poniedziałek, 26 września 2016

KOLEJNA ZMIANA: ZMIENIONA DOMENA BLOGA

Moi drodzy, zdecydowałam, że przeniosę bloga na inną domenę, którą posługiwałam się pisząc pierwszą historię :)
zapraszam!

kliknij
kliknij
kliknij
kliknij

Widzimy się wkrótce, buziaki

niedziela, 5 czerwca 2016

[12] "A na ścianach pojawiały się dziwne cienie"

Wybaczcie za ponad miesiąc nieobecności, ale w moim życiu nadeszły małe zmiany, których nie mogłam pominąć. Obiecuję, że jak najszybciej wam to wynagrodzę, jeśli znowu nic nie stanie mi na drodze, jak poprzednim razem...
A teraz: miłego czytania (rozdziału, który swoją drogą niezbyt mi wyszedł - przyznaję się)!

Perspektywa Clary:
Cały czas szłam przed siebie, nie zwracając większej uwagi na to, co dzieje się dookoła mnie. Za wszelką cenę chciałam już być na miejscu i wyjaśnić sobie z Sebastianem cel jego pobytu w Nowym Jorku. Za każdym razem, gdy tylko myślałam o blondynie, czułam dziwny ucisk w żołądku, ale zostawiłam tę informację dla siebie i pobiegłam dalej ścieżką, mijając kolejne budynki, które z każdą sekundą wydawały się być mi coraz bardziej obce. W końcu zobaczyłam średniej wielkości tabliczkę z wygrawerowanej na nią nazwą ulicy: "High Street". Szybko odnalazłam wzrokiem wysoką kamienicę, w której podobno mieszkał mój niby brat i podeszłam bliżej klatki schodowej, wpisując znany mi znikąd kod dostępu na małej klawiaturce. Po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku, jakby dzikiego warczenia, wstąpiłam do środka i przeszłam dalej w kierunku windy, czekając aż się otworzy. Weszłam w jej głąb, opierając się o ścianę i wciskając guzik z małą jedenastką. Nuciłam cicho tekst piosenki, która ostatnio wciąż krążyła mi po głowie i mimo moich błagań - nie chciała jej opuścić.

"These four lonely walls have changed the way I feel
The way I feel, I'm standing still
And nothing else matters now, you're not here
So where are you? I've been callin' you, I'm missin' you" 

Nieumyślnie spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam dziwny cień, który albo szukał kłopotów, albo chciał je spowodować. Skrzyżowałam ręce na piersi, nie zwracając większej uwagi na tajemniczą postać, i spokojnie czekałam, aż dojadę na wyznaczone miejsce. Kiedy w windzie rozszedł się dźwięk oznaczający, że dojechałam na prawie ostatnie piętro budynku, natychmiast odsunęłam się od lodowatej szyby, chcąc wyjść na korytarz, gdyż szczerze miałam dosyć tego, że czułam na sobie czyjś wzrok. W momencie, gdy jedną nogę miałam już po drugiej stronie drzwi, ktoś ścisnął mnie za rękę, ciągnąc do tyłu, przez co moje plecy zderzyły się z dobrze zbudowanym ciałem mężczyzny. Odsunął mnie bezpiecznie na bok, blokując mi jakąkolwiek drogę ucieczki, jednocześnie wciskając ręką każdy możliwy przycisk, co sprawiło, że w całym pomieszczeniu, jak i może nawet w budynku, wysiadły korki.
- Pojebało cię? Zepsułeś windę! - wydarłam się na wciąż nieznajomego mi typa.
- Tym lepiej, cukiereczku - zaśmiał się, ukazując śnieżno białe zęby.
Przewróciłam lekceważąco oczami, chodząc w kółko i mrucząc coś pod nosem, co i tak nie miało najmniejszego sensu.
- Możesz przestać? Proszę? - zacisnął palce dookoła mojej dłoni, a ja spojrzałam na niego wymownie, po chwili uwalniając swój nadgarstek z jego uścisku - Nie musisz się mnie bać - uniósł powoli kąciki ust, co w połączeniu z jego intensywnymi dołeczkami w polikach wyglądało zabójczo.
- Ouuu, doprawdy? W sumie masz rację, w końcu to normalne, kiedy obcy facet umila ci czas swoją obecnością podczas jechania windą, a potem od tak ją zatrzymuje - rozłożyłam dłonie, chcąc... w zasadzie nie wiem co chcieć zrobić, ale coś na pewno.
Chłopak zaśmiał się cicho, po czym odsuwając się ode mnie, podszedł do tabliczki z guzikami, wciskając kilka z nich jednocześnie, i jeszcze w tej samej sekundzie w środku zapaliło się światło, a drzwi, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się, ukazując ten sam korytarz, który widziałam jeszcze kilka minut temu.
- Ty... - wytrzeszczyłam oczy, uświadamiając sobie, że od samego początku chłopak miał pełną kontrolę nad tym, co się dzieje - Zawsze jesteś taki zabawny?
- Powinnaś to wiedzieć, słonko - mrugnął do mnie porozumiewawczo, po czym widząc moje zakłopotane spojrzenie, zdjął ciemny kaptur z głowy, ukazując twarz, która jak się okazało była mi tak dobrze znana. Te oczy, których zazdrościła mu każda napotkana przez niego dziewczyna... te piękne, szkarłatno-niebieskie tęczówki, w których widziałam blask migającej świetlówki, w których w każdej chwili mogłabym zatonąć i za którymi tak cholernie tęskniłam...
Nie czekając ani chwili dłużej, po prostu rzuciłam się w ramiona chłopaka, bawiąc się jego włosami w sposób, jakby zaraz znów miał zniknąć.

Perspektywa Jace'a:
Wracałem z kolejnego wypadu do klubu, gdzie z każdą nową imprezą aż roi się tam od demonów. Skupiłem się na drodze, by tym razem nie zabłądzić, rozmyślając nad Clary, która od tak zniknęła, nie zostawiając żadnej wiadomości.
- Lewo - skwitowała Isabelle, która nie odstępowała mnie na krok.
Zaśmiałem się, kręcąc przecząco głową, po czym dogoniłem dziewczynę, spoglądając na nią kątem oka. Grymas na jej twarzy wydawał się nie mieć końca: zmarszczone czoło, na którym każda mała żyłka skakała z nadmiaru emocji, lekko przymknięte oczy, nad którymi widniały brwi o specyficznym kształcie oraz zaciśnięte usta, z których ściekała strużka krwi. Zatrzymałem dziewczynę ramieniem, przykładając kciuk do jej warg, składając na nich później delikatny nacisk, by brunetka uwolniła je spod nacisku swoich zębów. Wierzchem dłoni starłem szkarłatną ciecz z jej podbródka, po czym odwzajemniłem jej uśmiech, gładząc ręką jej siny policzek.
- A teraz mów: co jest? - zaśmiałem się, obejmując dziewczynę ramieniem i kontynuując drogę do Instytutu.
- A musi coś być? - unikała mojego spojrzenia - Po prostu mam zły dzień.
- Od 72 godzin? - nastała chwila ciszy, dzięki której byłem w stanie usłyszeć jej przyśpieszony oddech - Ma to związek z Simonem?
- Nie - odpowiedziała szybko, po czym natychmiast odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Kłamie, słyszę to w jej głosie oraz zdradza to jej zachowanie, postawa i szybsze bicie serca - Ok - westchnęła - Simon nie zachowuje się ostatnio tak, jak przystało na Nocnego Łowcę. On... nie jest już sobą, to już nie jest ten sam człowiek, którego poznaliśmy kilka lat temu...
- Iz, szybciej! - krzyknąłem, akcentując każdą literkę.
- On jest demonem! - podniosła głos, dzięki czemu wiadomość wywołała u mnie jeszcze większe dreszcze.
- Dlatego od tygodnia nie przebywa w Instytucie... - powiedziałem bardziej do siebie, niż do niej.
Zanim zdążyłem zrobić jakikolwiek ruch, usłyszałem głośny huk, jakby spowodowany wybuchem bomby, co w Nowym Jorku było dość niecodzienne. Powoli wyjąłem serafickie ostrze zza pasa spodni, po czym zacząłem się skradać, delikatnie stąpając po trawie. Odbezpieczyłem wejście do kanałów, gdzie znajdowało się źródło dźwięku.
- Wypiorę ci te ciuchy - szepnąłem do Isabelle, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć o stanie pomieszczenia, do którego zaraz wejdziemy. Mimo tego, że jej nie widziałem, mógłbym przysiąc, że tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się od ucha do ucha - Gotowa? - spytałem, podając jej dłoń, którą chwilę później ujęła.
Wskoczyłem do płytkiej wody, która nie dosięgała mi nawet do kostek, ciągnąc za sobą dziewczynę. W pobliżu nie było nikogo podejrzanego, jakby te wszystkie szepty, które słyszałem na zewnątrz były tylko zwykłym złudzeniem. Z każdym krokiem na ścianach pojawiały się dziwne cienie przypominające wycinki z życia przypadkowego obywatela miasta. Począwszy na małym dziecku w kołysce, poprzez naukę w college'u, kończąc na powieszeniu się w własnej toalecie, z dala od społeczeństwa. Hipnotyzujące głosy, które miały w sobie coś, dzięki czemu nie chciało się opuścić kanału, tylko brnąć w to gówno dalej, nie odstępowały nas na krok. Ścisnąłem mocniej dłoń Iz, dając jej znak, że nadal tu jestem. Nagle dotarliśmy do drewnianych drzwi, które znacznie różniły się od tych w piwnicach Instytutu. Te były w całości pokryte zielonym mchem, bluszczem, czy innym tego typu syfem. W każdym razie stanowiły świetne zabezpieczenie, by przypadkiem ktoś, kto nie ma odpowiedniego narzędzia, nie mógł wejść do środka, a potem nigdy nie mógł tu wrócić ze względu na głosy, działające podobnie do śpiewu syren. Człowiek, który tworzył te tunele musiał mieć nieźle najebane w głowie. Choć wcale nie musiał to być człowiek...
Wyjąłem z kieszeni podręczny scyzoryk, dzięki czemu z łatwością poradziłem sobie z zagradzającą mi drogę rośliną. Gorzej było z zamkiem, który zerdzewiał po tylu latach nieużywania. Odsunąłem się kilka kroków w tył, by zaraz naprzeć na drzwi wszystkimi mięśniami. W końcu po trzech, czterech próbach zamek pękł, ukazując pomieszczenie, którego doszukiwali się światowi archeolodzy. Widok zapierał dech w piersiach, i wcale nie było to przyjemne doznanie. Odór, który czuć było za drzwiami teraz był znacznie intensywniejszy. Zgnilizna, wcale nie pochodząca od zwierząt, lecz od ludzkich ciał, wypełniała całe pomieszczenie, mieszając się z powietrzem, którego i tak tu mało. Wiedziałem, że jeśli natychmiast stąd nie wyjdziemy, będziemy w niezłych tarapatach. I miałem rację, bo było już za późno na jakąkolwiek ewakuację.
- Zajebiście - wyszeptałem, bo jedynie na to było mnie w tej chwili stać.

Perspektywa Isabelle:
<...>

Perspektywa Simona:
Siedziałem skulony w rogu pokoju, czytając dalsze kontynuacje "Demonologii", chcąc przewidzieć kolejne ataki i napady agresji z mojej strony. Próbowałem przezwyciężyć ból, który nie dawał za wygraną i z każdą sekundą uciskał moje ciało. Czułem, jakbym był rozrywany na drobne kawałeczki, które ledwo widać gołym okiem. Nienawidziłem tego etapu, kiedy wieczorami znów zmieniałem się w krwiożerczą bestię. Miałem dość ciągłego przywiązywania siebie do łóżka i tego typu przedmiotów, bym nie był w stanie opuścić mieszkania.
Podszedłem do komody stojącej nieopodal łóżka, otworzyłem górną szufladę i wyciągnąłem paczkę tabletek nasennych. Wysypałem sobie odpowiednią ich ilość na wewnętrzną część dłoni, połykając je bez większego namysłu. Usiadłem na brzegu łóżka, przykrywając oczy rękoma, po czym przerzucając nogi przez ramę nakryłem swoje ciało kołdrą. Zamknąłem oczy, wyłączając lampkę jednym przyciskiem, po czym wtuliłem głowę w miękką poduszkę, zaczynając liczyć skaczące owce.
1 owca...
2 owce...
3 owce...
4 owce...
5 owiec...
6 owiec...
Lecz ból nie pozwalał mi zasnąć. Przez moje gardło przedostawały się przeraźliwe jęki, jakby wycie wilka, tylko znacznie intensywniejsze i o niższej tonacji. Wstałem, wyciągając z kieszeni spodni małą paczuszkę. Wysypałem jej zawartość na wierzch dłoni i wygiąłem się w przód, zaciągając się białym proszkiem, który błyskawicznie orzeźwił moje ciało. Czułem się delikatnie, jakbym chodził po chmurach. Widziałem masę przeróżnych elementów i kolorów, których normalne oko przenigdy nie zobaczy, zwłaszcza w tak małym pomieszczeniu, jakim jest moja kawalerka. Zamknąłem oczy, oddychając spokojnie, jakbym za chwilę miał totalnie odpłynąć. Skupiłem się na biciu własnego serca, licząc każdy jego łomot, co było znacznie lepszym rozwiązaniem niż skaczące przez płotki puchate chmurki. Ponownie położyłem się do łóżka, co przy pomocy narkotyku nie było łatwym zadaniem, w porównaniu do snu, który przyszedł szybciej niż myślałem. Natychmiast znalazłem się w nieznanej mi krainie, która z całą pewnością przyniesie nowe doświadczenia i przygody, które zapomnę, gdy tylko się obudzę.

