Walentynki. Maryse, wraz z Robertem, wybrali idealny dzień na pochowanie Aleca. Szkoda tylko, że nie mogą wyczuć ironii w naszych słowach.
Razem z Isabelle byłyśmy na przodach tłumu, prowadząc wszystkich na miejsce pochówku, jakby nadal nikt nie znał drogi do Miasta Kości. Alec był bardzo wpływowym Nocnym Łowcą. Jako najstarsze dziecko Lightwoodów miał dostęp do wszystkiego, a każda zasada, która nawet nie pojawiła się w świetle dnia, była mu znana. Nagle poczułam czyjąś delikatną dłoń na moim ramieniu, ciągnącą mnie do tyłu. Cudem odzyskałam równowagę, stojąc teraz przodem do tajemniczej napastniczki.
- Strasznie za nim tęsknię - powiedziała cicho Alex, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- On to wie. Jest tutaj, choć go nie widzimy - wtem silny wiatr poruszył gałązkami drzew, tworząc też dreszcze na moim ciele - Właśnie w ten sposób potwierdza swoją obecność.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja objęłam ją ramieniem. Była jakieś dwa centymetry niższa ode mnie, ale to tylko ze względu na mój nagły wzrost w ciągu ostatniego miesiąca i wysokie szpilki.
Dlaczego rodzice Aleca zdecydowali się pochować jego kości po ponad miesiącu od jego śmierci - nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem, bo nie chcę z nimi rozmawiać. Od zawsze traktują mnie ozięble, jakbym była zwykłym wrzodem na dupie. Za to Jace jest w ich oczach prawdziwym aniołkiem. Chłopak, którego przygarnęli, gdy miał jakieś 10 lat, o zupełnie innych więzach krwi, jest dla nich wszystkim, a Isabelle, aktualnie ich jedyne dziecko, traktują podobnie jak mnie. Nie są najlepszymi rodzicami, ale sądzę, że jest to spowodowane masą obowiązków w Idrisie.
- Clary - zaczęła Izzy - Pomożesz mi?
- T-tak, już idę - odebrałam od niej stelę, kreśląc na odpowiedniej czaszce runę niedawno przeze mnie odkrytą. Miała sporo krzywych linii, zakończonych jeszcze większymi łukami. Kształtem przypominała motyla, choć nie miała z nim żadnego związku.
Gdy czubek steli dotknął wcześniej wyrzeźbionego nekrologu, po pomieszczeniu rozbrzmiały głosy przybyłych.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood.
Łzy spłynęły po moich policzkach, gdy tylko zakończyłam swoją pracę.
- Clary? - spytał Jace, wyciągając dłoń w moim kierunku.
- Idź, zaraz do was dołączę.
Skinął głową na zrozumienie, zostawiając mnie samą. Cisza przeszywała moje ciało na wylot, pozwalając łzom na swobodne spływanie po moich policzkach. Dotknęłam dłonią małego nagrobka z jego imieniem i nazwiskiem, pochylając głowę w dół i zamykając oczy.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood - szepnęłam i wyszłam z kapliczki.
_______________________________________________________
Dzień był dziś wyjątkowo pochmurny. Co kilka godzin padał intensywny deszcz, zmniejszając widoczność. Mgła powoli opadała, choć nadal przysłaniała najbliższą okolicę.
- Clary, mogłabyś? - spytała Maryse, podając mi karteczkę. Zaczęłam czytać.
- Mleko, płatki, kukurydza w puszcze, pieczarki, sałata, wino... zgaduję, że mam iść na zakupy, tak?
- Zrobiłabym to za ciebie, ale jestem dziś strasznie zajęta.
A jesteś kiedyś niezajęta? - chciałam powiedzieć, lecz tylko skinęłam głową i posłusznie wzięłam pieniądze z blatu, wychodząc z rezydencji.
Nie byłam w Idrisie od kilku dobrych lat, już nawet zdążyłam zapomnieć, gdzie znajduje się supermarket, więc postanowiłam kogoś spytać o drogę.
- Przepraszam - zaczęłam, zatrzymując przypadkowego przechodnia, a jako że wyglądał na jakieś góra 19 lat, nie zamierzałam mówić mu na 'PAN" - Wiesz może, gdzie jest tutaj jakiś sklep?
