiem - Nie zachowuj się tak, jakby cię to nie obchodziło. Jakby nic cię nie mogło zranić...
- Ale rani. I to nie 'coś', ale ty. Na każdym kroku, kiedy wybierasz jego, a nie mnie.
- Ale ja nikogo nie wybieram, do cholery!
- No tak, bo już wybrałaś, prawda?
- Tak! Ale ciebie, nie jego... - drugie zdanie wymówiła spokojniej, jakby ta informacja miała trafić prosto do mojego mózgu.
- Teraz ty to udowodnij.
Stanęła na palcach, muskając lekko moje usta. Pogłębiłem pocałunek, unosząc dziewczynę w górę, by mogła spokojnie opleść swoje nogi dookoła mojego torsu. Po chwili znaleźliśmy się w tej samej pozycji, zanim wszedł tutaj Simon. Nasze usta zaczęły pracować w równym tempie, a nasze oddechy stawały się coraz głębsze. W jednym momencie zszedłem nieco niżej, zostawiając wilgotne pocałunki na obojczykach dziewczyny. Odchyliła głowę do tyłu, dając mi lepszy dostęp do jej szyi. Z jej gardła zaczęły wydostawać się ciche jęki, dając mi tym samym ogromną satysfakcję. Kąciki moich ust uniosły się ku górze, kiedy zacisnęła swoje dłonie na moich ramionach.
- Wybaczone? - zaśmiała się, odgarniając swoje włosy do tyłu.
- Już dawno - dołączyłem do niej, stawiając dziewczynę na ziemi.
Poprawiła swoją koszulkę, która podwinęła się lekko do góry.
- Jest 15:00 - powiedziała, patrząc na zegar.
- Masz cztery godziny na zrobienie się na bóstwo - pocałowałem ją w nos, wychodząc następnie z jej sypialni z pytaniem w głowie: "Czy nie dałem jej zbyt dużo czasu?"
~wieczorem...
- Wychodzisz? - spytał mój parabatai, oparty o ścianę w pokoju.
- Już wróciliście - zauważyłem z uśmiechem na twarzy, poprawiając zawiązanie krawatu - Tak, z Clary.
- Zmieniłeś się, odkąd jesteście razem - podszedł bliżej, błądząc po pokoju.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Wydaje ci się, że ją znasz, ale tak naprawdę gówno o niej wiesz.
- O co ci, do kurwy nędzy, chodzi?
- Uśmiecha się?
- Tak, i to często.
- Tak ci się tylko zdaje.
- Przecież wiem, co widzę, kurwa, Alec!
- A jest szczęśliwa?
- W co ty grasz?
- Jest szczęśliwa? - ponowił pytanie, tym razem nieco głośniej, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
- No tak, to oczywiste!
- Pudło. Uśmiech maskuje to, co tak naprawdę w niej siedzi.
- Czyli co?
- Przecież uważasz, że ją znasz, więc dlaczego pytasz?
Przewróciłem oczami, zapinając ostatni guzik koszuli.
- Uważaj. Nie ma runy na złamane serce - i wyszedł, zostawiając mnie samego z głową pełną myśli. Ostatnio zacząłem go nie rozumieć. Odkąd jest z Alex nie myśli nad tym, co gada. Jest jakiś dziwny, jakby wstąpił w niego jakiś zły duch.
Taki Alec mi się nie podoba...
Perspektywa Isabelle:
Po dłuższej podróży, bo oczywiście Jia źle otworzyła portal, strasznie bolą mnie nogi. Nawet nie miałam ochoty przywitać się z Clary, więc pierwsze, co zrobiłam po dotarciu do Instytutu to szybka kąpiel i długi, przyjemny sen.