PAMIĘTAJCIE, ŻE KAŻDY KOMENTARZ MOTYWUJE MNIE DO DALSZEJ PRACY ;) ♥

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

[11] "Nunquam licentia mihi, Zaufaj mi"

Perspektywa Clary:
~kilka godzin wcześniej...
Ostrożnie szłam przez ciemny las, bacznie rozglądając się na boki, jak to zawsze uczył mnie Hodge i inni trenerzy, z którymi zresztą nie bawiłam się tak dobrze, jak właśnie z nim. Każde kroki zbliżały mnie do wejścia w jakąś, jak podejrzewam, pułapkę. Księżyc też nie był mi obojętny, bo tylko dodawał tego brakującego dreszczyku, jakbym już nie czuła się jak w jakimś jebanym horrorze.
- A więc jednak zaszczyciłaś mnie swoją obecnością, księżniczko - natychmiast odwróciłam się w stronę znajomego głosu, upuszczając serafickie ostrze, co wcale nie wydarzyło się przypadkiem. Chłopak, którego zdążyłam już wcześniej poznać, był tak samo czarujący, jak przy poprzednim spotkaniu, ale jednak inny. Jego blond włosy przybrały inną, znacznie ciemniejszą barwę, co można było rozpoznać nawet w ciemności. Oczy, co prawda kiedyś zielone, teraz były brązowe, prawie czarne, a jego rysy twarzy znacznie się wyostrzyły, jakby tak nagle wydoroślał, zostawiając za sobą tamtego chłopaka, w którym w jakimś stopniu się zauroczyłam.
- Księżniczką? - nie zamierzałam pytać o jego nagłą zmianę wyglądu, mając nadzieję, że pierwszy zacznie ten temat.
- Tak - skrzywił się - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Wcześniej? Przecież jeszcze nigdy się tak do mnie nie zwróciłeś - powiedziałam zmieszana, robiąc krok w tył, co zapewne zauważył, bo na jego twarz natychmiast wkradł się tajemniczy uśmieszek.
- Ostrzegano mnie, że nic nie będziesz pamiętać, ale mimo to spróbuję ci jakoś pomóc - pstryknął palcami, a dookoła niego powstała chmura czarnego dymu, która w jednej chwili przysłoniła wszystko, co do tej pory widziałam - Nunquam licentia mihi, Zaufaj mi - po tych słowach znalazłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu, pełnym starych półek, regałów i książek.
- Patrz uważnie - powiedział chłopak, obejmując mnie ramieniem i znów pstrykając.
Po chwili obok nas przeszły dzieci, podskakując lekko z nogi na nogę. Mała, rudowłosa dziewczynka podeszła do drewnianej lalki, biorąc ją za rękę i delikatnie ciągnąc za sobą.
- Pobawisz się ze mną? - spytała uroczego blondyna, który zapewne był jej starszym bratem.
- Nie mogę, Ry [czyt. Ri], wiesz dobrze, że muszę pomóc ojcu - odpowiedział smutno, przytulając do siebie dziewczynkę.
- Proszę, Ti, tylko na chwilkę - po policzku spłynęła jej pojedyncza, niewinna łza. Było mi jej strasznie szkoda. Wyglądała na zagubioną i samotną, jakby całe dzieciństwo chciała poświęcić zabawie, nie licząc się z konsekwencjami jej słów.
Dokładnie tak jak ja...
- Nadal nic? - spytał, patrząc mi prosto w oczy. Pokręciłam zrezygnowana głową, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Pokażesz mi coś jeszcze? - spytałam cicho, powodując uśmiech na jego twarzy. Chłopak znów pstryknął, przenosząc nas w kolejne, znajome mi miejsce.
Sporych rozmiarów ogród, kwiaty pełne życia i kolorów, ciemnozielone liście na drzewach i te same dzieci siedzące na okrągłym dywaniku.
- Pokazać ci sztuczkę? - spytał chłopiec, biorąc do ręki drewnianą pozytywkę.
- Tak, tak! Pokaż! - krzyczał słodki rudzielec, wymachując rączkami na lewo i prawo.
Chłopiec, którego dziewczynka nazywała Ti, zakręcił delikatnie korbą, dzięki czemu pudełeczko z jakąś uroczą figurką w środku wydało charakterystyczny dźwięk. Uspokajająca melodyjka za dnia, oraz niepokojąca w nocy, zwłaszcza kiedy jesteś sam w domu, skończyła grać, a z pozytywki wyskoczyła mała balerina w różowej sukience.
- To nie była sztuczka! - krzyknęła oburzona dziewczynka, krzyżując ręce na piersi.
- To jeszcze nie koniec - zaśmiał się Ti, po czym ponownie nakręcił skrzyneczkę. Gdy melodia wydała ostatni dźwięk, wieczko się podniosło, a na czerwonej poduszeczce, gdzie jeszcze niedawno była mała laleczka, znajdowała się śliczna bransoletka z kilkoma dziewczęcymi zawieszkami.
- Jest piękna, dziękuję! - krzyknęła rudowłosa, po czym rzuciła się na brata.
Uśmiechnęłam się w duchu, spoglądając ukradkiem na swój nadgarstek, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu nosiłam podobną bransoletę.
- Jedziemy dalej? - spytał, na co ja skinęłam głową, dając mu szansę na ponowne pstryknięcie palcami.
Tym razem znaleźliśmy się w opustoszałym domu, gdzie prawdopodobnie całkiem niedawno wybuchł pożar. Mała, urocza Ry, klęcząca przy swoim braciszku, tuląca go jak jeszcze nigdy wcześniej, której intensywne łzy spływające na ramię chłopca oznaczały jedno. Ti umiera, zostawiając dziewczynkę samą, bez żadnej opieki i pomocy. Obok leżą spalone dokumenty, a ściany, pozbawione jakiegokolwiek koloru o mało co nie runęły razem z ogniem.
- Przepraszam, księżniczko - mówił, trzymając się za gardło - Nie chciałem tego.
Dziewczynka jeszcze bardziej się rozpłakała, wtulając swoją małą główkę jeszcze głębiej w klatkę piersiową brata.
- Nunquam licentia mihi, księżniczko - i zamknął oczy, odchodząc na zawsze.
Jednak mała Ry wiedziała, że zawsze będzie przy niej. Zawsze będzie jej pomagał podejmować decyzje, które będą miały swój ukryty efekt motyla i za którymi będą się czaić różne mroczne tajemnice, o których nawet nie miała pojęcia.
- Pora wracać, princeps - zaśmiał się chłopak, kładąc głowę na moim barku. Uśmiechnęłam się w duchu, czując jego oddech na skroni. Po chwili dookoła nas utworzyła się ta sama chmura dymu, która rozpłynęła się od razu, kiedy znaleźliśmy się w lesie.
- Już rozumiesz? - spytał z troską, trzymając mnie silnie za ramiona. Skinęłam lekko głową, na co ten się zaśmiał - Wiem, że nie, nie musisz kłamać, żeby mnie uszczęśliwić. Ale spokojnie, już niedługo wszystko zrozumiesz.
- Bez ciebie nie dam rady - powiedziałam, ujmując jego dłoń.
- Nunquam licentia mihi, pamiętasz? - uśmiechnął się delikatnie, a w jego oczach pojawiły się łzy. Dopiero teraz zauważyłam pierścień znajdujący się na jego palcu.
Okrągła, srebrna obrączka, rozszerzająca się z każdym milimetrem, z idealnie wygrawerowaną literą "M" na środku oraz dwiema wyrzeźbionymi gwiazdami po bokach, którą nosił każdy członek należący do rodziny Morgensternów.
Ale nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek, ten zniknął, a na jego miejscu pojawiła się mała karteczka.
"Sebastian 
High Street 7A/104
012-062-802"

Na moją twarz, po raz setny chyba, wkradł się uśmiech, a ja, uszczęśliwiona faktem spotkania chłopaka, wyciągnęłam z kieszeni srebrną bransoletkę, którą podarował mi kilkanaście lat temu jako mój starszy brat.
- Pamiętam - powiedziałam, lecz tym razem już do samej siebie.

Perspektywa Jace'a:
Po krótkiej drzemce, dzięki której udało mi się choć odrobinę powstrzymać ból głowy, powędrowałem do sypialni Clary, chcąc dowiedzieć się od niej szczegółów spotkania z tajemniczą osobą. Grzecznie zapukałem, a gdy zamiast zwykłego 'proszę' usłyszałem śmiech mieszany co chwilę z płaczem, wbiegłem do środka, o mały włos nie wyrywając drzwi z zawiasów.
- Co się stało? - spytałem pewien troski, siadając obok rudowłosej na łóżku.
- To niemożliwe - powtarzała, tuląc do siebie drewniane pudełko - To niemożliwe...
Jej głos był cichy i spokojny, z przebłyskami śmiechu i płaczu, jakby jednocześnie cierpiała i dobrze się bawiła.
- Clary, proszę, powiedz mi co się stało - powiedziałem, tuląc dziewczynę do siebie i gładząc delikatnie jej włosy, na co ta tylko pokręciła głową, gwałtownie wstając i podchodząc do okna. Ukryła twarz w dłoniach, głęboko oddychając, jakby próbowała się w jakiś sposób uspokoić.
- Clary... - nie przestawałem.
Podążyłem w jej ślady, również zsuwając się z łóżka. Oparłem się o parapet, przypatrując się dokładnie ukochanej. Było w niej coś tajemniczego, a jednocześnie pociągającego, coś, co nie pozwalało mi wyjść i zostawić ją w spokoju.
- O Boże... - westchnęła, klękając przy ścianie. Schowała głowę w swoje długie włosy, kołysząc się na boki. Jej stan dawał dużo do myślenia, zwłaszcza osobie, która widziałaby ją po raz pierwszy.
Próbowałem dyskretnie do niej podejść, lecz z każdym wykonanym przeze mnie krokiem dziewczyna się odsuwała.
- To niemożliwe, Jace - rzuciła, zanim znów wybuchła głośnym płaczem.
- Powiesz mi, do cholery, o co chodzi? Clary, kurwa, próbuję ci pomóc! - podniosłem głos, uderzając z całej siły pięścią w ogromną szafę, która swoją drogą zajmowała więcej miejsca niż mógłbym się spodziewać przy składaniu jej w całość miesiąc temu.
- Mam brata... mam starszego brata! - krzyknęła, rzucając się na mnie. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, całując ją delikatnie w czubek głowy.
Faktycznie, ta informacja jest usprawiedliwieniem na stan, w jakim znajduje się teraz Clary. Okłamywana przez te wszystkie lata, że jest jedynaczką... mądre posunięcie, jeśli chodzi o Clave. Jedna gęba mniej do wykarmienia, co oznacza więcej wydatków na broń, zamiast na jedzenie i inne potrzebne środki dla takich jak ja, Izzy, czy Clary.
- Jesteś tego pewna? - spytałem, odsuwając dziewczynę od siebie i zniżając się tak, żeby nasze oczy były na tym samym poziomie.
- Wszystko wskazuje na to, że tak - rzuciła, spoglądając niechętnie gdzieś na bok. Czyli jednak jest jakiś procent szans, że Morgenstern kłamie.
- Wszystko, czyli co dokładnie? - usiadłem na kanapie, ciągnąc za sobą rudowłosą.
- Pokazał mi nasze wspólne wspomnienia, które wcześniej były zablokowane przez...
- Clave - dokończyłem za nią, zagryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Tak - dodała - Poza tym jego rysy twarzy są mi tak bardzo znane, ale z drugiej strony tak bardzo obce. Gdy jest blisko czuję, jakbym znała go całe życie, ale gdy tylko się od siebie odsuniemy, jest mi z tym źle, jakbym straciła ważną część siebie. Jace, ja... będę cię teraz potrzebowała bardziej niż kiedykolwiek.
- Clary, zatraciłem się w swoim życiu. Zatraciłem się w nim tak bardzo, że nie dostrzegałem, jak ważnym jego elementem jesteś, ale gdy to zrozumiałem, było już za późno, dlatego teraz zrobię wszystko, by ci to wynagrodzić.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, kładąc dłoń na moim policzku. Spojrzała w moje oczy, w których mogła zobaczyć to, co zawsze chciała usłyszeć i to, co tak naprawdę do niej czuję.
- Dziękuję - powiedziała, muskając lekko moje usta. Gdy to zrobiła, moje wszystkie mięśnie, które do tej pory były wykurwiście spięte, teraz się rozluźniły, dzięki czemu mój oddech również się uspokoił.
- Chyba już pójdę - powiedziała, spoglądając niewinnie gdzieś w bok.
- To twoja sypialnia - zaśmiałem się.
- No tak - dołączyła do mnie, lecz zaraz później przybrała kamienny wyraz twarzy, jakby bała się wszystkiego, co ją otacza. Splotła palce za plecami i zaczęła delikatnie kołysać się w przód i w tył.
- Hej - zacząłem, łapiąc dziewczynę za ramiona - Wyluzuj - uśmiechnąłem się czarująco, przez co odetchnęła z ulgą, odpychając mnie od siebie dłonią.
- W porządku - opadła na łóżko, zapewne zmęczona nagłym przypływem tylu emocji - W takim razie ty wyjdź - zaśmiała się, układając się odpowiednio na materacu, po czym zamknęła oczy i popadła w głęboki sen.
Kocham patrzeć, jak zasypia. Zawsze wtedy chciałbym wejść jej do głowy i zobaczyć, o czym marzy. Chciałbym zobaczyć świat w jej kolorach. Chciałbym zobaczyć tam siebie tak, jak ona mnie postrzega...
Uśmiechnąłem się ostatni raz i wyszedłem, zostawiając ją samą, by w spokoju mogła odpocząć tam, gdzie zabrały ją jej najskrytsze myśli.

Perspektywa Isabelle:
Przeglądałam internet, gdy nagle mój instytucki komputer wydał z siebie cichy dźwięk powiadomienia.
Od: simonXtakagi
Musimy się spotkać w trybie natychmiastowym i mam w dupie to, że planowałaś sobie obejrzeć kolejny odcinek Pamiętników Wampirów, jasne?

Szybko wystukałam na klawiaturze pojedyncze klawisze, wysyłając wiadomość do tego popierdolonego fana anime.
Do: simonXtakagi
Jesteś jakimś pieprzonym czarodziejem, że wiesz, co właśnie miałam zamiar robić, czy po prostu tak dobrze mnie znasz? Nigdzie nie idę, rozumiesz?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź z jego strony, która nie wyglądała, jakby chłopak robił sobie ze mnie żarty. Wiedział, jakie teksty mogą wywołać u mnie nieprzyjemne dreszcze, a jakby dodać do tego fakt, że właśnie wybiła północ, jeszcze bardziej zjebał mi humor, nie mówiąc już o całym podekscytowaniu najnowszą premierą odcinka, na który tak długo czekałam.

Od: simonXtakagi
Czarodziejem może i nie, ale za to demonem już niedługo, jeśli mi nie pomożesz.

Do: simonXtakagi
Już jadę.