- Prosto, potem skręcasz w prawo, w lewo, a potem znowu prosto. Łatwo trafić - odrzekł rozpromieniony. Chłopak miał blond włosy, a jego grzywka przeczesana była na prawą stronę, lekko przysłaniając jedno oko. Jasne oczy dopełniały tylko całokształt. Miał delikatne rysy twarzy, a dołeczki w policzkach sprawiały, że szybciej biło mi serce. Niesamowite, jak jeden, zupełnie obcy chłopak mógł tak na mnie działać. Przysięgam, że gdybym była singielką, zrobiłabym wszystko, by tylko go mieć przy sobie.
Według wskazówek blondyna szybko dotarłam do sklepu. Błądziłam między regałami, szukając odpowiednich składników. Koszyk był praktycznie pusty, a ja zdążyłam już dwa razy obejść sklep. Niemożliwe, że na półkach nie było ani jednej puszki kukurydzy. Zrobiłam jeszcze kilka kółek dookoła sklepu, zdając sobie po chwili sprawę, że ominęłam kilka regałów. Przewrażliwiona odszukałam wzrokiem kukurydzę, kładąc puszkę do koszyka. Ostatnia prosta dzieliła mnie od kasy. Mój wzrok nagle zatrzymał się na znajomej posturze. Czarne spodnie, jasna koszula i ta sama, rozpromieniona twarz. Wymieniliśmy spojrzenia, idąc w swoim kierunku. Otarłam się o jego ciało ramieniem, dzięki czemu przez moje ciało przeszły delikatne prądy. Odwróciłam głowę, by nie stracić go z oczu. Mogłabym przysiąc, że poprzedzał każdy mój ruch. Gdy tylko ja ruszyłam dłonią w górę, by przeczesać nią włosy, on robił zupełnie to samo, dwa razy seksowniej, niż ja bym to zrobiła. To może i dziwne, ale w jego oczach było coś, co nie dawało mi spokoju. Jakbym już go gdzieś widziała, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jakby jego rysy twarzy, oczy i uśmiech były mi dobrze znane. I jakby istniało logiczne wytłumaczenie na to, że czuję, jakby między nami była jakaś silna więź.
Stałam nieruchomo, blokując przejście do kasy. Nie biorąc wydanych przez kasjerkę reszty pieniędzy wybiegłam szybko ze sklepu, wciąż odwracając się za siebie, jakbym bała się ponownego spotkania z chłopakiem.
Trącąc ramionami obywateli Idrisu i potykając się co sekundę o nierówne ścieżki w końcu dotarłam pod drzwi rezydencji Lightwoodów. Popchnęłam je ramieniem, wpadając gwałtownie do środka. Westchnęłam, podnosząc z ziemi torby pełne zakupów, kładąc je następnie na blacie.
- Clary, wróć! - krzyknął Robert, gdy wbiegłam na półpiętro - Skoro już byłaś w sklepie, to może je teraz rozpakujesz? - spytał, wskazując podbródkiem na zakupy.
- Och, obawiam się, że ty będziesz musiał to zrobić. Teraz to ja jestem zajęta - puściłam mu oczko i wbiegłam dalej na górę, nie zwracając większej uwagi na jego krzyki i walenie pięściami w stół.
Perspektywa Jace'a:
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, lecz nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, w progu stanęła Clary. Uśmiechnięty wstałem z kanapy, idąc w stronę ukochanej.
- Hej - powiedziałem cicho, całując ją w czubek głowy i tuląc do siebie.
- Mogę cię o coś spytać? - skinąłem głową - Widziałeś ostatnio jakiegoś wysokiego blondyna w mieście? - spytała szybko, przez co nie usłyszałem dokładnie jej pytania.
- Co?
- Czy jest coś, co chciałbyś we mnie zmienić? - spytała, choć miałem dziwne przeczucie, że to nie było to, o co faktycznie chciała spytać.
- Tak - odpowiedziałem szczerze, starając się nie brzmieć arogancko.
- Co takiego? - zaciekawiona spojrzała w górę, prosto w moje oczy.
- Nazwisko.
- A reszta? - schowała głowę w moją klatkę piersiową, jakby bała się uzyskać odpowiedzi.
- Reszta jest idealna - choć nie widziałem jej twarzy, mógłbym przysiąc, że się uśmiecha.
Szybko się od siebie odsunęliśmy, a Clary zasypała mnie kolejnymi pytaniami.