Było ciemno, a ja byłam w środku lasu. Głośne wycie wilków do pełni księżyca przyprawiało mnie o dreszcze. Biegłam, jak tylko szybko mogłam, ale dopadł mnie zanim zdążyłam skręcić w jakąś ścieżkę. Upadłam, a po chwili poczułam przeszywający ból w okolicy brzucha. Powoli zapadałam w sen, który miał mnie doprowadzić do śmierci. Obraz przede mną stawał się z każdą sekundą coraz bardziej rozmyty. Ostatnie, co zobaczyłam przed zamknięciem oczu to wysoka postać Strażnika.
Obudziłam się cała przepocona. Był środek nocy, co mogłam poznać po blasku księżyca odbijającym się na ścianie. Zawsze, gdy byłam młodsza, lubiłam się bawić w teatrzyk cieni i gdy tylko zauważyłam jakieś światło na ścianie, podłodze, czy suficie, układałam dłonie na kształt jakiegoś zwierzątka. Wyciągnęłam ręce do przodu, złączając ze sobą kciuki, dzięki czemu powstał kształt ptaka. Poruszyłam lekko dłońmi, symbolizując lot mojego wyimaginowanego przyjaciela.
Mimowolnie kilka kropel łez spłynęło po moim policzku. Otarłam je szybko ręką, uśmiechając się później delikatnie.
Nie ma szans, żebym usnęła - pomyślałam, nadal siedząc pod kołdrą - Pozostał mi tylko facebook, youtube i komedie romantyczne, na których chuj wie dlaczego płaczę.
Perspektywa Simona:
Wybiegłem z Instytutu, udając się do Pandemonium, by utopić straty w alkoholu.
- Krwawą Mary - powiedziałem, zamawiając pierwszy lepszy drink z menu, który po chwili pojawił się na blacie barku.
- Twoje zdrowie, Clary - powiedziałem, bardziej do siebie, niż do kogoś, po czym upiłem łyk z kieliszka - A raczej szczęście.
Zamawiałem kolejno najdroższe alkoholowe napoje, bo tylko te w Pandemonium zawierają najwięcej % tego świństwa. W jakąś godzinkę, może dwie, byłem tak najebany, że mogłem iść do łóżka nawet z własną matką, ale mimo to utrzymywałem równowagę. Muzyka sprawiała, że w moim brzuchu działy się dziwne reakcje, dzięki którym w każdej chwili mogłem wylądować głową w kiblu.
- Witaj, ślicznotko - przywitałem piękną damę siedzącą na kanapie, z dala od swoich koleżanek - Co taka piękność robi tutaj zupełnie sama?
- Czekam - odparła, wstając z siedzenia - Ale chyba znalazłam już swojego księcia z bajki - przejechała swoim palcem w okolicy moich ust, zjeżdżając coraz niżej.
- Może pójdziemy na górę? - moje oczy błądziły po całym pomieszczeniu, zatrzymując się na piersiach dziewczyny. Zauważyłem, jak jej ręce kierują się na guziki koszuli, odpinając je powoli.
- Myślę, że byłby to dobry pomysł - ujęła moją dłoń, ciągnąc mnie za sobą do jednego z wolnych pokoi. Zatrzymałem się, przyciągając ją tym samym do siebie. Lewą rękę włożyłem pod jej nogi, a prawą podtrzymałem plecy, podnosząc dziewczynę w górę, na co delikatnie jęknęła. Jej długie, blond włosy ocierały się o moje gołe ramiona, wprawiając mnie w trans.
Odstawiłem Chloe, bo tak miała na imię blondynka, na łóżko, zamykając później drzwi na klucz.
- Już mi nie uciekniesz - odrzekłem, nieświadomy własnych słów.
- Nigdzie się nie wybieram - powiedziała, oblizując swoje wargi, które kusiły mnie swoim ciepłym kolorem i wielkością. Po chwili uklęknąłem przy niej, wpajając się w jej czerwone usta, kąsając co kilkanaście sekund jej dolną wargę. Ułożyła swoją dłoń na mojej szyi, drugą zaś zaczęła bawić się moimi włosami.