Szybko spakowałam w torbę najpotrzebniejsze rzeczy, wybiegając czym prędzej z Instytutu. Szybko odszukałam wzrokiem swojego auta, które w nocy wyglądało jeszcze bardziej zabójczo, niż za dnia. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo zadowolona z zakupu czegokolwiek, nie mówiąc już o własnym BMW, na które czekałam kilka dobrych miesięcy. Jego zajebiste drzwiczki, które nie dość, że mają przyciemniane szyby, to jeszcze otwierają się w górę. Simon byłby zadowolony z takiego prezentu, zwłaszcza po tym, ile trudu włożył w przygotowania do mojego przyjęcia.
Od razu przeszłam myślami do chłopaka, odpalając silnik samochodu. Biorąc pod uwagę jego ostatnie zachowanie, które można spokojnie zaliczyć do jednych z tych dziwniejszych, mogłabym się spodziewać takiego obrotu spraw. Tyle że nadal nie domyślam się, jak w ogóle do tego doszło, skoro Simon cały czas albo przebywał przed kompem, albo po prostu spał lub trenował w Instytucie, gdzie żaden demon nie ma wstępu. Albo po prostu o czymś nie wiem, co i tak jest niedorzeczne.
W każdym razie moje myśli nie prowadziły do niczego, co mogłoby mi pomóc w odkrywaniu jego tajemnicy, o której zresztą dowiem się już za kilka minut, i to jeszcze w szczegółach. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, jak sprawnie zaparkowałam przed jego mieszkaniem. Na samą myśl, że mam tam wejść przechodziły mnie ciarki. W środku ten budynek wyglądał gorzej niż wszystkie ośrodki psychiatryczne razem wzięte, a co za tym idzie, w każdym kącie mieszka przynajmniej jeden pająk, także wolałabym już zostać pożarta przez demona, niż tam wejść. Zresztą wszystko się pokrywa, bo jeśli zaraz nie znajdę się w środku to Simon rzeczywiście może stać się tą poczwarą, a wtedy już będzie mi to obojętne, z czyich rąk zginę.
Ostrożnie otworzyłam drzwi, które swoją drogą mógłby ktoś porządnie naoliwić. Już nie pierwszy raz przyprawiły mnie o szybsze bicie serca, nie mówiąc już o oknach, których w zasadzie w ogóle nie było. Gdybym nie znała historii tego miejsca, mogłabym uznać, że Simon mieszka w jakimś opuszczonym blokowisku, gdzie aż roi się od upiorów, których tak bardzo się boisz. A prawda jest faktycznie nieco inna, sądząc po teoriach tutejszych mieszkańców. A to ktoś się kręcił w nocy dookoła domu i zupełnie przypadkiem wybił szybę, a to słońce pod nadmiarem ciepła ze strony polarowego koca leżącego na parapecie spowodowało delikatne pęknięcie, które potem przerodziło się w coś dużo większego, a to po prostu okna były za słabe i szyba sama z siebie pękła. NIE. Prawda jest taka, że gdyby te kochane mamusie bardziej pilnowały swoich dzieciaków żadna sytuacja ze zbiciem okna w ogóle nie miałaby miejsca. Ale nie, lepiej zwalić całą winę na wścibskich sąsiadów spod siódemki, czy też na psa drogiej pani Helenki, który w momencie rozbicia szyby spokojnie leżał sobie na trawie w miejscu oddalonym o dobre 2 kilometry od mieszkania Simona. Oczywiście nikt nigdy nie chciał słuchać ani zeznań bruneta, ani kilkuletnich świadków, których ten wynajął, by sprzeciwiły się rodzicielkom i wygadały wszystko straży miejskiej. Młodzi oczywiście mu nie darowali i w zamian zażądali 20$. Może to właśnie dlatego Simon utracił swoje całe oszczędności, które przeznaczone były na e-sportowe kolonie letnie? Kto wie...
Szybkim krokiem przeszłam w stronę windy, czekając aż się otworzy. Weszłam do środka, opierając się o ścianę i wciskając guzik. Nieumyślnie spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam dziwny cień, co zresztą nie wróżyło nic dobrego. Nie zwracając większej uwagi na tajemniczy obiekt, który w każdej chwili może coś pomieszać w kablach małego kwadratu, dzięki czemu prąd w całej kamienicy wysiądzie, skrzyżowałam ręce na piersi i spokojnie czekałam, aż dojadę na wyznaczone miejsce. Kiedy w windzie rozszedł się dźwięk oznaczający, że dojechałam na 3 piętro, natychmiast odsunęłam się od lodowatej szyby, chcąc wyjść na korytarz, gdyż szczerze miałam dosyć tego, że czułam na sobie czyjś wzrok. W momencie, gdy jedną nogę miałam już po drugiej stronie drzwi, ktoś ścisnął mnie za rękę, ciągnąc do tyłu, przez co moje plecy znów zderzyły się z dobrze znajomą mi ścianą. Dziwnie wyglądająca postać zablokowała mi jakąkolwiek drogę ucieczki, jednocześnie wciskając ręką kilkakrotnie każdy możliwy przycisk, sprawiając tym, że drzwi się zamknęły, a jedyne światło oświetlające mały kwadrat zgasło.
- Wiedziałam. Kurwa, wiedziałam - sapnęłam pod nosem, zaciskając ręce w pięści - Pojebało cię? Zepsułeś windę! - wydarłam się, co prawda na nieznajomego, którego i tak miałam w dupie.
- Ups? Wybacz - zaśmiał się, choć jego postawa wyglądała, jakby kompletnie go to nie obchodziło.
- Jak my stąd teraz niby wyjdziemy, hm? - spanikowałam, chcąc przejść bliżej drzwi, by móc choć przez chwilę pooddychać świeżym powietrzem, którego i tak było tu mało.
- Nie wyjdziemy? - wzruszył ramionami, przyglądając się swoim paznokciom, jakby był jakąś ważną osobistością. Jęknęłam zdenerwowana, wywracając oczami, po czym znów odwróciłam się w stronę drzwi, ponownie waląc w nie pięścią.
- Możesz przestać? Proszę? - chwycił mnie za nadgarstek,przyciągając bliżej siebie.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku. Spojrzałam na niego wymownie, chcąc zobaczyć, co prawda w ciemności, jak mniej więcej wygląda, lecz wszystko zasłaniał nie tylko kaptur, ale i dziwna maska.
- Boisz się? - spytał po chwili ciszy, zapewne słysząc mój głęboki oddech.
- Kogo? Ciebie? - wybuchłam śmiechem, uświadamiając sobie po chwili, że zachowuję się jak ostatnia kretynka.
- Szczerze mówiąc, tak, choć nie o tym mówiłem.
- Och, doprawdy? - podeszłam bliżej niego, piorunując go wzrokiem, co wyglądało nieco komicznie ze względu na mój wzrost.
- Mhm. Radziłbym uciekać - uśmiechnął się tajemniczo, ukazując swoje śnieżno białe zęby, które widoczne były nawet przy tak złym świetle.
- Ciekawe gdzie - machnęłam ręką, nie chcąc już dłużej słuchać jego zbędnego pierdolenia.
Chłopak zaśmiał się cicho, po czym odsuwając się ode mnie, podszedł do tabliczki z guzikami, wciskając kilka z nich jednocześnie, i jeszcze w tej samej sekundzie w środku zapaliło się światło, a drzwi, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się, ukazując ten sam korytarz, który widziałam jeszcze kilka minut temu.
- Ty... - wytrzeszczyłam oczy, uświadamiając sobie, że od samego początku chłopak miał pełną kontrolę nad tym, co się dzieje.
- Wiej - wyszeptał, po czym skulił się w średniej wielkości kłębek. Jego mięśnie maksymalnie się napięły, rozrywając znajomą mi koszulkę. Jego paznokcie, których w jednej chwili zaczęłam mu zazdrościć dosłownie zostały wypchnięte przez jakąś nienaturalną siłę na wierzch, a jego skóra przybrała inną, nietypową stronę, którą mogłabym rozpoznać wszędzie.
- Demon - wyszeptałam, kręcąc przecząco głową i zbierając się do natychmiastowej ucieczki. Potykałam się o deski, które nie wiadomo skąd wyrosły z podłogi właśnie w tym momencie. Mój głęboki oddech mieszał się z szybkim biciem mojego serca. Przez to całe ciśnienie, które panowało w budynku momentalnie się podniosło, a ja nie mogłam się nie dziwić, dlaczego alarm przeciwpożarowy się jeszcze nie włączył, a z sufitu nie spłynęły zimne strużki wody. Sprytnie skręciłam w kilka bocznych korytarzy, gubiąc przy tym poczwarę. Stanęłam w miejscu z rękoma przygotowanymi do walki, bacznie nasłuchując każdego kroku, który dosłownie odbijał się echem od ścian. Głośne łomotanie jego małych skrzydeł dał mi znak na to, że jest blisko, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, nie słysząc już nic od bardzo dawna, jakby demon zatrzymał się w miejscu lub po prostu zniknął. Nagle poczułam gorący oddech na skroni. Zachowałam spokój, zamykając powoli oczy i zaciskając usta w poziomą, wąską linię. Starałam się wstrzymać powietrze jak najdłużej tylko mogę, lecz zamiast tego, wydało mnie bicie serca, które przekroczyło każdy możliwy limit stuknięć na sekundę. Zaraz obok swojego ucha usłyszałam głośny, nienaturalny krzyk, który aż przyprawił mnie o dodatkowe dreszcze na skórze. Szybko zamachnęłam się ręką, wbijając ostrze prosto w ramię demona, co zapewne było jego słabym punktem, gdyż zaczął się drzeć i zwijać na ziemi z bólu. Od razu przybrał ludzką postać, trzymając się kurczowo za swój bark. Spojrzał na mnie z wściekłością gotującą się w jego oczach, po czym zniknął za pierwszą lepszą ścianą.
Oparłam się plecami o lodowate drzwi mieszkania Simona, oddychając ciężko. Przetarłam oczy wewnętrzną stroną dłoni, po czym wyciągnęłam rękę, by zapukać, ale z każdą chwilą, nie wiedzieć czemu, wahałam się coraz bardziej. Miałam dziwne wrażenie, że go tam nie ma, że stała się jakaś krzywda. Albo po prostu czułam do niego coś, czego nie dało się wytłumaczyć w racjonalny sposób. To, co wydarzyło się po imprezie w klubie z jednej strony w ogóle nie powinno mieć miejsca choćby ze względu na naszą długotrwałą przyjaźń, a z drugiej wywołało to u mnie takie emocje, że nie mogę przestać o tym myśleć. Próbowałam wszystkiego co mogłoby sprawić, że wrócę na ziemię, ale to jest silniejsze ode mnie. Nawet nie wiem kiedy moja ręka zastukała w jego drzwi, które chwile potem otworzyły się, ukazując bruneta wyłącznie w czarnych rurkach. Zagryzłam wargę, próbując zachować normalny wyraz twarzy, ale zadziorny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy w momencie, kiedy zauważył, że nie mogę oderwać wzroku od jego klatki piersiowej sprawił, że na moje policzki wpadł rumieniec.
- Szybka jesteś - zaśmiał się, zamykając za mną drzwi.
- W łóżku też? - spytałam, choć sama nie wiedziałam, jak w ogóle te słowa mogły przejść  mi przez gardło w jego obecności.
- Przecież do niczego nie doszło - skrzywił się, siadając na krzesło i jednocześnie opierając łokcie na jego oparciu.
- Więc może wytłumaczysz mi, dlaczego twoje policzki płoną od twojego parszywego kłamstwa? - spiorunowałam go wzrokiem, łapiąc się mimowolnie za głowę. Im dłużej tutaj jestem, tym bardziej odchodzi mi ochota na cokolwiek.
- Przepraszam, nie powinienem w ogóle wykorzystywać tego, że byłaś zalana w trzy dupy - uśmiechnął się delikatnie, a w jego oczach kryła się niewinność, którą tak bardzo w nim uwielbiałam. Machnęłam tylko ręką, podchodząc bliżej niego i tuląc się do jego nagiego torsu. W jednej chwili się opamiętałam i błyskawicznie odsunęłam od chłopaka, stając jakiś metr dalej. Zobaczyłam tylko, jak śmieje się pod nosem, po czym podszedł do okna, podziwiając miejski krajobraz.
- Nie przyszłam tu, żeby patrzeć, jak obserwujesz sobie świat - prychnęłam, zajmując miejsce na łóżku.
- Więc wyjdź - wzruszył ramionami, kompletnie nie przejęty tym, co właśnie powiedział.
- Mam wyjść? Zdajesz sobie sprawę z tego, co powiedziałeś? Wiesz, przez kogo o mało co nie zginęłam, zanim tutaj przyszłam? - wydarłam się na niego, wymachując ręką na prawo i lewo. Miałam dosyć tego, jak Simon mnie traktuje, od kiedy sprawy potoczyły się nieco inaczej.
- Przez kogo, przez demona? - zaśmiał się, krzyżując ręce na piersi.
- C-co? - spytałam z niedowierzenia - Skąd wiesz, że za drzwiami był demon, skoro nawet nie raczyłeś... och - westchnęłam, cofając się kilka kroków do tyłu.
- Wyjaśnię ci - zbliżał się do mnie powoli z wyciągniętymi do przodu rękoma, jakby starał się mnie uspokoić - Wyjaśnię...
- Nie! - rzuciłam w niego małą doniczką, która znajdowała się na szafce, blisko mnie - Nawet nie podchodź! - krzyknęłam, ukrywając twarz w dłonie i cicho popłakując. Brunet wykorzystał okazję i w błyskawicznym tempie znalazł się obok mnie. Ułożył swoje dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie.
- Ufasz mi? - spytał, całując mnie delikatnie w czubek głowy. Skinęłam głową, a na jego twarz, mimo że jej nie widziałam, wkradł się uśmiech - Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał mi do ucha, opierając swoją głowę na moim ramieniu - Obiecuję.
Mimo tego, że przed sobą miałam najprawdziwszego demona, nie bałam się. Mało tego, czułam się naprawdę bezpiecznie, gdy był obok. Jego gesty, które skierowane są wyłącznie w moją stronę, jego słowa, dzięki którym się uśmiecham, nawet gdy tego nie chcę. To wszystko sprawia, że moje serce bije znacznie szybciej, niż gdybym przebiegła kilkukilometrowy maraton, a mój brzuch, w którym znajduje się stado motyli, działa zupełnie inaczej, niż w zasadzie powinien.
- Jest już późno, a ja nie jestem w stanie ciebie odprowadzić...
- Dam sobie radę - zapewniłam go.
- Nie - zaśmiał się - Znaczy... wiem, że dasz. Ale chcę, żebyś zasnęła tutaj - odwrócił się lekko do tyłu, spoglądając na łóżko - obok mnie.
- J-jesteś pewien? - spytałam, nieco skrępowana obecną sytuacją. Mimo, że temperatura w pokoju nie przekraczała więcej niż 24°, mogłabym przysiąc, że jej stan znacznie się podniósł... Ścisnęłam w dłoni kawałek koszulki, machając nim delikatnie, by w jakiś sposób schłodzić swoje nagrzane do maksimum ciało. Kątem oka widziałam, jak Simon nie może oderwać wzroku od tego, co właśnie robię. Moje policzki od razu stały się czerwone jak burak, a ja sama przerwałam wykonywanie czynności, która w każdej chwili mogła podniecić chłopaka do tego stopnia, by rzucił się na mnie jak na kawałek mięsa.
Przełknęłam bezgłośnie ślinę, ściągając z siebie koszulkę. Miałam wrażenie, że Simon, nawet gdy miał zamknięte oczy lub był odwrócony tyłem do mnie, dosłownie pożerał mnie wzrokiem. Odpięłam guzik spodni, zsuwając je następnie z nóg. Podeszłam bliżej bruneta, łapiąc go za rękę. Jego oczy nieświadomie się wytrzeszczyły, a brwi wzniosły ku górze, gdy zobaczył moją koronkową bieliznę, która zresztą była moim ostatnim nabytkiem.
- Nie gap się, tylko całuj - zaśmiałam się, kładąc mu dłoń na policzku, który mimo tego, że nie był czerwony, miał bardzo wysoką temperaturę. Chłopak natychmiast wpoił się w moje usta, nabierając przy tym dużo powietrza. Pocałunki, choć na początku skromne i delikatne, później przerodziły się w coś dużo większego, jakby cały świat dookoła nas zniknął, a zostali tylko my, spragnieni tylko siebie nawzajem, na wyłączność. Jego język kreślił mokre znaki dookoła moich ust, przez co moje ciśnienie maksymalnie wzrosło. Zatrzymałam go ręką, uśmiechając się do niego niewinnie.
- Zostanę - poinformowałam - Ale pod jednym warunkiem.
Simon spojrzał się na mnie pytająco.
- Nie skrzywdzisz mnie...

_____________________________________________________________________________________________

Stwierdziłam, że nie będę pisać perspektywy Simona, gdyż uznałam, że jest ona częścią perspektywy Isabelle, a poza tym - nie miałam na nią jakiegoś specjalnego pomysłu. :)
W każdym razie mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Pytania:
1. Czy Clary  powinna zaufać swojemu bratu?
2. Czy Izzy dobrze robi, oddając się Simonowi?

LBA x2:
Przez te kolejne dwa tygodnie nieobecności trochę się naliczyło tych nagród, także może od razu przejdę do pytań.
*za nominację oczywiście dziękuję Ms. Veronika (jej blog*

1 nominacja:
1. Czy ktoś wie o twoich umiejętnościach pisarskich, czy blog jest twoją tajemnicą?
Wiedzą rodzice i kilkoro przyjaciół, ale sam adres bloga jak i to, co się właściwie na nim znajduje jest w 100% anonimowe.