- Kiedy wracamy do Instytutu? Stęskniłam się za swoim łóżkiem - przeciągnęła się, cicho chichocząc i wskakując na kanapę.
- Jutro, kiedy sprawa z Aleciem trochę ucichnie.
- Skąd macie pewność, że jutro już nikt nie będzie o nim gadał? Alec był bardzo wpływowy, jeśli chodzi o Idris.
- Jest 90% szans, że ludzie przestaną plotkować.
- A gdzie pozostałe 10%? - skrzyżowała ręce na piersi, wgapiając się we mnie i oczekując poważnej odpowiedzi.
- Pozostałe 10% to ta denerwująca sąsiadka spod 3 i jej urocze koleżanki - zaśmiałem się, gdy zobaczyłem jej minę. Było warto.
_____________________________________________________________
Siedziałem na kanapie, przeglądając książki z kolorowymi obrazkami i strasznie dużymi literami. Po chwili do pokoju weszła Clary, ubrana w śliczną, różową sukienkę. Jej włosy opadały na ramiona, łaskocząc mnie w przedramię. Zaraz za nią wbiegła mała dziewczynka, na oko 8 lat. Wyglądała na młodszą wersję Clary.
- Tato, tato! - krzyknęła, rzucając się na wolne miejsce obok mnie - Pamiętasz jeszcze, co mi wczoraj obiecałeś? - spytała swoim uroczym głosem, kładąc mi dłonie na kolanach.
Spojrzałem pytająco na Clary, by dała mi jakąś wskazówkę, o co chodzi małej, ale ona również nic nie wiedziała.
- A może trochę podpowiesz tacie? - zaśmiałem się, przerzucając dziewczynkę przez siebie tak, że teraz siedziała na moich kolanach.
- Hał, hał! - krzyknęła, liżąc swoje małe rączki i wytykając co chwilę język.
- Mieliśmy kupić psa? - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej, lecz i tak to słyszała.
- Tak, brawo! Punkt dla taty! - zaczęła biegać w koło, wymachując rękoma.
- Brawo, kochanie - powiedziała cicho Clary, muskając delikatnie mój policzek.
- Fuj - zaśmiała się dziewczynka, której imienia wciąż nie znałem - Nigdy nie będę chciała mieć chłopaka - wstrząsnęła się, a zaraz potem znów zaczęła brykać i biegać po salonie.
- Shai, słońce - a więc tak się nazywa - mama też tak mówiła, ale gdy poznała tatę wszystko się zmieniło - Clary podeszła do naszej córeczki, unosząc ją w górę, by ucałować ją w nos.
- A jak poznać, kiedy się zakochujemy? - spytała Shai, przybierając poważny wyraz twarzy.
- Widzisz, kochanie. Z zakochaniem jest jak z gwiazdami na niebie.
- Z gwiazdami? - zdziwiła się dziewczynka.
- Tak, skarbie - zaśmiała się Clary - Gdy zerkniemy nocą na niebo, widzimy miliardy małych punkcików. Ale w końcu po jakimś czasie dostrzegamy, że jedna z nich świeci najjaśniej. Tylko dla nas. Wtedy staje się tą najważniejszą, której poświęcimy swoją uwagę, swoje zainteresowanie. To będzie ta nasza gwiazdka. Tylko nasza - Clary spojrzała na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
Tu czar prysł, a ja obudziłem się w środku nocy, na fotelu. Nadal z przymrużonymi oczami spojrzałem na zegar. 3:16. Westchnąłem, podnosząc się z miejsca i idąc w kierunku łazienki. Nacisnąłem na przycisk obok drzwi, które następnie powoli otworzyłem. Oślepiające światło, dzięki któremu jeszcze bardziej zmrużyłem oczy, rozeszło się po pomieszczeniu. Podszedłem do lustra, schylając się do umywalki i myjąc dokładnie twarz wodą. Gdy z powrotem się wyprostowałem, spojrzałem w swoje odbicie. Zauważyłem dziwny cień za sobą, więc natychmiast się odwróciłem, badając wzrokiem okolicę. Byłem sam. Westchnąłem z ulgą, odwracając się znów w stronę lustra.
Moje serce zaczęło szybciej bić, źrenicy się mimowolnie powiększyły, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Trząsłem się ze strachu, a krzyk, który z siebie wydałem rozbrzmiewał w mojej głowie.
W lustrzanym odbiciu, zaraz za sobą zobaczyłem Aleca.