- Podniecasz mnie - powiedziałem między pocałunkami, na co ta opadła na poduszki, oddychając głęboko. Zaczęła sama odpinać kolejno wszystkie guziki, a potem zatrzaski spódniczki. Niedługo po tym leżała pode mną zupełnie nago, sprawiając, że nie mogłem oderwać oczu od jej seksownych krągłości. Złapałem za jej ramiona, podnosząc ją w górę i odrzucając jej włosy do tyłu, by za chwilę zacząć całować jej delikatną szyję. Odchyliła głowę do tyłu, dając mi lepszy dostęp do jej obojczyków. Wysunąłem swój język, zaczynając nim badać każdy element jej ciała.
- Jesteś piękna - powiedziałem, patrząc jej w oczy. Jej kąciki ust uniosły się ku górze, sprawiając, że wszystko zaczęło we mnie buzować. Nie panowałem nad tym, co robię. Jej w idealne w każdym calu ciało tak na mnie działało, a ja nie mogłam na to nic poradzić, że wygląda jak prawdziwa bogini seksu.
Wpoiłem się ponownie w usta dziewczyny, zamykając w ręce jej pierś, dzięki czemu jęknęła. Jej przyśpieszony oddech zdradzał, że było jej bardzo przyjemnie, a jej ręce zaciskające się na pościeli, że jeszcze nigdy nie uprawiała z nikim seksu.
Szkoda tylko, że nie mogę jej wydziedziczyć - pomyślałem, bawiąc się jej, jakby to powiedział chłopak mojej siostry, balonami.
Skończyliśmy naszą zabawę w tym momencie. Muzyka z dołu nadal dawała znać o swoim istnieniu, a my, zmuszeni jej słuchać, usnęliśmy obok siebie, okryci ciepłą kołdrą. Choć zapewne gdyby nie nasze rozpalone ciała, ta kołdra była by lodowata. Tak, jak lody z Algidy.
Perspektywa Aleca:
Leżałem na kanapie w salonie, wpatrując się w biały sufit. Jakoś nie miałem siły, ani ochoty, by pójść do swojego pokoju i położyć się spać we własnym łóżku. Wyjąłem telefon z kieszeni, słysząc ciche wibracje.
Od: Alex
Śpisz?
Szybko wystukałem na klawiaturze odpowiednie litery, wysyłając potem wiadomość.
Do: Alex
Nie. Ale zastanawia mnie, dlaczego ty też jeszcze nie śpisz?
Nie minęła minuta, a już dostałem kolejną wiadomość od dziewczyny.
Od: Alex
Boję się. ONI tutaj są.
Natychmiast podniosłem się z kanapy i skierowałem do sali treningowej, by wyposażyć się w łuk, naznaczone strzały, serafickie ostrze i oczywiście kilka sztyletów w razie czego.
Gdy miałem to, czego mi było trzeba, natychmiast pobiegłem do biblioteki, by tam przejść przez portal. Otworzyłem skrzydła, odpowiednio dopasowując runy, po czym myśląc o blondynce wskoczyłem w taflę wody.
_________________________________________________________________
- Alex! - podbiegłem szybko do dziewczyny, gdy ta się potknęła - Nic ci nie jest?
- Nie. Nie - mówiła, jęcząc z bólu - Znajdź mamę, to po nią przyszli.
- A ty...
- Idź! - odpędziła mnie gestem ręki. Popatrzałem na nią jeszcze przez chwilę, po czym gotowy do walki ruszyłem w głąb sali Anioła, która tym razem wydała mi się jakoś dziwnie większa.
- Jia! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem, jak matka mojej dziewczyny zostaje ciągnięta w stronę tylnego wyjścia przez obcych mi ludzi. Na ich mundurkach zauważyłem charakterystyczny symbol.
- Wysłannicy Valentine'a - szepnąłem, zmieniając natychmiast minę twarzy z zagubionej, na rozwścieczoną, a następnie biegnąc w kierunku kobiety.