2. Jaką piosenkę byś w tej chwili poleciła?
Ruelle - War of Hearts
Tede - Ostatnia noc

3. Co cię zmotywowało do założenia bloga?
Jakiś ponad rok temu, zaraz po przeczytaniu serii, byłam ciekawa, czy ktoś pisze jakieś fanfiction na jej podstawie, dlatego wpisałam sobie odpowiednie tagi i poczytałam kilka historii. W jedną naprawdę się wciągnęłam i to właśnie dzięki niej zdecydowałam, że w sumie też mogłabym spróbować wymyślić coś swojego. I tak właśnie powstał mój pierwszy blog, a jakieś kilka miesięcy po nim - ten. :)

4. Który przedmiot szkolny najbardziej cię interesuje? Dlaczego?
Bez zważania na oceny i lubienie tego przedmiotu - j. angielski, choćby ze względu na to, że od dziecka interesuję się różnymi miejscami za granicą, a jednym z moich największych marzeń jest wyjazd do USA/UK, dlatego też - czemu nie.

5. Blog to twoje hobby czy pasja?
Pasja.

6. Na jakim instrumencie chciałabyś się nauczyć grać?
Gitara, pianino bądź fortepian.

7. Co sądzisz o kupowaniu używanych książek (internet, antykwariat)?
Jeśli książki nie są aż bardzo zniszczone to oczywiście chętnie bym je do siebie przygarnęła. Nie jest to jakieś dziwne, w końcu książka to książka - bez względu na pochodzenie, jest cudowna.

8. Co cię motywuje do dalszego pisania? Dlaczego?
Komentarze, jak i przyszłość, którą chcę właśnie wiązać m.in. z pisaniem. :)

9. Owoce czy słodycze?
Owoce.

10. Cukier czy miód?
Cukier.

11. Las, góry czy morze?
Las lub morze - nic innego.


2 nominacja:
1. Jakiego utworu ostatnio słuchasz?
The Neighbourhood - Sweater Weather
The Neighbourhood - R.I.P. 2 My Youth
Kat Dahlia - I think i'm in love (nightcore)
Jetta - I'd love to change the world
Project 46 - Reasons

2. Często myślisz o przyszłości, czy może żyjesz chwilą obecną?
Raz tak, raz tak. Często jestem nieobecna duchem, gdyż po prostu sobie bujam w obłokach, ale nigdy nie jest tak, że myślę z przeciążeniem na jedną stronę. Zawsze jest to podzielone na równe, dwie części.

3. Którym żywiołem jesteś?
Zdecydowanie wodą, mimo tego, że totalnie się jej boję.

4. Znienawidzona książka/lektura?
Krzyżacy, pozdrawiam pana Sienkiewicza...

5. Lepiej ci wychodzi rysowanie czy malowanie?
Rysowanie.

6. Ile perełek (książek) zawiera twoja biblioteczka?
Mało, aż wstyd mi się przyznać. :(

7. Czy jesteś dumna ze swojego bloga?
Blog traktuję jak własne dziecko, więc tak. Jak można nie być dumnym ze swojego potomstwa?

8. Beyonce czy Rihanna?
Rihanna.

9. Gdybyś mogła zmienić coś w swoim wyglądzie, co by to było?
Waga, nic poza tym. No, może delikatnie powiększyłabym usta, ale tylko minimalnie, bym nie wyglądała jak Kylie Jenner.

10. Jaka pogoda jest obecnie u ciebie?
Lekko zachmurzone niebo, śliczne zachodzące słońce i równe 13°.

11. Twój ulubiony/e kolor/y?

Czarny, biały, szary, pudrowy róż.

MIŁEGO DNIA!

niedziela, 27 marca 2016

[10] "Pan będzie zadowolony"

Perspektywa Clary:
Kończyłam właśnie swój makijaż, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Szybko dokończyłam podkreślanie oka czarną kredką, po czym odebrałam, przykładając komórkę do ucha.
- Co tam, Iz?... Tak, jesteśmy już prawie gotowi... Wiem, że prawie to za mało, Iz... Ale nie praw mi morałów!... Ok, zaraz będziemy...
Widać, że dziewczyna jest nieźle nakręcona na przyjęcie z okazji jej nagłego powrotu do zdrowia. Cieszę się, że jej samopoczucie jest tak wysokie. Przynajmniej można ujrzeć uśmiech na jej twarzy, a to mnie najbardziej zadowala, odkąd Aleca pochowano w Mieście Kości.
Jako że Iz wydzwania do mnie od rana, bym tylko zdradziła jej w którym momencie przygotowań tkwimy...
Jace! - zawołałam, a blondyn od razu pojawił się obok mnie - Wyczyść buty, zmień marynarkę, idź szybko do fryzjera i obetnij paznokcie, ok?
- Czemu zachowujesz się jak moja matka? - spytał lekceważąco.
- A chcesz znowu dostać bułkę pod sklepem od staruszki? - skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na sarkastyczną odpowiedź z jego strony, jednak ten tylko skinął głową, lekko się przy tym uśmiechając.
Wróciłam do lustra, wyjmując z kosmetyczki tusz do rzęs.
- Okej, może tym razem będziesz mi posłuszny... - powiedziałam cicho, spoglądając gniewnie na małą szczoteczkę. Otworzyłam szeroko oko, podkreślając delikatnie rzęsy i modląc się w duchu, bym tylko nie wyjechała poza łuk.
- No żesz kurwa! - warknęłam - Trzeci raz poprawiam to oko!
Zdenerwowana rzuciłam wszystko w bok, biorąc do ręki stelę i kreśląc na ramieniu runy Wdzięku i Urody. Gdybym miała wybrać jedną spośród wszystkich moich mocy, pozbyłabym się wszystkich, tylko nie tej od tworzenia nowych run. Każdy to ceni, zwłaszcza teraz, gdy nadchodzi wojna.
- Gotowa? - odwróciłam się w stronę drzwi, gdzie stał Jace, oparty o futrynę.
- Można tak powiedzieć - jęknęłam przeciągle i spojrzałam nostalgicznie w okno. Po chwili usłyszałam kroki zmierzające w moim kierunku, więc natychmiast się odwróciłam.
- Pięknie wyglądasz - powiedział, delikatnie się nade mną pochylając i całując mnie w czubek głowy.
Faktycznie, nie mogłam temu zaprzeczyć. Miałam na sobie miętową sukienkę z wąskim paseczkiem przewiązanym w tali oraz czarne, pasujące do tego szpilki. Włosy zlokowałam i związałam je potem w ślicznego, wysokiego kucyka. Paznokcie wyglądały jak okrągłe milion dolarów. Wszystkie, prócz środkowego, pomalowane były na miętowo, tamten - na srebrno z dodatkiem brokatowych kryształków. Niektóre z nich przyozdobiłam małymi koralikami, co dodało im brakującego uroku.
Uśmiechnęłam się na jego słowa, kładąc rękę na jego torsie.
- Idziemy? - spytałam, zjeżdżając dłonią coraz niżej, na co ten cicho mruknął i złączył nasze palce razem.
- Idziemy - jego pewny ton spowodował dreszcze na moim ciele.
- Ostatnio jesteś jakiś dziwny - powiedziałam, gdy już byliśmy na świeżym powietrzu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Sama nie wiem. Jakbym wyczuwała jakąś aurę dookoła ciebie...
- Clary - przerwał mi, ściskając moje ramiona. Jego oczy, w których spokojnie widziałam swoje odbicie były na równi z moją głową - Jesteś Nocnym Łowcą, nie Czarodziejem. Przypomnij to sobie, kiedy znów będziesz chciała pierdolić o jakiejś aurze - i poszedł dalej, zostawiając mnie w tyle.
***
Po wejściu do małej kawiarenki, w której miała się odbyć impreza próbowałam odszukać wzrokiem Jace'a, który zaraz za pierwszym lepszym zakrętem zniknął mi z oczu. Jakby rozpłynął się w powietrzu, bo nieważne, w którą stronę spojrzałam i ile razy się obkręciłam, go nie było. Nieśmiało sprawdzałam każde pomieszczenia w lokalu, by znaleźć źródło dźwięku, które dopiero byłam w stanie usłyszeć. Z każdym moim krokiem muzyka była coraz bardziej intensywniejsza, co oznaczało, że tuż za rogiem jest jakaś wieża stereo, a co za tym idzie - przyjęcie, które miało się zacząć za jakieś 25 minut. Wyszłam do ogródka, gdzie znalazłam pierwszych gości oraz Isabelle, do której natychmiast podeszłam. Po wymienieniu uśmiechów mocno się do siebie przytuliłyśmy, jakbyśmy nie widziały się szmat czasu.
- Ślicznie wyglądasz - powiedziałyśmy równo, nadal lekko się kołysząc. Po chwili milczenia wybuchłyśmy śmiechem, wreszcie się od siebie odrywając.
- Pomożesz mi przenieść ciasta na stół? - spytała, wskazując kciukiem za siebie. Przytaknęłam głową, po czym ruszyłam za dziewczyną - Niektóre są w lodówce, a niektóre na blacie, już pokrojone.
- To ja wezmę te - podeszłam do niskiego pulpitu, biorąc kilka talerzy do ręki i idąc z nimi z powrotem na taras. Izzy wybrała idealną pogodę na przyjęcie. Co prawda słońce powoli znika za horyzontem, ale to nie zmienia faktu, że mimo niskiej temperatury jest strasznie ciepło. Opadłam zmęczona na uroczą ławeczkę przy płocie i zamknęłam oczy, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
- A gdzie Jace? - usłyszałam kolejne pytanie ze strony przyjaciółki, która, gdy odsłoniłam powieki, siedziała tuż obok mnie. Wzruszyłam ramionami, znów popadając w krótki sen.
- I nic cię to nie obchodzi? - moje długie milczenie zdało się na nic, gdyż brunetka cały czas naciskała - I.Nic.Cię.To.Nie.Obchodzi?
- Izzy, skończ! - warknęłam, ściągając okulary z oczu. Spojrzałam na nią wymownie, po czym znów się odprężyłam, czekając na resztę gości.
- Okej - skrzyżowała ręce na piersi - Okej - ściszyła swój ton o połowę, westchnęła, a dalej usłyszałam już tylko dźwięk jej obcasów.
Jeśli tak dalej pójdzie to zostanę całkiem sama, bo choć nie wiem w czym zawiniłam, zawsze to jest moja wina...
***
Muzyka od kilku minut zaczęła grać coraz głośniej, wprawiając ludzi w dziki taniec na parkiecie. Kiedy ja dobrze bawiłam się wraz z Alex w kącie ogródka, nie mogłam przestać myśleć o niczym innym, jak o tym, co wydarzyło się niecałe 10 minut temu. Przeprosiłam na moment blondynkę i wbiegłam na schody, by łatwiej było mi wypatrzyć Isabelle. Gdy zobaczyłam ją bacznie obserwującą tłum tańczących ludzi z różnych ras, natychmiast do niej podeszłam, starając się wymusić uśmiech na mojej twarzy.
- Dlaczego nie tańczysz? - spytałam przyjaciółkę, lecz widząc jej zmieszaną minę ponowiłam pytanie jeszcze kilka razy.
- Nie widzę nigdzie Simona, martwię się.
- To dziwne, że tak nagle zaczęłaś się nim interesować.
- Zawsze to robiłam, Clary. Po prostu tego nie dostrzegałaś.
- Pomiędzy wami coś jest, prawda? - spytałam po chwili milczenia, na co ta wzruszyła ramionami.
- Kiedy zginął Alec, przyszłam do niego. Powiedziałam, że tylko on potrafi mnie zrozumieć. Wtedy... wtedy coś poczułam. Jakbyśmy nagle się do siebie zbliżyli i...
- I?
- I się pocałowaliśmy. Z każdą sekundą czułam coraz większe pożądanie i... skończyło się na seksie.
- Jak to?
- On o tym nie wie. Nie wiem czemu... Och, Clary, to wszystko jest jakieś zjebane! Jakby to wszystko, co teraz widzę było zwykłym, jebanym snem, z którego zaraz się obudzę, a wszystko, co kocham i kochałam do tej pory zniknie, łącznie z moimi wspomnieniami - ostatnie zdanie wymówiła przez łzy, jakby naprawdę się tego bała.
- Uspokój się, wszystko jest ok - objęłam ją ramieniem, bawiąc się jej włosami.
- Nie wypada płakać na własnym przyjęciu, skarbie - obie podniosłyśmy głowy, zdając sobie po chwili sprawę, kto przed nami stoi.
- Mamo! - brunetka szybko się ode mnie odsunęła i rzuciła na Maryse.
Są takie same, ale jednak tak różne. Ich charaktery to dwie inne, odmienne osobowości. Isabelle jest rozważna i bezpośrednia, dzięki czemu czasami maleje w oczach ludzi, a jej matka jest egoistyczna i surowa, przez co łatwiej jest jej owinąć sobie kogoś wokół palca. Wcale się nie dziwię, że jest główną ambasadorką Clave, skoro nawet bandę tych aspołecznych pojebów potrafi nieźle nakręcić i naprowadzić na złą drogę.
- Clary - usłyszałam głos Maryse wyrywający mnie z rozmyśleń. Gdy tylko podniosłam wzrok, ta patrzała się centralnie przed siebie, dając mi do zrozumienia, że mam zrobić to samo.
Jace - pomyślałam. Znów spojrzałam na Maryse, po czym skinęłam głową i ruszyłam na samobójczą misję, bo przepchać się przez ten tłum nie było wcale łatwo.
Gdy byłam wystarczająco blisko, chłopak podniósł głowę. Jego mina nie była za ciekawa, uśmiech i oczy, przepełnione nienawiścią, zdradzały wszystko.
- Jesteś zły - zauważyłam, podchodząc o kilka kroków bliżej.
- Nie, kurwa. Marszczę czoło i mrużę oczy, bo cię niedowidzę.
- To nie było pytanie - westchnęłam zmieszana i usiadłam obok niego. Delikatnie oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając oczy. Blask księżyca dodawał romantycznego klimatu, czego nie robiło spięte ciało Jace'a. Chłopak wyraźnie był czymś zmartwiony, a z doświadczenia wiedziałam, że każde pytanie skierowane do niego, właśnie teraz, jeszcze bardziej zepsułoby mu humor.
Wiatr bawił się gałęziami drzew i kreślił niewidzialne znaki w powietrzu. Gdy tylko usłyszałam jego ciche gwizdanie, zadrżałam, jakbym wiedziała, że jego podmuch zaraz się tu zbliży. W jednej chwili moje oczy błyskawicznie się otworzyły, gdy blondyn tylko objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie. Nasze spojrzenia się zetknęły, a ja byłam bardziej skrępowana, niż przed szkolnym przedstawieniem w drugiej klasie podstawówki.
- Przepraszam - powiedział cicho, przykładając swoją głowę do mojej. Jego oczy były zamknięte, a czoło zmarszczone, jakby dzięki temu bardziej skupiał się na tym, co mówi - Tak bardzo cię przepraszam.
Ułożyłam dłoń na jego ramieniu, odsuwając go ode mnie szybkim ruchem. Spojrzałam prosto w jego oczy, w których kryła się zakazana miłość do młodej dziewczyny, którą jeszcze niedawno mógł nazywać swoją przyjaciółką. Przetransportowałam rękę prosto na jego policzek, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku, pełnym goryczy i pożądania. Zapach jego perfum mieszał się z zapachem papierosów, co jeszcze bardziej mnie pociągało.
Z każdą sekundą pocałunek stawał się coraz bardziej intensywniejszy i zapewne trwałby dłużej, gdyby nie kamień, który trafił w ogrodzenie i narobił trochę hałasu. Rozejrzałam się dookoła, starając się zobaczyć choćby jakiś cień osoby, która go rzuciła, lecz bez odpowiedniej runy nie mogłam zobaczyć nic. Przymrużyłam oczy, gdy oślepił mnie jasny blask zza jakiegoś drzewa. Spojrzałam szybko na Jace'a, chcąc uzyskać zgodę na urwanie się z imprezy, lecz gdy tylko ten skinął głową, a ja miałam już przeskakiwać przez dość niski płot, usłyszałam z oddali swoje imię.
- Och, tutaj jesteś - rzekła Maryse z tą samą miną, co zwykle - Pani Inkwizytor chciała się z tobą zobaczyć.
Co do chuja? - pomyślałam, spoglądając ukradkiem na Jace'a.
- Wybacz - zaczęłam, wyciągając do przodu rękę na znak, by się obie zatrzymały - Rosalie - przekręciłam głowę o 45°, uroczo się przy tym uśmiechając - Ale będziemy musiały przełożyć to spotkanie na inny termin - powiedziałam i pociągnąwszy za sobą blondyna przeszłam przez bramę na drugą stronę ogrodzenia.
- Jace - zaczęłam powoli, silniej ściskając jego dłoń - Mogę cię o coś prosić?
- A jak myślisz?
- Zostań tutaj, dobrze?
- Clary, nie...
- Wszystko będzie dobrze, poradzę sobie - przerwałam mu, zanim zaczął swoją gadkę, jak to bardzo jestem niedoświadczona w nocnych poszukiwaniach.
- Ale...
- Proszę.
Usłyszałam ciche westchnięcie chłopaka, co zapewne oznaczało poddanie się jego twardej strony.
- Uważaj na siebie - lekko musnęłam jego wargi, po czym pobiegłam w głąb lasu.