Jego oczy były zamknięte.
Klatka piersiowa nie pracowała.
Przez serce przechodziła strzała.
A runa parabatai mieniła się to na biało, to na czerwono, jakby znów była wypalana.
Zasłoniłem ręką usta, nie wierząc w to, co widzę. Wyciągnąłem rękę, by móc dotknąć przyjaciela, lecz jedyne, co po tym zobaczyłem to rozpływająca się w powietrzu postać.
W tym domu dzieją się dziwne rzeczy.
Perspektywa Izzy:
Obudziłam się równo z dźwiękiem budzika. Nadal z zamkniętymi oczami błądziłam ręką w poszukiwaniu magicznego przycisku, który by go wyłączył, lecz gdy go nie znalazłam, wzięłam to przeklęte urządzenie do ręki, uderzając nim kilka razy o nocną szafkę. Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk zepsutej sprężynki.
- Już nie będziesz mnie tak wcześnie budzić, śmieciu - powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że gadam do rzeczy nieożywionej.
Chciałam ponownie zamknąć oczy i zapaść w głęboki sen, lecz gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, przypomniałam sobie, że dziś wracamy do Instytutu. W końcu będę mogła poczuć te cudowne zapachy spalin, zobaczyć te samochody stojące w ciągłym korku i... usłyszeć jutro z rana kolejny budzik, który będę zmuszona zepsuć. Który to już w tym tygodniu? Dziewiąty, dziesiąty?
Usiadłam na brzegu łóżka, ostatni raz się przeciągając, po czym ruszyłam do łazienki z kosmetyczką w ręce. Oparłam się rękoma na umywalce, przeglądając swoją twarz w lustrze. Westchnęłam, odpinając suwak małej saszetki i wyciągając z niej odpowiednie kosmetyki. Po skończonej pracy wyglądałam jak nowo narodzona. Zresztą... tak samo się czułam. Wyszłam z toalety w mojej koronkowej bieliźnie, podchodząc następnie do szafy. Wybrałam czarny kapelusz, koszulę z koronkowymi rękawami, różową, neonową i rozkloszowaną spódniczkę oraz czarne, wysokie szpilki. Założyłam jeszcze rajstopy w kolorze nero, by moja dzisiejsza stylizacja nie była nudna. Całość prezentowała się doskonale.
Spryskałam się na koniec moimi ulubionymi perfumami, po czym zeszłam na dół z walizkami w dłoniach. Ustawiłam je obok różowych toreb Clary, wchodząc do salonu. Przywitałam się z wszystkimi, siadając obok rudowłosej na kanapie.
- Ślicznie dziś wyglądasz - powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Ty też - odwzajemniłam uśmiech, oglądając ją z góry na dół, jeszcze raz.
Miała na sobie śliczny, biały wianek i długą, zwiewną sukienkę, oczywiście w tym samym kolorze. Wyglądała tak delikatnie, a cisza była jej dzisiejszym charakterystycznym znakiem. Jej włosy, opadające na ramiona, zupełnie tak jak moje, były lekko pofalowane. Niektóre kosmyki mieniły się w świetle wpadającego przez okno słońca.
Rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się, na kogo czekamy. Nie licząc mnie, obecni byli Jace, Clary, Alex, Robert i Maryse. No tak, mogłam się domyślić, że czekamy tylko na Simona. Zapewne wpadnie tu jak burza z jak zwykle doskonałą wymówką typu "Zaplątałem się w słuchawki i męczyłem się z jakąś godzinę, by uwolnić się z tych kabelków".
Tak, jak myślałam, brunet wpadł to salonu, przewracając dodatkowo regał z książkami.
- Prze-prze-przepraszam - próbował złapać oddech - Byłbym prę-prędzej, ale nie mogłem... znaleźć swojej... swojej wa-wa-walizki-i.
Geniusz. Kurwa, no geniusz - pomyślałam.
Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej niego i strącając z jego głowy płatek storczyka.
- I w kwiatkach szukałeś tej walizki? - spytałam, pokazując mu część roślinki.
- Po-podobno trzeba szukać w... naj-najmniej spodziewanych...
- Miejscach - dokończyłam za niego, by go dłużej nie męczyć.
Weszłam do kuchni, nalewając do szklanki zimnej wody. Wróciłam z nią z powrotem do salonu, podając naczynie Simonowi.
- Masz, napij się.