Gdy byłem już dostatecznie blisko, sięgnąłem po sztylet i gwałtownym ruchem rzuciłem nim w napastnika.
Jeden z głowy - pomyślałem, podbiegając jeszcze bliżej.
- Alec, uważaj! - usłyszałem znajomy głos. Po chwili poczułem silny ból z tyłu głowy. Obraz przede mną stawał się coraz bardziej rozmyty, jakbym widział przez łzy. Ostatnie, co usłyszałem to głośny śmiech jednego z Nich.
Byłem w ciemnej pustce. Mogłem się poruszać, ale gdziekolwiek poszedłem, wszystko było takie same. To jak gra, która nigdy się nie kończy. A ja byłem jej głównym bohaterem...
"- Pamiętasz, jak kiedyś ci powiedziałam, że jesteś jedyną osobą, która mnie tak mocno wkurwia? - spytałam, przerywając błogą ciszę.
OdpowiedzUsuń- Pamiętam.
- Teraz jest tak samo. Tyle że teraz wkurwiasz mnie tylko wtedy, kiedy nie ma cię obok mnie. Kiedy nie wiem, co robisz, gdzie i z kim jesteś. I kiedy nie jestem pewna, czy rzeczywiście jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Tylko wtedy." KOCHAM TEN MOMENT <3 <3 <3
"Byłem w ciemnej pustce. Mogłem się poruszać, ale gdziekolwiek poszedłem, wszystko było takie same. To jak gra, która nigdy się nie kończy. A ja byłem jej głównym bohaterem..." SERIO?! W TAKIM MOMENCIE?! NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ!!!
Mam zaszczyt nominować cię do LBA!!! WIĘCEJ: http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.fi/2016/02/2x-lba.html
UsuńUwielbiam Cię i twoje rozdziały �� Zawsze poprawiają mi humor, bez względu na to w jakim gównie siedzę ��
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym Cię spotkać i podziękować za tę i tą pierwszą historię ����
Za tę końcówkę mam ochotę Cię rozszarpać, ale za Clace... ������
Kocham Cię... po prostu Cię kocham ��
Perspektywa Simona the best �� Ale trochę mi go szkoda, mimo tego, że książkowego Simona nienawidzę ��
Jestem ciekawa tego snu Izzy. Strażnik? Kojarzy mi się z prologiem, mam nadzieję, że to się jakoś rozwinie ��
No i tak na koniec... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ����������������������������������������������������������������������
Cudnie. Pierwsza randka na serio mmmmmm xd szkoda mi Simona no ale musiało się tak stać xd nie mam siły pisać xd więc pja napisz mi coś noooo pja kofam -Ruda
OdpowiedzUsuńCudo! Czekam na next! ^^
OdpowiedzUsuńPs. Czemu w takim momencie?!
"Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi, jakby same z siebie się otworzyły. Odwróciłam się w ich kierunku, zatrzymując swój wzrok na Simonie stojącym w progu."
OdpowiedzUsuńKlasyczne xD
"Nie ma runy na złamane serce"
*.*
"przywitałem piękną damę"
To mógł powiedzieć tylko Simon xD
"Jej długie, blond włosy"
Czy tylko ja wyobraziłam sobie damską wersję Jace'a?
"ta kołdra była by lodowata. Tak, jak lody z Algidy."
Dlaczego mi przyszło na myśl, że ona jest wampirem? xd
"ONI"
Co za oni? ;-;
Aleeeec ;-; Ale jestem pewna, że przeżyje. Musi przeżyć xd
Cudo *.* Czekam na next
Czekam na next. Prosze nie karz nam długo czekac
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńMam zaszczyt nominować Cię do LBA. Więcej tu -> http://clace-love-story.blogspot.com/2016/02/lba.html?m=1 :)
Coin Casino Review & Promotions - Canada 2021
OdpowiedzUsuńCoin Casino is an online gambling site that allows 인카지노 players to play slots, live dealer 1xbet games, online kadangpintar blackjack, roulette, and baccarat.