Perspektywa Jace'a:
Choć długo się zastanawiałem, czy iść za Clary, jednak zdecydowałem się zawrócić. Ominąłem szerokim łukiem Maryse, a następnie Rosalie, po czym dołączyłem do Isabelle.
- Hej - opadłem na krzesło obok niej, biorąc pierwszy lepszy kieliszek do ręki.
- Hej - odpowiedziała zaskoczona moją nagłą obecnością - Nie jesteś z Clary?
- Nie jesteś z Simonem?
Spojrzeliśmy na siebie jak na ostatnich pojebów, po czym wzruszyliśmy ramionami i upiliśmy łyk Krwawej Mary. Mimo tego, że muzyka miała swoje rytmy, przez które trudno było mi się skupić nad samym sobą, wciąż myślałem o Clary. Pojawiła się przypadkiem i nie chcę, żeby przypadkiem odeszła przez moją nieuwagę i niezdrowe myślenie. Tak strasznie się o nią boję, pomimo tego, że jest doświadczoną Nocną Łowczynią i pomimo tego, że zrobiła ze mnie strasznego mięczaka. Właśnie pomimo to ją kocham, bo to ona mnie tego nauczyła. To ona nauczyła mnie kochać i być odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale i za tych, na których mi cholernie zależy i których za nic w świecie nie chciałbym stracić. Po stracie parabatai, gdzie wciąż czuję pustkę w sercu, nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd z mojej strony.
"[...]I wanna kiss you, make you feel alright
I’m just so tired to share my nights
I wanna cry and I wanna love
But all my tears have been used up..."
Nie mówiąc o niczym Isabelle błyskawicznie ruszyłem przed siebie, nie wiedząc tak naprawdę dokąd zmierzam. Wyszedłem z lokalu, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem, bo wewnątrz, mimo tego, że wszystko odbywało się w ogródku, po prostu nie było do niego dostępu ze względu na tłum szalejących ludzi i wysokie ciśnienie podwyższone przez naszą drogą Inkwizytorkę.
Mijałem masę nieznanych mi ludzi. Tak naprawdę pierwszy raz mogłem popodziwiać ich przygnębione twarze, nieświadome tego, w jakim niebezpieczeństwie się znajdują. Wcześniej nie miałem na to najzwyczajniej czasu, nie mówiąc już w ogóle o wychodzeniu z Instytutu, by najnormalniej w świecie się przejść.
Wyciągnąłem słuchawki z kieszeni spodni, wkładając je potem do uszu. Odwinąłem kabelek, sprawnie podłączając jacka do telefonu. Zacząłem ruszać głową równie z tempem grającej muzyki, jakby mocne dźwięki wprawiły moje ciało w stan dzikiej frenezji. Błądziłem ulicami Nowego Jorku, podziwiając Brooklyn z każdej jego strony. Nawet jeśli słońce od kilku godzin kryło się za horyzontem, a na niebie widniał księżyc w pełnej okazałości, miasto tętniło życiem jak jeszcze nigdy dotąd. Drogi, oświetlone przez tutejsze latarnie, by dziury i pęknięcia były jeszcze bardziej widoczne dla oczu straży miejskiej, ciągnęły się w nieskończoność, przez co jeszcze dłużej zapatrywałem się w miejski krajobraz. Im dłużej tutaj jestem, tym szybciej chcę się stąd urwać.
Cały Brooklyn aż poci się od ilości klubów. Nie, żebym wybrzydzał te lokale, gdzie striptiz i seks za pięć dych jest na porządku dziennym - nie, absolutnie. Ale to, że tyle lasek, które spokojnie mogłyby mieć każdego, a zwłaszcza tych bogatych playboyów, których szukają stanowczo mi nie odpowiada. Pamiętam, jak dwa lata temu miałem przygodę z jedną z brooklyńskich prostytutek, żeby nie powiedzieć dziwek. To, że zjebały sobie przyszłość nie jest totalnie moją sprawą.
Christina była wysoką, śliczną i zgrabną brunetką. Jej ego, podobnie jak moje, przewyższało ją o połowę. Oczy, co prawda małe, ale o bardzo charakterystycznym odcieniu brązu uważała za najważniejszy i najbardziej podniecający facetów detal. Przygoda na jedną noc, tak, ale jak widać nadal ją pamiętam i myślę, że pozostanie mi w głowie przez bardzo długi czas. A szkoda, bo to, że facet, zwłaszcza taki jak ja, puszcza się podobnie jak większość modelek na lewo i prawo kompletnie nie jest w moim typie i nigdy nie było. To, że alkohol w połączeniu z papierosami i kokainą tak na mnie podziałał dał mi tylko cenną lekcję, bym na przyszłość bardziej uważał, co biorę do mojego pustego ryja.
Zagryzłem wewnętrzną stronę policzka, przypominając sobie o zdarzeniu sprzed dwóch lat. Moja naiwność i głupota czasem nie znają granic, ale wtedy przekroczyły jej próg o bardzo dużą skalę, co wcale mi nie odpowiadało.
Przechodząc ulicą, która nie należała do tych zadbanych, skrzywiłem się, gdy tylko zobaczyłem trzech napakowanych i szukających problemów facetów. Widać, że nawet tutaj, w jednym z najspokojniejszych zakamarków Nowego Jorku znajdą się tacy, jak oni, potocznie nazywani gangsterami i tymi, którzy mają wyjebane w zasadzie na wszystko. W sumie byśmy się nawet dogadali, oni też mają własne, twarde prawo, ale prawo, którego należy przestrzegać. Co z tego, że w pierwszym punkcie zapewne mają wypisane to, jak mają traktować policjantów, którzy akurat zechcą sprawdzać okolicę, w której legalnie przesiadują.
- JP na 100%, prawda chłopcy? - jęknąłem sam do siebie, przechodząc obok tych goryli.
Jeden gruby, drugi gruby, trzeci gruby, a gdzie kurwa czwarty? Przecież sami nie dadzą rady zatarasować przejścia, dzięki któremu z łatwością można skrócić drogę.
Sprytnie się obok nich przecisnąłem, na szczęście nie dotykając żadnego z nich choćby opuszkiem palca. Choć z drugiej strony wątpię, by coś poczuli. Taka kupa tłuszczu i mięsa nie zareagowałaby nawet na to, gdyby ktoś mu wyjebał z łokcia lub rzucił darmową szynkę pod nos.
Minąwszy pobliski sklep monopolowy skręciłem w prawo, znów mając przed oczami lokal, w której z tego co widać nadal trwa impreza. Nie sądziłem, że powiedzenie "Tylko ich spuścić z oczu..." sprawdzi się w moim wypadku. Nie było mnie przez dosłownie kilkadziesiąt minut, a ci już zdążyli owinąć cały budynek papierem toaletowym.
- Witamy z powrotem - powiedziały dwie, półnagie kobiety, które ewidentnie ktoś musiał wynająć, żeby stały tu jak wieszaki. W sumie dużo im nie brakuje, by przybrały taką formę, prawda?

Perspektywa Isabelle:
Impreza powoli zbliżała się do końca, co można było poznać po gościach i ilości alkoholu w ich krwi. Coś czuję, że Faerie nie przyjęły tego dobrze, bo jako jedyna rasa obecna na przyjęciu wyszły po zaledwie kilku opróżnionych do pełna kieliszkach.
- Iz - usłyszałam znajomy głos, który swoją drogą był strasznie zniekształcony - Wiesz może, dlaczego mam połamany telefon?
Blondyn wyciągnął z kieszeni kilka metalowych części smartfona, trzymając je na otwartej dłoni, bym mogła bezpośrednio na nie spojrzeć, co i tak uniemożliwiły mi jego dzikie drgawki.
- Jace, rzucałeś nim jak ostatni idiota.
- Pierdolisz...
Pokręciłam zażenowana głową, przewracając oczami, bo jedynie na taki gest mogłam się zdobyć.
- Dlaczego? - dodał, siadając przy stole, który właśnie miałam odnieść do sali. Ten chłopak wszystko mi uniemożliwia...
- Stary, włączyłeś tryb samolotowy i krzyczałeś "transformacja dziwko"... - skrzyżowałam ręce na piersi, czekając na jego odpowiedź.
- Kurwa - jęknął, upijając łyk wody - Wiedziałem, żeby zostać z Azorami.
- Azorami? - uniosłam pytająco brew w górę.
- Wiesz, takie grube kupy mięsa, które zwykle stoją na skrzyżowaniu obok monopolowego.
Zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Ale dlaczego akurat "Azor"? - westchnął.
- Założę się, że gdybym tylko podał im jakiś kawał mięcha od razu by się na niego rzucili.
Wiedziałam, że Jace ma głowę pełną pomysłów, ale nigdy nie widziałam u niego tyle entuzjazmu i kreatywności w jednym. Zwykle nie łączył tych dwóch cech w jedno, ale ostatnio wszystko robi na odwrót, nie mówiąc już o noszeniu ubrań na tzw. 'lewej stronie'.
- Idź się zdrzemnij, może zdążysz jakoś wytrzeźwieć przed wyjściem do domu - objęłam go od tyłu wokół szyi, nie dając mu możliwości odsunięcia się ode mnie. Musnęłam delikatnie jego policzek, od razu mieszając się na wyczuwalny odór alkoholu i papierosów.
- Dzięki, Iz - jego ton przybrał zupełnie inną barwę niż poprzednio, co nie tylko podniosło mnie na duchu, ale też spowodowało uśmiech na mojej bladej twarzy.
Wbiegłam po schodach na górę z zamiarem włożenia walających się wszędzie sterty naczyń do zmywarki. Wcisnęłam mały przycisk uruchamiający działanie maszyny, po czym przeszłam z kuchni do recepcji, chcąc opłacić rachunek za wczorajszy wieczór, który swoją drogą kosztował mnie mniej niż myślałam, a to oznaczało, że za resztę oszczędności mogę iść swobodnie na zakupy w galerii handlowej, używając nie tylko pieniędzy, ale i też mojej nowej, złotej karty. Ach, złota karta, która po dodaniu odpowiednich środków przynosi więcej zysku niż strat. Spokojnie mogłabym wykupić wszystkie ubrania najlepszej jakości z najlepszych marek, lecz wolałabym nie zmieniać się w typowe gwiazdy Hollywood.
Wróciłam do kuchni nie tylko myślami. Usiadłam przy stole, bacznie obserwując elektroniczny zegarek wbudowany w piekarnik. Każde jego mignięcie oznaczało, że zbliża się czas na wyjęcie porcelanowych naczyń ze zmywarki, która swoją drogą już dawno zakończyła swoją robotę. Powoli i ostrożnie, z widocznym skupieniem na twarzy, co charakteryzowały przymrużone oczy, wyciągnęłam czyste i suche talerze wraz z sztućcami, odkładając je bezpiecznie na blat, skąd pewnie przejdą do osobnych i wyznaczonych przez recepcjonistkę szaf i szuflad.
Podeszłam do dużego okna, z którego miałam widok na cały ogród, a także na to, co dzieje się poza jego granicą. Daleko za uroczym, brązowym ogrodzeniem była masa drzew rosnących jeden obok drugiego, tworząca w ten sposób mały zagajnik, a także odseparowaną od rzeczywistego świata spokojną sferę, gdzie bez problemu można by było posiedzieć w zaciszu i poczytać jakąś dobrą lekturę.
Ale prócz tego, gdzieś dalej, może być jakaś tajna korporacja, o której nie wie nikt prócz jego uczestników i zarządców, tworząca jakieś podejrzane kopie mające na celu stworzenie nowych marionetek Strażnika?
W jednej chwili wszystko stało się szare, a to, co było niewidoczne dla ludzkiego oka nagle przybrało jaskrawą barwę pozwalającą na poznanie genezy i kształtu danego obiektu, co w tym wypadku było zwykłym, bezbronnym jelonkiem.
Ale zaraz... Jeleń w Nowym Jorku?

Perspektywa Simona:
Siedziałem skulony na łóżku, cicho popłakując w poduszkę. Jeszcze niedawno wszystko było inne, gdyby nie te pierdolone narkotyki w Pandemonium, które dał mi ten frajer. Pamiętam to, jakby to było wczoraj, co w zasadzie spełnia te kryteria.
Głośna muzyka, która zagłuszała każde jego słowa, przez co z każdą chwilą musiałem się do niego zbliżać i brak świeżego powietrza, dzięki czemu czułem się jak kilka lat temu podczas pobytu na wakacjach, gdzie od tak odcięli dopływ tlenu w bańce, w której świetnie się bawiłem.
- Bierzesz, albo idziesz sobie trochę odetchnąć na zewnątrz i kurwa nie wracasz tu już nigdy więcej - warknął przez zaciśnięte zęby, trzymając w dłoni małą paczuszkę.
Włożyłem ręce w kieszenie dżinsów, odwracając się niechętnie bokiem do towarzysza, co najwidoczniej uznał za zniewagę, gdyż natychmiast cisnął mną w kąt tak, że moje plecy zderzyły się z lodowatą ścianą.
- Głuchy, czy głuchy? - zaśmiał się, podnosząc mnie kilka centymetrów w górę za kołnierz koszuli, odbierając mi w ten sposób cały zapas powietrza, jaki tylko miałem w płucach. Nerwowo sięgnąłem rękami w górę, by w jakiś sposób postarać się poluzować wyimaginowany węzeł, lecz diler, z którym miałem do czynienia mi na to nie pozwolił i jeszcze bardziej docisnął mnie do ściany. Błagałem Razjela o każdy kolejny oddech, lecz nie sądzę, żeby mógł spełnić moje oczekiwania i od tak pozbyć się ciężaru, który coraz bardziej zaciska się wokół mojej szyi.
- Spokojnie, Łowco - a więc wie, kim jestem - Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.
Nie? - spytałem siebie w myślach, co i tak było ciężkie z silnym uściskiem dookoła karku.
- Nie przed zapłatą - dodał, śmiejąc się wniebogłosy, co swoją drogą było trochę komiczne.
Odstawił mnie z powrotem na ziemię, a ja, nie mogąc utrzymać równowagi, padłem na kolana, dławiąc się własną śliną. W tle, poza moim nagłym atakiem kaszlu i przekrzykującą wszystko muzyką, słyszałem śmiech jednego z dwójki mężczyzn, którzy nadal mają w planach wciśnięcie mi tego świństwa.
- No już, to ci powinno pomóc - powiedział brunet, schylając się nade mną i wstrzykując mi coś do żyły.
Dopiero teraz zauważyłem jego przekrwione, pełne zawiści oczy i ostre pazury oraz kły wysuwające się na zewnątrz. Mężczyzna oblizał swoje wargi, po czym wpił się w moje ramię, z którego nadal sączyła się krew.
- Pan będzie zadowolony - skwitował drugi, który jak gdyby nigdy nic obserwował całe zajście z założonymi rękami.
Zaraz po tym, gdy brunet raczył się ode mnie odsunąć i zabierając ze sobą swojego kolegę po prostu odejść i zostawić mnie w spokoju, cisnął małą paczuszką prosto we mnie, dodając coś w swoim języku.
- To jest reszta ze strzykawki - puścił mi oczko, po czym odwracając się tyłem do mnie, dodał: Dobrej zabawy!
Widać, że nie tylko Jace ma skłonności do przekraczania bariery własnej głupoty. Co mnie kurwa podkusiło, żeby w ogóle wejść do klubu, gdzie aż roi się od demonów, które tylko czekają na takiego wyrzutka jak ja?
Gdzie nie stanę, tam zawsze czekają mnie albo problemy, albo kłopoty, co w zasadzie się pokrywa. Teraz pozostaje mi tylko czekanie, aż mój organizm zacznie świrować i stanę się prawdziwą maszyną do zabijania, którą i tak już byłem, zanim w ogóle się urodziłem lub proszenie o pomoc przyjaciół, których w każdej chwili mogę skrzywdzić, nawet o tym nie wiedząc.
Przed oczami miałem nie tylko mroczki, ale także poszczególne zdania i wyrazy z książki, którą jakimś cudem udało mi się odnaleźć w zakamarkach instytuckiej biblioteki.
"stan umysłu, który niszczy i rozrywa od środka..."
"oczy, które stają się czarne i mgliste..."
"zęby - wydłużają się, jak kły... zaostrzają końcówki, dzięki czemu wyglądem przypominają sople lodu..."
"ciało... rozciąga się, a skóra napręża się pod naporem rosnących kości"
"właśnie tak zaczyna się przemiana..."
- Kurwa - jęknąłem, łapiąc się za głowę i silnie zaciskając palce - Kurwa, kurwa, kurwa.

___________________________________________________________________________________________
Sprawy nieco się skomplikowały, a nawet zaszły za daleko, prawda?
Jak myślicie, czy Simon postąpi właściwie i wyjawi swój sekret przyjaciołom, czy może zachowa to dla siebie i nie będzie naruszał nigdy więcej strefy Instytutu, by nie narażać nikogo na niebezpieczeństwo, które on sam może wywołać?
A Clary - czy uda jej się odszukać to, za czym, lub też za kim w pogoń wyruszyła, urywając się z imprezy przyjaciółki i znieważając obecność Inkwizytorki?

Swoją drogą dziękuję bardzo za 12.000 wyświetleń. Dwa tysiące to spora liczba, jeśli chodzi o nabyte wyświetlenia w ciągu miesiąca braku odzewu z mojej strony, za co jak wiecie serdecznie przepraszam :)
Miłego dnia, misie!

niedziela, 28 lutego 2016

[9] "Byłam w jednej, wielkiej pułapce"

Perspektywa Clary:
Siedziałam na brzegu łóżka, spoglądając na śpiącą Isabelle. Delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu, zjeżdżając powoli w dół i zatrzymując się na jej nadgarstku, który po chwili zacisnęłam w ręce. Uśmiechnęłam się przez łzy, uświadamiając sobie, jak bardzo jest dla mnie ważna. Gdy tutaj trafiłam, z początku tylko ona mnie akceptowała, mimo moich licznych potyczek.
- Musisz coś zjeść - powiedział spokojnym, łamiącym się głosem Jace, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie jestem głodna - odchrząknęłam, przecierając wierzchem dłoni oczy.
Choć go nie widziałam, mogłabym przysiąc, że jego wyraz twarzy nie jest teraz za ciekawy.
- Proszę... - wyszeptał, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Chcę ją mieć przy sobie.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerywało tylko tykanie zegara i nasze głębokie oddechy. Mój wzrok błądził po pokoju, nie zatrzymując się na niczym. Kreśliłam niewidzialne ósemki w powietrzu, próbując zabić czas.
- Dlatego zostawię was same - powiedział i jakby nigdy nic...wyszedł.
Chciałam iść za nim, ale nie mogłam się na to zdobyć. Czułam, że muszę być teraz przy Izzy, choćby nie ważne co się działo.
Wstałam, podchodząc do okna. Na zewnątrz było chłodno i wilgotno, słońce próbowało przedrzeć się przez gęste chmury i mgłę, jakby chciało dać znak, że żyje. Pędzące samochody jak zwykle stały w ogromnym korku, a kierowcy pojedynczo wychodzili z aut, krzycząc na siebie nawzajem. Ludzie śpieszący do pracy mijali się, spoglądając w dół. Krzyki bawiących się dzieci dochodziły do moich uszu w szybkim tempie, tak jak później je opuszczały. Moja głowa była pełna pytań i myśli, na które nie mogłam znaleźć racjonalnej odpowiedzi. To wszystko było jakieś dziwnie prawdziwe. Codzienna rutyna, której za nic w świecie nie można było przerwać.
- Clary - usłyszałam cichy, znajomy głos. Natychmiast odwróciłam głowę w kierunku dziewczyny, siadając przy niej równie szybko.
- Jak się czujesz? - spytałam, znów trzymając w ręce jej wychudzoną dłoń.
- Lepiej, niż kiedykolwiek. Chociaż strasznie napierdala mnie głowa...
- Zawołam Jię - szybko wstałam, lecz ta mnie zatrzymała delikatnym pociągnięciem ręki.
- Nie, proszę.
- Och, nie wygłupiaj się - wyrwałam się jej, wybiegając z pokoju i wciąż zadając sobie pytanie, czy właściwie postąpiłam...
____________________________________________________________________

- Co z nią? - spytałam, pośpiesznie wstając z kanapy i nadal bawiąc się palcami.
- Podałam jej właściwe leki, dlatego też ból głowy powinien niedługo ustąpić. W każdym razie nie musicie się o nic martwić, Izzy niedługo dojdzie do siebie.
- Jesteś tego w 100% pewna, tak? - spytał arogancko Jace.
Jia spojrzała na niego wymownie, po czym szybko opuściła Instytut.
- No co? - spytał, gdy zobaczył mój wzrok na sobie - Nigdy jej nie lubiłem.
Pokręciłam rozbawiona głową, idąc dalej korytarzem.
- Nie idziesz odwiedzić Izzy? Przecież ta baba, która spokojnie mogłaby być moją babcią mówiła, że jest wszystko ok.
- Tak, ale w zwyczaju mam odwiedzać chorych z czymś do schrupania, a poza tym... - rzuciłam w jego stronę srebrnym widelcem - wyrażaj się.
- Widelcem?! - krzyknął oburzony - Jaka patola...
- Och, spokojnie - podeszłam bliżej niego z tacą owoców - Następnym razem rzucę łyżką - zmierzwiłam mu włosy i poszłam dalej.
- Nie lepiej od razu nożem?
- Faktycznie! Miałabym święty spokój! - zaśmiałam się, szturchając go lekko ramieniem.
Wsunęłam jedną nogę w szparę drzwi, pomagając tym sobie je otworzyć. Już po chwili ujrzałam brunetkę siedzącą po turecku na jednym ze szpitalnych łóżek i rozmawiającą z Simonem. Gdy tylko podeszliśmy bliżej, natychmiast przerwała. Była wyraźnie speszona, zdradziły ją zaczerwienione poliki.
- Powinniśmy o czymś wiedzieć? - spytałam, odkładając tacę na stół.
- Nie wiem o czym mówisz - unikała tematu, dlatego nie zamierzałam jej dłużej męczyć.
Całe dwie godziny w ogóle się do siebie nie odzywali. Nawet nie spojrzeli sobie w oczy. Ich zachowanie strasznie mi się nie podobało... Najpierw ten dziwnie znajomy zapach w pokoju Isabelle, a teraz to?
- Clary - rozmyślenia przerwał mi głos Jace'a.
- T-tak?
- Pytałem, czy nie poszłabyś ze mną na spacer...
- Spacer... tak. Tak, jasne.
- Wszystko ok? - zmartwił się Simon.
- Oczywiście. Czuję się zajebiście dobrze.
Co jak co, ale na aktorkę to ja się nie nadaję.
- No to chodźmy - ujęłam dłoń Jace'a, po czym wyszliśmy ze skrzydła, zostawiając dwójkę naszych przyjaciół samych. Blondyn pomógł mi założyć beżowy płaszcz, po czym bez wahania poprowadził mnie do wyjścia z Instytutu.

Perspektywa Jace'a:
Spacerowaliśmy w ciszy, patrząc na swoje buty. Gałęzie drzew kołysały się, jak wiatr im zagrał, a błysk gwiazd odbijał się w tafli jeziorka. Włosy rudowłosej błądziły dookoła jej głowy, wprawiając ją z dziki trans ich ciągłego poprawiania.
- Clary, co się dzieje? - zdecydowałem się ponowić pytanie.
- Nic, Jace. Nic.
- Jesteśmy sami. Przecież możesz mi powiedzieć - nalegałem, lecz tym razem nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Westchnąłem, zdejmując rękę z jej bioder i wkładając ją do kieszeni. Usłyszałem ciche wypuszczenie powietrza z ust, co mogłem uznać za jej reakcję.
- Och, ta cisza doprowadza mnie do szału - warknąłem, sprawiając, że dziewczyna się zatrzymała. Natychmiast zacisnąłem dłoń wokół jej chudego ramienia, przyciągając ją do siebie. Nie zważając na nic, złączyłem nasze usta w pocałunku, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej namiętny.
Gdy w końcu się od siebie oddaliliśmy, ponowiłem pytanie, zresztą po raz 3 dzisiejszego dnia.
- To wszystko jest jakieś dziwne, nie uważasz?
- Co dokładnie? - nie rozumiałem sensu jej pytania, a domyślić się, co jej chodzi po głowie było jeszcze trudniej.
- Oni, Jace. Simon i Izzy. A głównie ich zachowanie. Nie widzisz tego?
- To prawda, że ostatnio zachowują się jakoś inaczej w stosunku do siebie, ale nie powinniśmy w to brnąć.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Daj. Sobie. Spokój - pochyliłem się nad nią, kładąc obie ręce prosto na jej ramionach i patrząc centralnie w jej oczy.
- Och, łatwo ci mówić... - próbowała się odwrócić, lecz ciężar spoczywający na jej barkach jej to uniemożliwił - Zdecydowanie zbyt łatwo.
Uśmiechnąłem się głupio, przekrzywiając głowę o jakieś 45°.
- Nie wiem jak ty, ale ja bawię się zajebiście dobrze - zaśmiałem się, zniżając głowę tak, aby była na równi z jej głową.
- Nie wiem jak ty, ale przy tobie nie umiem bawić się źle.
- Nie wiem jak ty...
- Skończ - zaśmiała się, kładąc dłoń na moim torsie i popychając mnie do tyłu. Moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, tworząc delikatne prądy na moim ciele. To było ostatnie, co poczułem przed rozgrzewającym mnie od środka pocałunkiem dziewczyny. Przejąłem władzę nad jej ciałem sprawiając, że teraz to ona była przyciśnięta do muru. Zacząłem kreślić dzikie pocałunki na jej szyi, zdając sobie sprawę, że na tym dzisiaj skończymy. Mimo tej myśli nie przestawałem wykonywać chaotycznych ruchów w okolicy jej bezbronnych ust.
- Kurwa, co ty ze mną robisz... - szepnąłem, lecz nie dałem jej szansy na jakąkolwiek odpowiedź. Ułożyłem dłonie pod jej tyłkiem, podnosząc w górę. Sprytnie i zwinnie owinęła swoje nogi dookoła moich bioder, powodując tym przyjemne prądy na moim ciele. Szybkim ruchem podwinęła moją koszulkę, błądząc ciepłymi dłońmi po moich plecach. Zagryzłem delikatnie jej dolną wargę, dzięki czemu jej paznokcie wbiły się w moją skórę, zapewne zostawiając zabawne ślady.
- Wybacz - szepnęła między pocałunkami.
Jęknąłem cicho, przerywając całą, niezręczną dla przypadkowych przechodniów, sytuację.
- Powinniśmy wracać?
- A chcesz?
- Jeśli dokończymy to co zaczęliśmy w łóżku... tak.
- Idiota - szturchnęła mnie ramieniem, po czym razem wybuchnęliśmy śmiechem i przytuleni do siebie wróciliśmy do Instytutu.

Perspektywa Izzy:
Księżyc rzucał cień na jedną ze ścian szpitalnego skrzydła. Simon spał, uroczo skulony w kłębek. A ja przeglądałam internet w telefonie, czytając zabawne opowieści przypadkowych użytkowników i czekając na powrót Jace'a i Clary. Odkąd Alec nie żyje wolę nie zasypiać, kiedy wszystkich nie ma w Instytucie...
Nagle usłyszałam dziwne stukanie, jakby ktoś pukał do drzwi.
- Kurwa, przecież mają przy sobie stele... - jęknęłam cicho, by nie obudzić śpiącego bruneta. Wstałam z łóżka, podchodząc cicho do drzwi wejściowych. Zerknęłam przez wizjer, lecz nawet to nie pomogło mi dojść do tego, kto stoi na zewnątrz. Jeśli w ogóle coś tam jest...
Westchnęłam, przewracając oczami. Sprawnie ruszyłam ręką, odkluczając zamki w drzwiach. Gdy tylko to zrobiłam, usłyszałam ciche śmiechy dochodzące zza ściany.
- Halo?! - krzyknęłam, z lekka przerażona - Dobra, pośmialiście się, haha, to było naprawdę dobre, ale może już wyjdziecie, co?!
Gdy odpowiedziało mi totalne echo, ponowiłam próbę uzyskania jakiegoś kontaktu.
- Hej! Mówię serio, było śmiesznie, ale teraz to przesada! - westchnęłam, cofając się do tyłu - Okej! Będziecie tam marznąć, czaicie?! - i zamknęłam za sobą drzwi. W jednej chwili żałowałam, że się odwróciłam, gdyż przede mną wyrósł ogromny demon, kształtem przypominający Sallosa. Krzyknęłam, przewracając komodę, by utrudnić mu pościg za mną. Szybko pobiegłam korytarzem prosto, wpadając do skrzydła, w którym nadal leżał Simon. Zamknęłam za sobą drzwi, uniemożliwiając demonowi dostanie się do środka. Miałam dodatkowe kilka sekund na obudzenie bruneta i wyrwanie się stąd tylnym wyjściem, bo od jakiegoś serafickiego ostrza dzieliło mnie jakieś kilkanaście metrów.
- Simon! - krzyczałam, szturchając przyjaciela. Z każdą kolejną próbą dostania się Sallosa do środka byłam bardziej spięta i przerażona - Simon!
Gdy chłopak nie reagował ani na słowa, ani na gesty, próbowałam go jakoś zepchnąć, lecz jedyne co udało mi się zrobić to przewrócenie go na bok. Simon ani drgnął, był sztywny jak... trup. Dopiero wtedy połączyłam wszystkie wnioski w całość, ale było już za późno. Sallos dostał się do skrzydła, blokując przejście. Byłam w jednej, wielkiej pułapce. Z każdym jego krokiem czułam, jak rozrywa moje ciało na kawałki.
1...2... 3...
Wydałam z siebie ostatni krzyk, kiedy demon rozerwał mnie na pół...
______________________________________________________________________

Obudziłam się cała spocona. Rozejrzałam się na boki, przykładając sobie potem dłoń do czoła. Westchnęłam głęboko, wstając z łóżka i podchodząc do zbiornika z wodą. Tak szybko, jak szklanka została napełniona, tak szybko stała się pusta. Podeszłam do szafy z zamiarem wybrania czegoś do przebrania, bo to, co miałam na sobie było mokre od łez i potu. Porwałam w ręce czerwono-czarne spodnie w kratę, białą koszulkę i czarną marynarkę na zatrzask, zakładając wszystko na siebie. Rozczesałam swoje włosy, chcąc związać je w niskiego kucyka, lecz wtedy cały urok dzisiejszej stylizacji poszedłby się jebać. Zostawiłam je opadające swobodnie na ramiona. Dobrałam jeszcze odpowiednią biżuterię i szpilki, po czym zeszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie gorącej herbaty, popijając ją z umiarem. Miałam oczy szeroko otwarte, choć mimo to każde skrzypnięcie szafki dawało mi powód do wyrwania sobie wszystkich włosów.
- Hej - podskoczyłam ze strachu, wylewając kilka kropel napoju z filiżanki - Spokojnie, to tylko ja - zaśmiał się brunet.
Chyba muszę się bardziej przygotować na wyzwania, jakie ma zamiar mi zafundować dzisiejszy dzień...

Perspektywa Simona:
- Hej - podskoczyła ze strachu, wylewając kilka kropel napoju z filiżanki - Spokojnie, to tylko ja - zaśmiałem się. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego, więc postanowiłem natychmiast wyjść z pomieszczenia. Po drodze chwyciłem w rękę jabłko, cicho pogwizdując.
- A coś ty taki zadowolony? - spytała Clary.
- Och, nie zauważyłem cię - odchrząknąłem.
- Wszystko ok?
- Jak zawsze, Clary - pogłaskałem ją po policzku, po czym ruszyłem dalej, kierując swoje cztery litery do biblioteki. Usiadłem przy pierwszym lepszym biurku, wpisując w wyszukiwarkę "Demonopedia". Oczywiście Przyziemny internet nie pomógł mi w znalezieniu informacji, ale za to obok miałem swoje wierne przyjaciółki - książki. Odszukałem tą odpowiednią, usiadłem wygodnie w fotelu i zacząłem czytać.
"Głowna geneza powstania demonów jest nieznana. Można je spotkać w każdej części piekielnej otchłani, począwszy od tych najpłytszych, a kończąc na najgłębszych, gdzie średnia temperatura sięga nawet do -50°. Wszystko zaczyna się od ludzi nie umiejących przeciwstawić się własnym, nieuniknionym działaniom i pragnieniom. Kiedy nie mogą zaspokoić swojego pragnienia przez wiele dni, opętuje ich duch Strażnika. Duch, który złamie każdego, nawet tego, kto jeszcze całkiem niedawno złożył przysięgę Bogu. Opętany człowiek zabija jak dziki zwierz, bez wyrzutów sumienia, najczęściej tych, z którymi ma lub miał dobre kontakty. A potem posila się ich duszą, wprawiając ofiarę w dziki trans, z którego nie będzie mógł łatwo wyjść. Widziałem to na własne oczy..."
- Co to do cholery, jakaś biografia?!
"Widziałem to na własne oczy, wiele lat temu, kiedy jeszcze nie zaprzedałem duszy Strażnikowi. To niemożliwe do zaspokojenia pragnienie, ten stan umysłu, który niszczy i rozrywa od środka. Właśnie wtedy zaczyna się przemiana. Najpierw dosięga oczu, które stają się czarne i mgliste. Następnie zęby - wydłużają się, jak kły. Zaostrzają końcówki, dzięki czemu wyglądem przypominają ople lodu. Potem ciało. Rozciąga się, a skóra napręża się pod naporem rosnących kości.
Wiele miliardów lat..."
- Okej, tyle informacji mi wystarczy. Dusza, pragnienie wyrządzania zła i ciągłego zabijania, podniecający widok krwi. Oczy stają się czarne i mgliste, zęby się wydłużają i zaostrzają, a ciało rozciąga się pod naporem kości i mięśni. Zapamiętam...
Odłożyłem książkę na miejsce, po czym otworzyłem powoli drzwi. Wychyliłem się zza ściany, spojrzałem w prawo, w lewo, a gdy w pobliżu nikogo nie było, ruszyłem przed siebie dumnym krokiem, znów cicho pogwizdując.

Pytania:
1. Co kombinuje Simon?
2. Czy razem z Iz ma jakąś tajemnicę, o której boi się powiedzieć przyjaciołom?

PS: DZIĘKUJĘ ZA 10K WYŚWIETLEŃ ♥
Jesteście najlepsi ♥

+LBA x2
Za dwie nominacje serdecznie dziękuję Ms. Veronice (jej blog) i Mani Maji (jej blog). Nie sądziłam, że tak szybko doliczę się tylu nominacji, naprawdę dziękuję.

Pytania od Veronici:
1. Do którego bohatera książkowego jesteś najbardziej podobna z charakteru?
Biorąc pod uwagę wszystkie książki, jakie w życiu przeczytałam, a jest ich mało, to sądzę, że najbardziej jestem podobna do Clary.

2. Twój ulubiony sklep?
Ubrania: Reserved
Książki: Empik

3. Lato, jesień, zima czy wiosna?
Jesień i zima.

4. Oprócz danego tematu twojego bloga, co cię zainspirowało do założenia go?
Własny, oryginalny pomysł na historię i chęć podzielenia się z tym światem.

5. Masz swoją/swojego parabatai?
Mam (jej blog).

Pytania od Maji:
1. Dlaczego prowadzisz bloga?
Blog jest moim jednym z głównych "odcięć" od rzeczywistości. Skupiam na nim całą swoją uwagę. Drugim powodem jest to, że moją największą pasją jest pisanie, a że chciałam się tym podzielić ze światem, stworzyłam bloga i zaczęłam po prostu pisać, tak jak wcześniej dla siebie, tak od tamtego momentu dla kogoś.

2. Co cię uszczęśliwia?
Idole, rozmowa z przyjaciółmi.

3. Najlepszy książkowy bohater?
Carolina z "Amore 14". Po prostu uwielbiam tą postać!

4. Najlepsza książka na świecie?
Pragnę nanieść drobną poprawkę: *seria
Dary Anioła, oczywiście.

5. Jesteś ekstrawertykiem, czy introwertykiem?
Introwertyczka.

6. Ulubiony deser?
Wszystko, tylko nie czekolada.

7. Czytasz książki?
Gdy naprawdę znajdę chwilę wolnego czasu - tak, czytam.

8. Do jakiej postaci książkowej jesteś najbardziej podobna?
Patrz wyżej (pytanie 1 u Veronici).

9. Plan na idealny dzień?
Wstanie jak najwcześniej się da, szybkie śniadanie, przejrzenie facebooka itp., spacer, wieczorem książka, pisanie rozdziału i tyle.

10. Ulubiony przedmiot w szkole?
J. polski.

11. Byłaś kiedyś/jesteś zakochana?
Jestem i czasami naprawdę tego żałuję.




sobota, 20 lutego 2016

[8] "[...] będzie trzecią i ostatnią przyczyną tego, jak ciasne liny zacisną się wokół mojej szyi"

Perspektywa Clary:
Walentynki. Maryse, wraz z Robertem, wybrali idealny dzień na pochowanie Aleca. Szkoda tylko, że nie mogą wyczuć ironii w naszych słowach.
Razem z Isabelle byłyśmy na przodach tłumu, prowadząc wszystkich na miejsce pochówku, jakby nadal nikt nie znał drogi do Miasta Kości. Alec był bardzo wpływowym Nocnym Łowcą. Jako najstarsze dziecko Lightwoodów miał dostęp do wszystkiego, a każda zasada, która nawet nie pojawiła się w świetle dnia, była mu znana. Nagle poczułam czyjąś delikatną dłoń na moim ramieniu, ciągnącą mnie do tyłu. Cudem odzyskałam równowagę, stojąc teraz przodem do tajemniczej napastniczki.
- Strasznie za nim tęsknię - powiedziała cicho Alex, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- On to wie. Jest tutaj, choć go nie widzimy - wtem silny wiatr poruszył gałązkami drzew, tworząc też dreszcze na moim ciele - Właśnie w ten sposób potwierdza swoją obecność.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja objęłam ją ramieniem. Była jakieś dwa centymetry niższa ode mnie, ale to tylko ze względu na mój nagły wzrost w ciągu ostatniego miesiąca i wysokie szpilki.
Dlaczego rodzice Aleca zdecydowali się pochować jego kości po ponad miesiącu od jego śmierci - nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem, bo nie chcę z nimi rozmawiać. Od zawsze traktują mnie ozięble, jakbym była zwykłym wrzodem na dupie. Za to Jace jest w ich oczach prawdziwym aniołkiem. Chłopak, którego przygarnęli, gdy miał jakieś 10 lat, o zupełnie innych więzach krwi, jest dla nich wszystkim, a Isabelle, aktualnie ich jedyne dziecko, traktują podobnie jak mnie. Nie są najlepszymi rodzicami, ale sądzę, że jest to spowodowane masą obowiązków w Idrisie.
- Clary - zaczęła Izzy - Pomożesz mi?
- T-tak, już idę - odebrałam od niej stelę, kreśląc na odpowiedniej czaszce runę niedawno przeze mnie odkrytą. Miała sporo krzywych linii, zakończonych jeszcze większymi łukami. Kształtem przypominała motyla, choć nie miała z nim żadnego związku.
Gdy czubek steli dotknął wcześniej wyrzeźbionego nekrologu, po pomieszczeniu rozbrzmiały głosy przybyłych.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood.
Łzy spłynęły po moich policzkach, gdy tylko zakończyłam swoją pracę.
- Clary? - spytał Jace, wyciągając dłoń w moim kierunku.
- Idź, zaraz do was dołączę.
Skinął głową na zrozumienie, zostawiając mnie samą. Cisza przeszywała moje ciało na wylot, pozwalając łzom na swobodne spływanie po moich policzkach. Dotknęłam dłonią małego nagrobka z jego imieniem i nazwiskiem, pochylając głowę w dół i zamykając oczy.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood - szepnęłam i wyszłam z kapliczki.
_______________________________________________________

Dzień był dziś wyjątkowo pochmurny. Co kilka godzin padał intensywny deszcz, zmniejszając widoczność. Mgła powoli opadała, choć nadal przysłaniała najbliższą okolicę.
- Clary, mogłabyś? - spytała Maryse, podając mi karteczkę. Zaczęłam czytać.
- Mleko, płatki, kukurydza w puszcze, pieczarki, sałata, wino... zgaduję, że mam iść na zakupy, tak?
- Zrobiłabym to za ciebie, ale jestem dziś strasznie zajęta.
A jesteś kiedyś niezajęta? - chciałam powiedzieć, lecz tylko skinęłam głową i posłusznie wzięłam pieniądze z blatu, wychodząc z rezydencji.
Nie byłam w Idrisie od kilku dobrych lat, już nawet zdążyłam zapomnieć, gdzie znajduje się supermarket, więc postanowiłam kogoś spytać o drogę.
- Przepraszam - zaczęłam, zatrzymując przypadkowego przechodnia, a jako że wyglądał na jakieś góra 19 lat, nie zamierzałam mówić mu na 'PAN" - Wiesz może, gdzie jest tutaj jakiś sklep?
- Prosto, potem skręcasz w prawo, w lewo, a potem znowu prosto. Łatwo trafić - odrzekł rozpromieniony. Chłopak miał blond włosy, a jego grzywka przeczesana była na prawą stronę, lekko przysłaniając jedno oko. Jasne oczy dopełniały tylko całokształt. Miał delikatne rysy twarzy, a dołeczki w policzkach sprawiały, że szybciej biło mi serce. Niesamowite, jak jeden, zupełnie obcy chłopak mógł tak na mnie działać. Przysięgam, że gdybym była singielką, zrobiłabym wszystko, by tylko go mieć przy sobie.
Według wskazówek blondyna szybko dotarłam do sklepu. Błądziłam między regałami, szukając odpowiednich składników. Koszyk był praktycznie pusty, a ja zdążyłam już dwa razy obejść sklep. Niemożliwe, że na półkach nie było ani jednej puszki kukurydzy. Zrobiłam jeszcze kilka kółek dookoła sklepu, zdając sobie po chwili sprawę, że ominęłam kilka regałów. Przewrażliwiona odszukałam wzrokiem kukurydzę, kładąc puszkę do koszyka. Ostatnia prosta dzieliła mnie od kasy. Mój wzrok nagle zatrzymał się na znajomej posturze. Czarne spodnie, jasna koszula i ta sama, rozpromieniona twarz. Wymieniliśmy spojrzenia, idąc w swoim kierunku. Otarłam się o jego ciało ramieniem, dzięki czemu przez moje ciało przeszły delikatne prądy. Odwróciłam głowę, by nie stracić go z oczu. Mogłabym przysiąc, że poprzedzał każdy mój ruch. Gdy tylko ja ruszyłam dłonią w górę, by przeczesać nią włosy, on robił zupełnie to samo, dwa razy seksowniej, niż ja bym to zrobiła. To może i dziwne, ale w jego oczach było coś, co nie dawało mi spokoju. Jakbym już go gdzieś widziała, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jakby jego rysy twarzy, oczy i uśmiech były mi dobrze znane. I jakby istniało logiczne wytłumaczenie na to, że czuję, jakby między nami była jakaś silna więź.
Stałam nieruchomo, blokując przejście do kasy. Nie biorąc wydanych przez kasjerkę reszty pieniędzy wybiegłam szybko ze sklepu, wciąż odwracając się za siebie, jakbym bała się ponownego spotkania z chłopakiem.
Trącąc ramionami obywateli Idrisu i potykając się co sekundę o nierówne ścieżki w końcu dotarłam pod drzwi rezydencji Lightwoodów. Popchnęłam je ramieniem, wpadając gwałtownie do środka. Westchnęłam, podnosząc z ziemi torby pełne zakupów, kładąc je następnie na blacie.
- Clary, wróć! - krzyknął Robert, gdy wbiegłam na półpiętro - Skoro już byłaś w sklepie, to może je teraz rozpakujesz? - spytał, wskazując podbródkiem na zakupy.
- Och, obawiam się, że ty będziesz musiał to zrobić. Teraz to ja jestem zajęta - puściłam mu oczko i wbiegłam dalej na górę, nie zwracając większej uwagi na jego krzyki i walenie pięściami w stół.

Perspektywa Jace'a:
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, lecz nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, w progu stanęła Clary. Uśmiechnięty wstałem z kanapy, idąc w stronę ukochanej.
- Hej - powiedziałem cicho, całując ją w czubek głowy i tuląc do siebie.
- Mogę cię o coś spytać? - skinąłem głową - Widziałeś ostatnio jakiegoś wysokiego blondyna w mieście? - spytała szybko, przez co nie usłyszałem dokładnie jej pytania.
- Co?
- Czy jest coś, co chciałbyś we mnie zmienić? - spytała, choć miałem dziwne przeczucie, że to nie było to, o co faktycznie chciała spytać.
- Tak - odpowiedziałem szczerze, starając się nie brzmieć arogancko.
- Co takiego? - zaciekawiona spojrzała w górę, prosto w moje oczy.
- Nazwisko.
- A reszta? - schowała głowę w moją klatkę piersiową, jakby bała się uzyskać odpowiedzi.
- Reszta jest idealna - choć nie widziałem jej twarzy, mógłbym przysiąc, że się uśmiecha.
Szybko się od siebie odsunęliśmy, a Clary zasypała mnie kolejnymi pytaniami.
- Kiedy wracamy do Instytutu? Stęskniłam się za swoim łóżkiem - przeciągnęła się, cicho chichocząc i wskakując na kanapę.
- Jutro, kiedy sprawa z Aleciem trochę ucichnie.
- Skąd macie pewność, że jutro już nikt nie będzie o nim gadał? Alec był bardzo wpływowy, jeśli chodzi o Idris.
- Jest 90% szans, że ludzie przestaną plotkować.
- A gdzie pozostałe 10%? - skrzyżowała ręce na piersi, wgapiając się we mnie i oczekując poważnej odpowiedzi.
- Pozostałe 10% to ta denerwująca sąsiadka spod 3 i jej urocze koleżanki - zaśmiałem się, gdy zobaczyłem jej minę. Było warto.
_____________________________________________________________
Siedziałem na kanapie, przeglądając książki z kolorowymi obrazkami i strasznie dużymi literami. Po chwili do pokoju weszła Clary, ubrana w śliczną, różową sukienkę. Jej włosy opadały na ramiona, łaskocząc mnie w przedramię. Zaraz za nią wbiegła mała dziewczynka, na oko 8 lat. Wyglądała na młodszą wersję Clary.
- Tato, tato! - krzyknęła, rzucając się na wolne miejsce obok mnie - Pamiętasz jeszcze, co mi wczoraj obiecałeś? - spytała swoim uroczym głosem, kładąc mi dłonie na kolanach.
Spojrzałem pytająco na Clary, by dała mi jakąś wskazówkę, o co chodzi małej, ale ona również nic nie wiedziała.
- A może trochę podpowiesz tacie? - zaśmiałem się, przerzucając dziewczynkę przez siebie tak, że teraz siedziała na moich kolanach.
- Hał, hał! - krzyknęła, liżąc swoje małe rączki i wytykając co chwilę język.
- Mieliśmy kupić psa? - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej, lecz i tak to słyszała.
- Tak, brawo! Punkt dla taty! - zaczęła biegać w koło, wymachując rękoma.
- Brawo, kochanie - powiedziała cicho Clary, muskając delikatnie mój policzek.
- Fuj - zaśmiała się dziewczynka, której imienia wciąż nie znałem - Nigdy nie będę chciała mieć chłopaka - wstrząsnęła się, a zaraz potem znów zaczęła brykać i biegać po salonie.
- Shai, słońce - a więc tak się nazywa - mama też tak mówiła, ale gdy poznała tatę wszystko się zmieniło - Clary podeszła do naszej córeczki, unosząc ją w górę, by ucałować ją w nos.
- A jak poznać, kiedy się zakochujemy? - spytała Shai, przybierając poważny wyraz twarzy.
- Widzisz, kochanie. Z zakochaniem jest jak z gwiazdami na niebie.
- Z gwiazdami? - zdziwiła się dziewczynka.
- Tak, skarbie - zaśmiała się Clary - Gdy zerkniemy nocą na niebo, widzimy miliardy małych punkcików. Ale w końcu po jakimś czasie dostrzegamy, że jedna z nich świeci najjaśniej. Tylko dla nas. Wtedy staje się tą najważniejszą, której poświęcimy swoją uwagę, swoje zainteresowanie. To będzie ta nasza gwiazdka. Tylko nasza - Clary spojrzała na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
Tu czar prysł, a ja obudziłem się w środku nocy, na fotelu. Nadal z przymrużonymi oczami spojrzałem na zegar. 3:16. Westchnąłem, podnosząc się z miejsca i idąc w kierunku łazienki. Nacisnąłem na przycisk obok drzwi,  które następnie powoli otworzyłem. Oślepiające światło, dzięki któremu jeszcze bardziej zmrużyłem oczy, rozeszło się po pomieszczeniu. Podszedłem do lustra, schylając się do umywalki i myjąc dokładnie twarz wodą. Gdy z powrotem się wyprostowałem, spojrzałem w swoje odbicie. Zauważyłem dziwny cień za sobą, więc natychmiast się odwróciłem, badając wzrokiem okolicę. Byłem sam. Westchnąłem z ulgą, odwracając się znów w stronę lustra.
Moje serce zaczęło szybciej bić, źrenicy się mimowolnie powiększyły, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Trząsłem się ze strachu, a krzyk, który z siebie wydałem rozbrzmiewał w mojej głowie.
W lustrzanym odbiciu, zaraz za sobą zobaczyłem Aleca.
Jego oczy były zamknięte.
Klatka piersiowa nie pracowała.
Przez serce przechodziła strzała.
A runa parabatai mieniła się to na biało, to na czerwono, jakby znów była wypalana.
Zasłoniłem ręką usta, nie wierząc w to, co widzę. Wyciągnąłem rękę, by móc dotknąć przyjaciela, lecz jedyne, co po tym zobaczyłem to rozpływająca się w powietrzu postać.
W tym domu dzieją się dziwne rzeczy.

Perspektywa Izzy:
Obudziłam się równo z dźwiękiem budzika. Nadal z zamkniętymi oczami błądziłam ręką w poszukiwaniu magicznego przycisku, który by go wyłączył, lecz gdy go nie znalazłam, wzięłam to przeklęte urządzenie do ręki, uderzając nim kilka razy o nocną szafkę. Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk zepsutej sprężynki.
- Już nie będziesz mnie tak wcześnie budzić, śmieciu - powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że gadam do rzeczy nieożywionej.
Chciałam ponownie zamknąć oczy i zapaść w głęboki sen, lecz gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, przypomniałam sobie, że dziś wracamy do Instytutu. W końcu będę mogła poczuć te cudowne zapachy spalin, zobaczyć te samochody stojące w ciągłym korku i... usłyszeć jutro z rana kolejny budzik, który będę zmuszona zepsuć. Który to już w tym tygodniu? Dziewiąty, dziesiąty?
Usiadłam na brzegu łóżka, ostatni raz się przeciągając, po czym ruszyłam do łazienki z kosmetyczką w ręce. Oparłam się rękoma na umywalce, przeglądając swoją twarz w lustrze. Westchnęłam, odpinając suwak małej saszetki i wyciągając z niej odpowiednie kosmetyki. Po skończonej pracy wyglądałam jak nowo narodzona. Zresztą... tak samo się czułam. Wyszłam z toalety w mojej koronkowej bieliźnie, podchodząc następnie do szafy. Wybrałam czarny kapelusz, koszulę z koronkowymi rękawami, różową, neonową i rozkloszowaną spódniczkę oraz czarne, wysokie szpilki. Założyłam jeszcze rajstopy w kolorze nero, by moja dzisiejsza stylizacja nie była nudna. Całość prezentowała się doskonale.
Spryskałam się na koniec moimi ulubionymi perfumami, po czym zeszłam na dół z walizkami w dłoniach. Ustawiłam je obok różowych toreb Clary, wchodząc do salonu. Przywitałam się z wszystkimi, siadając obok rudowłosej na kanapie.
- Ślicznie dziś wyglądasz - powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Ty też - odwzajemniłam uśmiech, oglądając ją z góry na dół, jeszcze raz.
Miała na sobie śliczny, biały wianek i długą, zwiewną sukienkę, oczywiście w tym samym kolorze. Wyglądała tak delikatnie, a cisza była jej dzisiejszym charakterystycznym znakiem. Jej włosy, opadające na ramiona, zupełnie tak jak moje, były lekko pofalowane. Niektóre kosmyki mieniły się w świetle wpadającego przez okno słońca.
Rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się, na kogo czekamy. Nie licząc mnie, obecni byli Jace, Clary, Alex, Robert i Maryse. No tak, mogłam się domyślić, że czekamy tylko na Simona. Zapewne wpadnie tu jak burza z jak zwykle doskonałą wymówką typu "Zaplątałem się w słuchawki i męczyłem się z jakąś godzinę, by uwolnić się z tych kabelków".
Tak, jak myślałam, brunet wpadł to salonu, przewracając dodatkowo regał z książkami.
- Prze-prze-przepraszam - próbował złapać oddech - Byłbym prę-prędzej, ale nie mogłem... znaleźć swojej... swojej wa-wa-walizki-i.
Geniusz. Kurwa, no geniusz - pomyślałam.
Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej niego i strącając z jego głowy płatek storczyka.
- I w kwiatkach szukałeś tej walizki? - spytałam, pokazując mu część roślinki.
- Po-podobno trzeba szukać w... naj-najmniej spodziewanych...
- Miejscach - dokończyłam za niego, by go dłużej nie męczyć.
Weszłam do kuchni, nalewając do szklanki zimnej wody. Wróciłam z nią z powrotem do salonu, podając naczynie Simonowi.
- Masz, napij się.
- Po-po co?
- Pij! - krzyknęłam, piorunując go wzrokiem.
Simon, posłuszny niczym baranek, spełnił polecenie, oddając mi pustą szklankę. Położyłam ją na jednej z średniej wielkości szafek.
- Pomogło? - brunet skinął głową, a ja odwróciłam się z powrotem do przyjaciół - Idziemy? Mam dość tego miejsca.
Po pokoju rozeszły się głośne rozmowy, przekładane pojedynczymi dźwiękami. Zabrałam swoje walizki z holu, zaciskając ich rączki w dłoniach. Ucałowałam rodziców w policzki, udając uśmiechniętą. Jako pierwsza wyszłam z rezydencji, obserwując ludzi spieszących do pracy, czy by zaprowadzić swoje dzieci do Akademii. Mijaliśmy się, a ja obserwowałam ich twarze. Podpuchnięte i czerwone oczy podpowiadały, że nie są dziś w dobrym stanie.
- Isabelle - zaczęła Clary, podchodząc bliżej - Co jest?
- Nic - wyrwałam się, gdy tylko poczułam opuszek jej dłoni na swoim ramieniu - Zostaw mnie - i dołączyłam do reszty, stojąc kilkanaście metrów obok.
Męczyło mnie to, że ludzie traktowali mnie jak osobę potrzebującą. Obywatele Idrisu szczególnie się do tego zaliczali. Gdy tylko wychodziłam nocami do Miasta Kości, by pobyć chwilę z bratem, mierzyli mnie wzrokiem. Szeptali do siebie, że to właśnie mnie zginął brat. Słyszałam to. Głośno i wyraźnie.
"Isabelle Lightwood"
"Och, ach to jej zginął brat"
"Nie wygląda dziś dobrze"
"Tak strasznie jej współczuję"
"A więc to w jej rodzinie wydarzyła się ta tragedia".
Miałam tego serdecznie dość.
- Iz! - zawołał Jace - Jeśli nie chcesz tu zostać, powinnaś się pośpieszyć!
Po jego słowach natychmiast zarzuciłam włosami i wbiegłam w kolorowy portal, z którego ulatniała się tona dymu.

Perspektywa Simona:
Poczułem dziwne uczucie, jakbym spadał w niekończącą się przestrzeń. Dookoła mnie była tylko czerń, nic więcej. Po chwili usłyszałem głos mojej rudowłosej przyjaciółki.
- Simon, otwórz oczy - spełniłem polecenie - Żyjesz?
- Tak, chyba tak - odpowiedziałem.
- Twój pierwszy raz, co? - zaśmiał się Jace, klepiąc mnie po plecach i przechodząc dalej.
Rozejrzałem się, dokładnie obserwując okolicę. Te same auta, sklepy, Instytut. Wszystko takie same, ale jednak inne. Inne, bo nie ma z nami Aleca...
To niesamowite, jak wszystko może się zjebać w jednej chwili. Teraz w końcu zrozumiałem, że życie to nie gra komputerowa. Tu nie ma kodów, dzięki któremu możemy być nieśmiertelni. Ten dar otrzymują tylko ci, którzy naprawdę na niego zasłużyli.
Czyli z tego, co się stało - tą osobą niestety nie był Alec...
- Naprawdę nie zostaniesz? - usłyszałem głos Clary, więc szybko odwróciłem głowę w jej kierunku.
- Nie. Miałam tylko się upewnić, że na pewno traficie do Nowego Jorku - uśmiechnęła się Alex, tuląc się następnie z Jace'em i rudowłosą - Na razie, Simon! - krzyknęła, machając do mnie ręką. Zrobiłem to samo, a następnie znów zająłem się obserwowaniem okolicy. Mój wzrok zatrzymał się na Isabelle, wchodzącej na ciągnące się w górę schody Instytutu.
- Isabelle, czekaj! - krzyknąłem biegnąc do niej. Gdy tylko zobaczyłem, jak się zatrzymuje, ulżyło mi. Uśmiechnąłem się, również stojąc w miejscu, by zaraz móc obserwować każdy jej ruch. Ponownie złapałem za walizkę, ciągnąc ją za sobą. Szedłem wolno, nie odrywając oczu od Iz.
-Isabelle? - spytałem cicho, gdy zobaczyłem, jak brunetka cofa się do tyłu - Isabelle? - ponowiłem pytanie, tym razem nieco głośniej.
- Isabelle! - krzyknąłem, rzucając walizkę w bok i biegnąc do dziewczyny. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać, nim jej ciało zetknęło się z ziemią. Spojrzałem na dwójkę przyjaciół, biegnących w naszym kierunku.
- Pośpieszcie się! - krzyknąłem z łzami w oczach, tuląc do siebie nieprzytomną dziewczynę - Iz, otwórz oczy! Proszę cię, otwórz oczy! OTWÓRZ! - krzyczałem i płakałem jednocześnie, dziwiąc się, że mimo runy niewidzialności przypadkowi mieszkańcy Brooklynu tego nie słyszą.
- Uspokój się, to nic nie da! - warknęła Clary, kładąc swoją delikatną dłoń na mojej - Jace, pomóż mu zanieść ją do Sali, ja zadzwonię do Maryse.
Kątem oka zauważyłem, jak blondyn kiwa głową, po czym pomaga mi wnieść ją do środka.
Jeśli ona również zginie to przysięgam na Anioła, że będzie trzecią i ostatnią przyczyną tego, jak ciasne liny zacisną się wokół mojej szyi, odbierając mi życie. PRZYSIĘGAM.

*przekleństwa użyte w rozdziale... bla bla, znacie już tą gadkę*

Ostatecznie chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Dostawałam masę wiadomości z pytaniem, czy coś mi się stało, że przez całe dwa tygodnie nic nowego się nie pojawiło. To było bardzo miłe i kochane, dziękuję!
Mam nadzieję, że przez szkołę nie będę musiała znów odpuścić sobie tej przyjemności...

Wprowadzam coś nowego - PYTANIA:
1. Kim jest tajemniczy chłopak, który pokazał Clary, jak dojść do sklepu i dlaczego nie chce o tym powiedzieć ukochanemu?
2. Czy Izzy uda się odzyskać przytomność?

Chciałabym Was jeszcze zaprosić na oficjalną grupę o DA - kliknij tu, aby przejść na stronę!

KOCHAM WAS!