- Po-po co?
- Pij! - krzyknęłam, piorunując go wzrokiem.
Simon, posłuszny niczym baranek, spełnił polecenie, oddając mi pustą szklankę. Położyłam ją na jednej z średniej wielkości szafek.
- Pomogło? - brunet skinął głową, a ja odwróciłam się z powrotem do przyjaciół - Idziemy? Mam dość tego miejsca.
Po pokoju rozeszły się głośne rozmowy, przekładane pojedynczymi dźwiękami. Zabrałam swoje walizki z holu, zaciskając ich rączki w dłoniach. Ucałowałam rodziców w policzki, udając uśmiechniętą. Jako pierwsza wyszłam z rezydencji, obserwując ludzi spieszących do pracy, czy by zaprowadzić swoje dzieci do Akademii. Mijaliśmy się, a ja obserwowałam ich twarze. Podpuchnięte i czerwone oczy podpowiadały, że nie są dziś w dobrym stanie.
- Isabelle - zaczęła Clary, podchodząc bliżej - Co jest?
- Nic - wyrwałam się, gdy tylko poczułam opuszek jej dłoni na swoim ramieniu - Zostaw mnie - i dołączyłam do reszty, stojąc kilkanaście metrów obok.
Męczyło mnie to, że ludzie traktowali mnie jak osobę potrzebującą. Obywatele Idrisu szczególnie się do tego zaliczali. Gdy tylko wychodziłam nocami do Miasta Kości, by pobyć chwilę z bratem, mierzyli mnie wzrokiem. Szeptali do siebie, że to właśnie mnie zginął brat. Słyszałam to. Głośno i wyraźnie.
"Isabelle Lightwood"
"Och, ach to jej zginął brat"
"Nie wygląda dziś dobrze"
"Tak strasznie jej współczuję"
"A więc to w jej rodzinie wydarzyła się ta tragedia".
Miałam tego serdecznie dość.
- Iz! - zawołał Jace - Jeśli nie chcesz tu zostać, powinnaś się pośpieszyć!
Po jego słowach natychmiast zarzuciłam włosami i wbiegłam w kolorowy portal, z którego ulatniała się tona dymu.
Perspektywa Simona:
Poczułem dziwne uczucie, jakbym spadał w niekończącą się przestrzeń. Dookoła mnie była tylko czerń, nic więcej. Po chwili usłyszałem głos mojej rudowłosej przyjaciółki.
- Simon, otwórz oczy - spełniłem polecenie - Żyjesz?
- Tak, chyba tak - odpowiedziałem.
- Twój pierwszy raz, co? - zaśmiał się Jace, klepiąc mnie po plecach i przechodząc dalej.
Rozejrzałem się, dokładnie obserwując okolicę. Te same auta, sklepy, Instytut. Wszystko takie same, ale jednak inne. Inne, bo nie ma z nami Aleca...
To niesamowite, jak wszystko może się zjebać w jednej chwili. Teraz w końcu zrozumiałem, że życie to nie gra komputerowa. Tu nie ma kodów, dzięki któremu możemy być nieśmiertelni. Ten dar otrzymują tylko ci, którzy naprawdę na niego zasłużyli.
Czyli z tego, co się stało - tą osobą niestety nie był Alec...
- Naprawdę nie zostaniesz? - usłyszałem głos Clary, więc szybko odwróciłem głowę w jej kierunku.
- Nie. Miałam tylko się upewnić, że na pewno traficie do Nowego Jorku - uśmiechnęła się Alex, tuląc się następnie z Jace'em i rudowłosą - Na razie, Simon! - krzyknęła, machając do mnie ręką. Zrobiłem to samo, a następnie znów zająłem się obserwowaniem okolicy. Mój wzrok zatrzymał się na Isabelle, wchodzącej na ciągnące się w górę schody Instytutu.
- Isabelle, czekaj! - krzyknąłem biegnąc do niej. Gdy tylko zobaczyłem, jak się zatrzymuje, ulżyło mi. Uśmiechnąłem się, również stojąc w miejscu, by zaraz móc obserwować każdy jej ruch. Ponownie złapałem za walizkę, ciągnąc ją za sobą. Szedłem wolno, nie odrywając oczu od Iz.
-Isabelle? - spytałem cicho, gdy zobaczyłem, jak brunetka cofa się do tyłu - Isabelle? - ponowiłem pytanie, tym razem nieco głośniej.
- Isabelle! - krzyknąłem, rzucając walizkę w bok i biegnąc do dziewczyny. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać, nim jej ciało zetknęło się z ziemią. Spojrzałem na dwójkę przyjaciół, biegnących w naszym kierunku.
- Pośpieszcie się! - krzyknąłem z łzami w oczach, tuląc do siebie nieprzytomną dziewczynę - Iz, otwórz oczy! Proszę cię, otwórz oczy! OTWÓRZ! - krzyczałem i płakałem jednocześnie, dziwiąc się, że mimo runy niewidzialności przypadkowi mieszkańcy Brooklynu tego nie słyszą.
- Uspokój się, to nic nie da! - warknęła Clary, kładąc swoją delikatną dłoń na mojej - Jace, pomóż mu zanieść ją do Sali, ja zadzwonię do Maryse.
Kątem oka zauważyłem, jak blondyn kiwa głową, po czym pomaga mi wnieść ją do środka.
Jeśli ona również zginie to przysięgam na Anioła, że będzie trzecią i ostatnią przyczyną tego, jak ciasne liny zacisną się wokół mojej szyi, odbierając mi życie. PRZYSIĘGAM.
*przekleństwa użyte w rozdziale... bla bla, znacie już tą gadkę*
Ostatecznie chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Dostawałam masę wiadomości z pytaniem, czy coś mi się stało, że przez całe dwa tygodnie nic nowego się nie pojawiło. To było bardzo miłe i kochane, dziękuję!
Mam nadzieję, że przez szkołę nie będę musiała znów odpuścić sobie tej przyjemności...
Wprowadzam coś nowego - PYTANIA:
1. Kim jest tajemniczy chłopak, który pokazał Clary, jak dojść do sklepu i dlaczego nie chce o tym powiedzieć ukochanemu?
2. Czy Izzy uda się odzyskać przytomność?
Chciałabym Was jeszcze zaprosić na oficjalną grupę o DA - kliknij tu, aby przejść na stronę!
Chciałabym Was jeszcze zaprosić na oficjalną grupę o DA - kliknij tu, aby przejść na stronę!
KOCHAM WAS!
"- Prze-prze-przepraszam - próbował złapać oddech - Byłbym prę-prędzej, ale nie mogłem... znaleźć swojej... swojej wa-wa-walizki-i.
OdpowiedzUsuńGeniusz. Kurwa, no geniusz - pomyślałam.
Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej niego i strącając z jego głowy płatek storczyka.
- I w kwiatkach szukałeś tej walizki? - spytałam, pokazując mu część roślinki."
Boski fragment :D Tak długo czekałam na rozdział no i się w końcu doczekałam! :D
Rozdział BOSKI <3 Mam zaszczyt nominować cię do LBA! Więcej: http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.fi/2016/02/liebster-blog-award.html?showComment=1455990907451#c96933176323394334
OdpowiedzUsuńJa wiem ten tajemniczy to Jonathan (chyba się tak to piszę) i ona nie chce mówić że czuję więź z jakimś innym chłopakiem no bo to wkońcu jej brat xd no ale jeszcze o tym nie wiedzą xd a 2 napewno tak i Alec żyje chuj mnie obchodzi że go pochowali xd też bym szukała walizki w kwiatku przecież to normalne o co Iz chodzi? Awwwwww przyszłość xd ten to ma fantazje. Ej a gdzie jest max i church? Ej supermarket w irdysie no ty to masz fantazje xd ja zawsze widziałam to miejsce jako takie żywcem wyjęte z średniowiecza xd dobra kończę wspomnij czasem o mnie napisz mi coś xd pja koffam czekam tęsknię i wogule inne te bzdury ~Ruda
OdpowiedzUsuń"Założyłam jeszcze rajstopy w kolorze nero, by moja dzisiejsza stylizacja nie była nudna."
OdpowiedzUsuńHaha xD
"Zaplątałem się w słuchawki i męczyłem się z jakąś godzinę, by uwolnić się z tych kabelków"
Taka wymówka w moim stylu :')
1. Strzelam, że może być Sebastianem, ale coś mi tu nie pasuje :c
2. Może dzięki Izzy, będą mogli wskrzesić Aleca? ^-^
Rozdział jak zawsze cudowny *.*
Rozdział cudowny :) jak i cały blog ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Cudowny rozdział ! Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuń