niedziela, 28 lutego 2016

[9] "Byłam w jednej, wielkiej pułapce"

Perspektywa Clary:
Siedziałam na brzegu łóżka, spoglądając na śpiącą Isabelle. Delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu, zjeżdżając powoli w dół i zatrzymując się na jej nadgarstku, który po chwili zacisnęłam w ręce. Uśmiechnęłam się przez łzy, uświadamiając sobie, jak bardzo jest dla mnie ważna. Gdy tutaj trafiłam, z początku tylko ona mnie akceptowała, mimo moich licznych potyczek.
- Musisz coś zjeść - powiedział spokojnym, łamiącym się głosem Jace, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie jestem głodna - odchrząknęłam, przecierając wierzchem dłoni oczy.
Choć go nie widziałam, mogłabym przysiąc, że jego wyraz twarzy nie jest teraz za ciekawy.
- Proszę... - wyszeptał, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Chcę ją mieć przy sobie.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerywało tylko tykanie zegara i nasze głębokie oddechy. Mój wzrok błądził po pokoju, nie zatrzymując się na niczym. Kreśliłam niewidzialne ósemki w powietrzu, próbując zabić czas.
- Dlatego zostawię was same - powiedział i jakby nigdy nic...wyszedł.
Chciałam iść za nim, ale nie mogłam się na to zdobyć. Czułam, że muszę być teraz przy Izzy, choćby nie ważne co się działo.
Wstałam, podchodząc do okna. Na zewnątrz było chłodno i wilgotno, słońce próbowało przedrzeć się przez gęste chmury i mgłę, jakby chciało dać znak, że żyje. Pędzące samochody jak zwykle stały w ogromnym korku, a kierowcy pojedynczo wychodzili z aut, krzycząc na siebie nawzajem. Ludzie śpieszący do pracy mijali się, spoglądając w dół. Krzyki bawiących się dzieci dochodziły do moich uszu w szybkim tempie, tak jak później je opuszczały. Moja głowa była pełna pytań i myśli, na które nie mogłam znaleźć racjonalnej odpowiedzi. To wszystko było jakieś dziwnie prawdziwe. Codzienna rutyna, której za nic w świecie nie można było przerwać.
- Clary - usłyszałam cichy, znajomy głos. Natychmiast odwróciłam głowę w kierunku dziewczyny, siadając przy niej równie szybko.
- Jak się czujesz? - spytałam, znów trzymając w ręce jej wychudzoną dłoń.
- Lepiej, niż kiedykolwiek. Chociaż strasznie napierdala mnie głowa...
- Zawołam Jię - szybko wstałam, lecz ta mnie zatrzymała delikatnym pociągnięciem ręki.
- Nie, proszę.
- Och, nie wygłupiaj się - wyrwałam się jej, wybiegając z pokoju i wciąż zadając sobie pytanie, czy właściwie postąpiłam...
____________________________________________________________________

- Co z nią? - spytałam, pośpiesznie wstając z kanapy i nadal bawiąc się palcami.
- Podałam jej właściwe leki, dlatego też ból głowy powinien niedługo ustąpić. W każdym razie nie musicie się o nic martwić, Izzy niedługo dojdzie do siebie.
- Jesteś tego w 100% pewna, tak? - spytał arogancko Jace.
Jia spojrzała na niego wymownie, po czym szybko opuściła Instytut.
- No co? - spytał, gdy zobaczył mój wzrok na sobie - Nigdy jej nie lubiłem.
Pokręciłam rozbawiona głową, idąc dalej korytarzem.
- Nie idziesz odwiedzić Izzy? Przecież ta baba, która spokojnie mogłaby być moją babcią mówiła, że jest wszystko ok.
- Tak, ale w zwyczaju mam odwiedzać chorych z czymś do schrupania, a poza tym... - rzuciłam w jego stronę srebrnym widelcem - wyrażaj się.
- Widelcem?! - krzyknął oburzony - Jaka patola...
- Och, spokojnie - podeszłam bliżej niego z tacą owoców - Następnym razem rzucę łyżką - zmierzwiłam mu włosy i poszłam dalej.
- Nie lepiej od razu nożem?
- Faktycznie! Miałabym święty spokój! - zaśmiałam się, szturchając go lekko ramieniem.
Wsunęłam jedną nogę w szparę drzwi, pomagając tym sobie je otworzyć. Już po chwili ujrzałam brunetkę siedzącą po turecku na jednym ze szpitalnych łóżek i rozmawiającą z Simonem. Gdy tylko podeszliśmy bliżej, natychmiast przerwała. Była wyraźnie speszona, zdradziły ją zaczerwienione poliki.
- Powinniśmy o czymś wiedzieć? - spytałam, odkładając tacę na stół.
- Nie wiem o czym mówisz - unikała tematu, dlatego nie zamierzałam jej dłużej męczyć.
Całe dwie godziny w ogóle się do siebie nie odzywali. Nawet nie spojrzeli sobie w oczy. Ich zachowanie strasznie mi się nie podobało... Najpierw ten dziwnie znajomy zapach w pokoju Isabelle, a teraz to?
- Clary - rozmyślenia przerwał mi głos Jace'a.
- T-tak?
- Pytałem, czy nie poszłabyś ze mną na spacer...
- Spacer... tak. Tak, jasne.
- Wszystko ok? - zmartwił się Simon.
- Oczywiście. Czuję się zajebiście dobrze.
Co jak co, ale na aktorkę to ja się nie nadaję.
- No to chodźmy - ujęłam dłoń Jace'a, po czym wyszliśmy ze skrzydła, zostawiając dwójkę naszych przyjaciół samych. Blondyn pomógł mi założyć beżowy płaszcz, po czym bez wahania poprowadził mnie do wyjścia z Instytutu.

Perspektywa Jace'a:
Spacerowaliśmy w ciszy, patrząc na swoje buty. Gałęzie drzew kołysały się, jak wiatr im zagrał, a błysk gwiazd odbijał się w tafli jeziorka. Włosy rudowłosej błądziły dookoła jej głowy, wprawiając ją z dziki trans ich ciągłego poprawiania.
- Clary, co się dzieje? - zdecydowałem się ponowić pytanie.
- Nic, Jace. Nic.
- Jesteśmy sami. Przecież możesz mi powiedzieć - nalegałem, lecz tym razem nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Westchnąłem, zdejmując rękę z jej bioder i wkładając ją do kieszeni. Usłyszałem ciche wypuszczenie powietrza z ust, co mogłem uznać za jej reakcję.
- Och, ta cisza doprowadza mnie do szału - warknąłem, sprawiając, że dziewczyna się zatrzymała. Natychmiast zacisnąłem dłoń wokół jej chudego ramienia, przyciągając ją do siebie. Nie zważając na nic, złączyłem nasze usta w pocałunku, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej namiętny.
Gdy w końcu się od siebie oddaliliśmy, ponowiłem pytanie, zresztą po raz 3 dzisiejszego dnia.
- To wszystko jest jakieś dziwne, nie uważasz?
- Co dokładnie? - nie rozumiałem sensu jej pytania, a domyślić się, co jej chodzi po głowie było jeszcze trudniej.
- Oni, Jace. Simon i Izzy. A głównie ich zachowanie. Nie widzisz tego?
- To prawda, że ostatnio zachowują się jakoś inaczej w stosunku do siebie, ale nie powinniśmy w to brnąć.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Daj. Sobie. Spokój - pochyliłem się nad nią, kładąc obie ręce prosto na jej ramionach i patrząc centralnie w jej oczy.
- Och, łatwo ci mówić... - próbowała się odwrócić, lecz ciężar spoczywający na jej barkach jej to uniemożliwił - Zdecydowanie zbyt łatwo.
Uśmiechnąłem się głupio, przekrzywiając głowę o jakieś 45°.
- Nie wiem jak ty, ale ja bawię się zajebiście dobrze - zaśmiałem się, zniżając głowę tak, aby była na równi z jej głową.
- Nie wiem jak ty, ale przy tobie nie umiem bawić się źle.
- Nie wiem jak ty...
- Skończ - zaśmiała się, kładąc dłoń na moim torsie i popychając mnie do tyłu. Moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, tworząc delikatne prądy na moim ciele. To było ostatnie, co poczułem przed rozgrzewającym mnie od środka pocałunkiem dziewczyny. Przejąłem władzę nad jej ciałem sprawiając, że teraz to ona była przyciśnięta do muru. Zacząłem kreślić dzikie pocałunki na jej szyi, zdając sobie sprawę, że na tym dzisiaj skończymy. Mimo tej myśli nie przestawałem wykonywać chaotycznych ruchów w okolicy jej bezbronnych ust.
- Kurwa, co ty ze mną robisz... - szepnąłem, lecz nie dałem jej szansy na jakąkolwiek odpowiedź. Ułożyłem dłonie pod jej tyłkiem, podnosząc w górę. Sprytnie i zwinnie owinęła swoje nogi dookoła moich bioder, powodując tym przyjemne prądy na moim ciele. Szybkim ruchem podwinęła moją koszulkę, błądząc ciepłymi dłońmi po moich plecach. Zagryzłem delikatnie jej dolną wargę, dzięki czemu jej paznokcie wbiły się w moją skórę, zapewne zostawiając zabawne ślady.
- Wybacz - szepnęła między pocałunkami.
Jęknąłem cicho, przerywając całą, niezręczną dla przypadkowych przechodniów, sytuację.
- Powinniśmy wracać?
- A chcesz?
- Jeśli dokończymy to co zaczęliśmy w łóżku... tak.
- Idiota - szturchnęła mnie ramieniem, po czym razem wybuchnęliśmy śmiechem i przytuleni do siebie wróciliśmy do Instytutu.

Perspektywa Izzy:
Księżyc rzucał cień na jedną ze ścian szpitalnego skrzydła. Simon spał, uroczo skulony w kłębek. A ja przeglądałam internet w telefonie, czytając zabawne opowieści przypadkowych użytkowników i czekając na powrót Jace'a i Clary. Odkąd Alec nie żyje wolę nie zasypiać, kiedy wszystkich nie ma w Instytucie...
Nagle usłyszałam dziwne stukanie, jakby ktoś pukał do drzwi.
- Kurwa, przecież mają przy sobie stele... - jęknęłam cicho, by nie obudzić śpiącego bruneta. Wstałam z łóżka, podchodząc cicho do drzwi wejściowych. Zerknęłam przez wizjer, lecz nawet to nie pomogło mi dojść do tego, kto stoi na zewnątrz. Jeśli w ogóle coś tam jest...
Westchnęłam, przewracając oczami. Sprawnie ruszyłam ręką, odkluczając zamki w drzwiach. Gdy tylko to zrobiłam, usłyszałam ciche śmiechy dochodzące zza ściany.
- Halo?! - krzyknęłam, z lekka przerażona - Dobra, pośmialiście się, haha, to było naprawdę dobre, ale może już wyjdziecie, co?!
Gdy odpowiedziało mi totalne echo, ponowiłam próbę uzyskania jakiegoś kontaktu.
- Hej! Mówię serio, było śmiesznie, ale teraz to przesada! - westchnęłam, cofając się do tyłu - Okej! Będziecie tam marznąć, czaicie?! - i zamknęłam za sobą drzwi. W jednej chwili żałowałam, że się odwróciłam, gdyż przede mną wyrósł ogromny demon, kształtem przypominający Sallosa. Krzyknęłam, przewracając komodę, by utrudnić mu pościg za mną. Szybko pobiegłam korytarzem prosto, wpadając do skrzydła, w którym nadal leżał Simon. Zamknęłam za sobą drzwi, uniemożliwiając demonowi dostanie się do środka. Miałam dodatkowe kilka sekund na obudzenie bruneta i wyrwanie się stąd tylnym wyjściem, bo od jakiegoś serafickiego ostrza dzieliło mnie jakieś kilkanaście metrów.
- Simon! - krzyczałam, szturchając przyjaciela. Z każdą kolejną próbą dostania się Sallosa do środka byłam bardziej spięta i przerażona - Simon!
Gdy chłopak nie reagował ani na słowa, ani na gesty, próbowałam go jakoś zepchnąć, lecz jedyne co udało mi się zrobić to przewrócenie go na bok. Simon ani drgnął, był sztywny jak... trup. Dopiero wtedy połączyłam wszystkie wnioski w całość, ale było już za późno. Sallos dostał się do skrzydła, blokując przejście. Byłam w jednej, wielkiej pułapce. Z każdym jego krokiem czułam, jak rozrywa moje ciało na kawałki.
1...2... 3...
Wydałam z siebie ostatni krzyk, kiedy demon rozerwał mnie na pół...
______________________________________________________________________

Obudziłam się cała spocona. Rozejrzałam się na boki, przykładając sobie potem dłoń do czoła. Westchnęłam głęboko, wstając z łóżka i podchodząc do zbiornika z wodą. Tak szybko, jak szklanka została napełniona, tak szybko stała się pusta. Podeszłam do szafy z zamiarem wybrania czegoś do przebrania, bo to, co miałam na sobie było mokre od łez i potu. Porwałam w ręce czerwono-czarne spodnie w kratę, białą koszulkę i czarną marynarkę na zatrzask, zakładając wszystko na siebie. Rozczesałam swoje włosy, chcąc związać je w niskiego kucyka, lecz wtedy cały urok dzisiejszej stylizacji poszedłby się jebać. Zostawiłam je opadające swobodnie na ramiona. Dobrałam jeszcze odpowiednią biżuterię i szpilki, po czym zeszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie gorącej herbaty, popijając ją z umiarem. Miałam oczy szeroko otwarte, choć mimo to każde skrzypnięcie szafki dawało mi powód do wyrwania sobie wszystkich włosów.
- Hej - podskoczyłam ze strachu, wylewając kilka kropel napoju z filiżanki - Spokojnie, to tylko ja - zaśmiał się brunet.
Chyba muszę się bardziej przygotować na wyzwania, jakie ma zamiar mi zafundować dzisiejszy dzień...

Perspektywa Simona:
- Hej - podskoczyła ze strachu, wylewając kilka kropel napoju z filiżanki - Spokojnie, to tylko ja - zaśmiałem się. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego, więc postanowiłem natychmiast wyjść z pomieszczenia. Po drodze chwyciłem w rękę jabłko, cicho pogwizdując.
- A coś ty taki zadowolony? - spytała Clary.
- Och, nie zauważyłem cię - odchrząknąłem.
- Wszystko ok?
- Jak zawsze, Clary - pogłaskałem ją po policzku, po czym ruszyłem dalej, kierując swoje cztery litery do biblioteki. Usiadłem przy pierwszym lepszym biurku, wpisując w wyszukiwarkę "Demonopedia". Oczywiście Przyziemny internet nie pomógł mi w znalezieniu informacji, ale za to obok miałem swoje wierne przyjaciółki - książki. Odszukałem tą odpowiednią, usiadłem wygodnie w fotelu i zacząłem czytać.
"Głowna geneza powstania demonów jest nieznana. Można je spotkać w każdej części piekielnej otchłani, począwszy od tych najpłytszych, a kończąc na najgłębszych, gdzie średnia temperatura sięga nawet do -50°. Wszystko zaczyna się od ludzi nie umiejących przeciwstawić się własnym, nieuniknionym działaniom i pragnieniom. Kiedy nie mogą zaspokoić swojego pragnienia przez wiele dni, opętuje ich duch Strażnika. Duch, który złamie każdego, nawet tego, kto jeszcze całkiem niedawno złożył przysięgę Bogu. Opętany człowiek zabija jak dziki zwierz, bez wyrzutów sumienia, najczęściej tych, z którymi ma lub miał dobre kontakty. A potem posila się ich duszą, wprawiając ofiarę w dziki trans, z którego nie będzie mógł łatwo wyjść. Widziałem to na własne oczy..."
- Co to do cholery, jakaś biografia?!
"Widziałem to na własne oczy, wiele lat temu, kiedy jeszcze nie zaprzedałem duszy Strażnikowi. To niemożliwe do zaspokojenia pragnienie, ten stan umysłu, który niszczy i rozrywa od środka. Właśnie wtedy zaczyna się przemiana. Najpierw dosięga oczu, które stają się czarne i mgliste. Następnie zęby - wydłużają się, jak kły. Zaostrzają końcówki, dzięki czemu wyglądem przypominają ople lodu. Potem ciało. Rozciąga się, a skóra napręża się pod naporem rosnących kości.
Wiele miliardów lat..."
- Okej, tyle informacji mi wystarczy. Dusza, pragnienie wyrządzania zła i ciągłego zabijania, podniecający widok krwi. Oczy stają się czarne i mgliste, zęby się wydłużają i zaostrzają, a ciało rozciąga się pod naporem kości i mięśni. Zapamiętam...
Odłożyłem książkę na miejsce, po czym otworzyłem powoli drzwi. Wychyliłem się zza ściany, spojrzałem w prawo, w lewo, a gdy w pobliżu nikogo nie było, ruszyłem przed siebie dumnym krokiem, znów cicho pogwizdując.

Pytania:
1. Co kombinuje Simon?
2. Czy razem z Iz ma jakąś tajemnicę, o której boi się powiedzieć przyjaciołom?

PS: DZIĘKUJĘ ZA 10K WYŚWIETLEŃ ♥
Jesteście najlepsi ♥

+LBA x2
Za dwie nominacje serdecznie dziękuję Ms. Veronice (jej blog) i Mani Maji (jej blog). Nie sądziłam, że tak szybko doliczę się tylu nominacji, naprawdę dziękuję.

Pytania od Veronici:
1. Do którego bohatera książkowego jesteś najbardziej podobna z charakteru?
Biorąc pod uwagę wszystkie książki, jakie w życiu przeczytałam, a jest ich mało, to sądzę, że najbardziej jestem podobna do Clary.

2. Twój ulubiony sklep?
Ubrania: Reserved
Książki: Empik

3. Lato, jesień, zima czy wiosna?
Jesień i zima.

4. Oprócz danego tematu twojego bloga, co cię zainspirowało do założenia go?
Własny, oryginalny pomysł na historię i chęć podzielenia się z tym światem.

5. Masz swoją/swojego parabatai?
Mam (jej blog).

Pytania od Maji:
1. Dlaczego prowadzisz bloga?
Blog jest moim jednym z głównych "odcięć" od rzeczywistości. Skupiam na nim całą swoją uwagę. Drugim powodem jest to, że moją największą pasją jest pisanie, a że chciałam się tym podzielić ze światem, stworzyłam bloga i zaczęłam po prostu pisać, tak jak wcześniej dla siebie, tak od tamtego momentu dla kogoś.

2. Co cię uszczęśliwia?
Idole, rozmowa z przyjaciółmi.

3. Najlepszy książkowy bohater?
Carolina z "Amore 14". Po prostu uwielbiam tą postać!

4. Najlepsza książka na świecie?
Pragnę nanieść drobną poprawkę: *seria
Dary Anioła, oczywiście.

5. Jesteś ekstrawertykiem, czy introwertykiem?
Introwertyczka.

6. Ulubiony deser?
Wszystko, tylko nie czekolada.

7. Czytasz książki?
Gdy naprawdę znajdę chwilę wolnego czasu - tak, czytam.

8. Do jakiej postaci książkowej jesteś najbardziej podobna?
Patrz wyżej (pytanie 1 u Veronici).

9. Plan na idealny dzień?
Wstanie jak najwcześniej się da, szybkie śniadanie, przejrzenie facebooka itp., spacer, wieczorem książka, pisanie rozdziału i tyle.

10. Ulubiony przedmiot w szkole?
J. polski.

11. Byłaś kiedyś/jesteś zakochana?
Jestem i czasami naprawdę tego żałuję.




sobota, 20 lutego 2016

[8] "[...] będzie trzecią i ostatnią przyczyną tego, jak ciasne liny zacisną się wokół mojej szyi"

Perspektywa Clary:
Walentynki. Maryse, wraz z Robertem, wybrali idealny dzień na pochowanie Aleca. Szkoda tylko, że nie mogą wyczuć ironii w naszych słowach.
Razem z Isabelle byłyśmy na przodach tłumu, prowadząc wszystkich na miejsce pochówku, jakby nadal nikt nie znał drogi do Miasta Kości. Alec był bardzo wpływowym Nocnym Łowcą. Jako najstarsze dziecko Lightwoodów miał dostęp do wszystkiego, a każda zasada, która nawet nie pojawiła się w świetle dnia, była mu znana. Nagle poczułam czyjąś delikatną dłoń na moim ramieniu, ciągnącą mnie do tyłu. Cudem odzyskałam równowagę, stojąc teraz przodem do tajemniczej napastniczki.
- Strasznie za nim tęsknię - powiedziała cicho Alex, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- On to wie. Jest tutaj, choć go nie widzimy - wtem silny wiatr poruszył gałązkami drzew, tworząc też dreszcze na moim ciele - Właśnie w ten sposób potwierdza swoją obecność.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a ja objęłam ją ramieniem. Była jakieś dwa centymetry niższa ode mnie, ale to tylko ze względu na mój nagły wzrost w ciągu ostatniego miesiąca i wysokie szpilki.
Dlaczego rodzice Aleca zdecydowali się pochować jego kości po ponad miesiącu od jego śmierci - nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem, bo nie chcę z nimi rozmawiać. Od zawsze traktują mnie ozięble, jakbym była zwykłym wrzodem na dupie. Za to Jace jest w ich oczach prawdziwym aniołkiem. Chłopak, którego przygarnęli, gdy miał jakieś 10 lat, o zupełnie innych więzach krwi, jest dla nich wszystkim, a Isabelle, aktualnie ich jedyne dziecko, traktują podobnie jak mnie. Nie są najlepszymi rodzicami, ale sądzę, że jest to spowodowane masą obowiązków w Idrisie.
- Clary - zaczęła Izzy - Pomożesz mi?
- T-tak, już idę - odebrałam od niej stelę, kreśląc na odpowiedniej czaszce runę niedawno przeze mnie odkrytą. Miała sporo krzywych linii, zakończonych jeszcze większymi łukami. Kształtem przypominała motyla, choć nie miała z nim żadnego związku.
Gdy czubek steli dotknął wcześniej wyrzeźbionego nekrologu, po pomieszczeniu rozbrzmiały głosy przybyłych.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood.
Łzy spłynęły po moich policzkach, gdy tylko zakończyłam swoją pracę.
- Clary? - spytał Jace, wyciągając dłoń w moim kierunku.
- Idź, zaraz do was dołączę.
Skinął głową na zrozumienie, zostawiając mnie samą. Cisza przeszywała moje ciało na wylot, pozwalając łzom na swobodne spływanie po moich policzkach. Dotknęłam dłonią małego nagrobka z jego imieniem i nazwiskiem, pochylając głowę w dół i zamykając oczy.
- Ave Atque Vale, Alec Lightwood - szepnęłam i wyszłam z kapliczki.
_______________________________________________________

Dzień był dziś wyjątkowo pochmurny. Co kilka godzin padał intensywny deszcz, zmniejszając widoczność. Mgła powoli opadała, choć nadal przysłaniała najbliższą okolicę.
- Clary, mogłabyś? - spytała Maryse, podając mi karteczkę. Zaczęłam czytać.
- Mleko, płatki, kukurydza w puszcze, pieczarki, sałata, wino... zgaduję, że mam iść na zakupy, tak?
- Zrobiłabym to za ciebie, ale jestem dziś strasznie zajęta.
A jesteś kiedyś niezajęta? - chciałam powiedzieć, lecz tylko skinęłam głową i posłusznie wzięłam pieniądze z blatu, wychodząc z rezydencji.
Nie byłam w Idrisie od kilku dobrych lat, już nawet zdążyłam zapomnieć, gdzie znajduje się supermarket, więc postanowiłam kogoś spytać o drogę.
- Przepraszam - zaczęłam, zatrzymując przypadkowego przechodnia, a jako że wyglądał na jakieś góra 19 lat, nie zamierzałam mówić mu na 'PAN" - Wiesz może, gdzie jest tutaj jakiś sklep?
- Prosto, potem skręcasz w prawo, w lewo, a potem znowu prosto. Łatwo trafić - odrzekł rozpromieniony. Chłopak miał blond włosy, a jego grzywka przeczesana była na prawą stronę, lekko przysłaniając jedno oko. Jasne oczy dopełniały tylko całokształt. Miał delikatne rysy twarzy, a dołeczki w policzkach sprawiały, że szybciej biło mi serce. Niesamowite, jak jeden, zupełnie obcy chłopak mógł tak na mnie działać. Przysięgam, że gdybym była singielką, zrobiłabym wszystko, by tylko go mieć przy sobie.
Według wskazówek blondyna szybko dotarłam do sklepu. Błądziłam między regałami, szukając odpowiednich składników. Koszyk był praktycznie pusty, a ja zdążyłam już dwa razy obejść sklep. Niemożliwe, że na półkach nie było ani jednej puszki kukurydzy. Zrobiłam jeszcze kilka kółek dookoła sklepu, zdając sobie po chwili sprawę, że ominęłam kilka regałów. Przewrażliwiona odszukałam wzrokiem kukurydzę, kładąc puszkę do koszyka. Ostatnia prosta dzieliła mnie od kasy. Mój wzrok nagle zatrzymał się na znajomej posturze. Czarne spodnie, jasna koszula i ta sama, rozpromieniona twarz. Wymieniliśmy spojrzenia, idąc w swoim kierunku. Otarłam się o jego ciało ramieniem, dzięki czemu przez moje ciało przeszły delikatne prądy. Odwróciłam głowę, by nie stracić go z oczu. Mogłabym przysiąc, że poprzedzał każdy mój ruch. Gdy tylko ja ruszyłam dłonią w górę, by przeczesać nią włosy, on robił zupełnie to samo, dwa razy seksowniej, niż ja bym to zrobiła. To może i dziwne, ale w jego oczach było coś, co nie dawało mi spokoju. Jakbym już go gdzieś widziała, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jakby jego rysy twarzy, oczy i uśmiech były mi dobrze znane. I jakby istniało logiczne wytłumaczenie na to, że czuję, jakby między nami była jakaś silna więź.
Stałam nieruchomo, blokując przejście do kasy. Nie biorąc wydanych przez kasjerkę reszty pieniędzy wybiegłam szybko ze sklepu, wciąż odwracając się za siebie, jakbym bała się ponownego spotkania z chłopakiem.
Trącąc ramionami obywateli Idrisu i potykając się co sekundę o nierówne ścieżki w końcu dotarłam pod drzwi rezydencji Lightwoodów. Popchnęłam je ramieniem, wpadając gwałtownie do środka. Westchnęłam, podnosząc z ziemi torby pełne zakupów, kładąc je następnie na blacie.
- Clary, wróć! - krzyknął Robert, gdy wbiegłam na półpiętro - Skoro już byłaś w sklepie, to może je teraz rozpakujesz? - spytał, wskazując podbródkiem na zakupy.
- Och, obawiam się, że ty będziesz musiał to zrobić. Teraz to ja jestem zajęta - puściłam mu oczko i wbiegłam dalej na górę, nie zwracając większej uwagi na jego krzyki i walenie pięściami w stół.

Perspektywa Jace'a:
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, lecz nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, w progu stanęła Clary. Uśmiechnięty wstałem z kanapy, idąc w stronę ukochanej.
- Hej - powiedziałem cicho, całując ją w czubek głowy i tuląc do siebie.
- Mogę cię o coś spytać? - skinąłem głową - Widziałeś ostatnio jakiegoś wysokiego blondyna w mieście? - spytała szybko, przez co nie usłyszałem dokładnie jej pytania.
- Co?
- Czy jest coś, co chciałbyś we mnie zmienić? - spytała, choć miałem dziwne przeczucie, że to nie było to, o co faktycznie chciała spytać.
- Tak - odpowiedziałem szczerze, starając się nie brzmieć arogancko.
- Co takiego? - zaciekawiona spojrzała w górę, prosto w moje oczy.
- Nazwisko.
- A reszta? - schowała głowę w moją klatkę piersiową, jakby bała się uzyskać odpowiedzi.
- Reszta jest idealna - choć nie widziałem jej twarzy, mógłbym przysiąc, że się uśmiecha.
Szybko się od siebie odsunęliśmy, a Clary zasypała mnie kolejnymi pytaniami.
- Kiedy wracamy do Instytutu? Stęskniłam się za swoim łóżkiem - przeciągnęła się, cicho chichocząc i wskakując na kanapę.
- Jutro, kiedy sprawa z Aleciem trochę ucichnie.
- Skąd macie pewność, że jutro już nikt nie będzie o nim gadał? Alec był bardzo wpływowy, jeśli chodzi o Idris.
- Jest 90% szans, że ludzie przestaną plotkować.
- A gdzie pozostałe 10%? - skrzyżowała ręce na piersi, wgapiając się we mnie i oczekując poważnej odpowiedzi.
- Pozostałe 10% to ta denerwująca sąsiadka spod 3 i jej urocze koleżanki - zaśmiałem się, gdy zobaczyłem jej minę. Było warto.
_____________________________________________________________
Siedziałem na kanapie, przeglądając książki z kolorowymi obrazkami i strasznie dużymi literami. Po chwili do pokoju weszła Clary, ubrana w śliczną, różową sukienkę. Jej włosy opadały na ramiona, łaskocząc mnie w przedramię. Zaraz za nią wbiegła mała dziewczynka, na oko 8 lat. Wyglądała na młodszą wersję Clary.
- Tato, tato! - krzyknęła, rzucając się na wolne miejsce obok mnie - Pamiętasz jeszcze, co mi wczoraj obiecałeś? - spytała swoim uroczym głosem, kładąc mi dłonie na kolanach.
Spojrzałem pytająco na Clary, by dała mi jakąś wskazówkę, o co chodzi małej, ale ona również nic nie wiedziała.
- A może trochę podpowiesz tacie? - zaśmiałem się, przerzucając dziewczynkę przez siebie tak, że teraz siedziała na moich kolanach.
- Hał, hał! - krzyknęła, liżąc swoje małe rączki i wytykając co chwilę język.
- Mieliśmy kupić psa? - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej, lecz i tak to słyszała.
- Tak, brawo! Punkt dla taty! - zaczęła biegać w koło, wymachując rękoma.
- Brawo, kochanie - powiedziała cicho Clary, muskając delikatnie mój policzek.
- Fuj - zaśmiała się dziewczynka, której imienia wciąż nie znałem - Nigdy nie będę chciała mieć chłopaka - wstrząsnęła się, a zaraz potem znów zaczęła brykać i biegać po salonie.
- Shai, słońce - a więc tak się nazywa - mama też tak mówiła, ale gdy poznała tatę wszystko się zmieniło - Clary podeszła do naszej córeczki, unosząc ją w górę, by ucałować ją w nos.
- A jak poznać, kiedy się zakochujemy? - spytała Shai, przybierając poważny wyraz twarzy.
- Widzisz, kochanie. Z zakochaniem jest jak z gwiazdami na niebie.
- Z gwiazdami? - zdziwiła się dziewczynka.
- Tak, skarbie - zaśmiała się Clary - Gdy zerkniemy nocą na niebo, widzimy miliardy małych punkcików. Ale w końcu po jakimś czasie dostrzegamy, że jedna z nich świeci najjaśniej. Tylko dla nas. Wtedy staje się tą najważniejszą, której poświęcimy swoją uwagę, swoje zainteresowanie. To będzie ta nasza gwiazdka. Tylko nasza - Clary spojrzała na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
Tu czar prysł, a ja obudziłem się w środku nocy, na fotelu. Nadal z przymrużonymi oczami spojrzałem na zegar. 3:16. Westchnąłem, podnosząc się z miejsca i idąc w kierunku łazienki. Nacisnąłem na przycisk obok drzwi,  które następnie powoli otworzyłem. Oślepiające światło, dzięki któremu jeszcze bardziej zmrużyłem oczy, rozeszło się po pomieszczeniu. Podszedłem do lustra, schylając się do umywalki i myjąc dokładnie twarz wodą. Gdy z powrotem się wyprostowałem, spojrzałem w swoje odbicie. Zauważyłem dziwny cień za sobą, więc natychmiast się odwróciłem, badając wzrokiem okolicę. Byłem sam. Westchnąłem z ulgą, odwracając się znów w stronę lustra.
Moje serce zaczęło szybciej bić, źrenicy się mimowolnie powiększyły, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Trząsłem się ze strachu, a krzyk, który z siebie wydałem rozbrzmiewał w mojej głowie.
W lustrzanym odbiciu, zaraz za sobą zobaczyłem Aleca.
Jego oczy były zamknięte.
Klatka piersiowa nie pracowała.
Przez serce przechodziła strzała.
A runa parabatai mieniła się to na biało, to na czerwono, jakby znów była wypalana.
Zasłoniłem ręką usta, nie wierząc w to, co widzę. Wyciągnąłem rękę, by móc dotknąć przyjaciela, lecz jedyne, co po tym zobaczyłem to rozpływająca się w powietrzu postać.
W tym domu dzieją się dziwne rzeczy.

Perspektywa Izzy:
Obudziłam się równo z dźwiękiem budzika. Nadal z zamkniętymi oczami błądziłam ręką w poszukiwaniu magicznego przycisku, który by go wyłączył, lecz gdy go nie znalazłam, wzięłam to przeklęte urządzenie do ręki, uderzając nim kilka razy o nocną szafkę. Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk zepsutej sprężynki.
- Już nie będziesz mnie tak wcześnie budzić, śmieciu - powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że gadam do rzeczy nieożywionej.
Chciałam ponownie zamknąć oczy i zapaść w głęboki sen, lecz gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, przypomniałam sobie, że dziś wracamy do Instytutu. W końcu będę mogła poczuć te cudowne zapachy spalin, zobaczyć te samochody stojące w ciągłym korku i... usłyszeć jutro z rana kolejny budzik, który będę zmuszona zepsuć. Który to już w tym tygodniu? Dziewiąty, dziesiąty?
Usiadłam na brzegu łóżka, ostatni raz się przeciągając, po czym ruszyłam do łazienki z kosmetyczką w ręce. Oparłam się rękoma na umywalce, przeglądając swoją twarz w lustrze. Westchnęłam, odpinając suwak małej saszetki i wyciągając z niej odpowiednie kosmetyki. Po skończonej pracy wyglądałam jak nowo narodzona. Zresztą... tak samo się czułam. Wyszłam z toalety w mojej koronkowej bieliźnie, podchodząc następnie do szafy. Wybrałam czarny kapelusz, koszulę z koronkowymi rękawami, różową, neonową i rozkloszowaną spódniczkę oraz czarne, wysokie szpilki. Założyłam jeszcze rajstopy w kolorze nero, by moja dzisiejsza stylizacja nie była nudna. Całość prezentowała się doskonale.
Spryskałam się na koniec moimi ulubionymi perfumami, po czym zeszłam na dół z walizkami w dłoniach. Ustawiłam je obok różowych toreb Clary, wchodząc do salonu. Przywitałam się z wszystkimi, siadając obok rudowłosej na kanapie.
- Ślicznie dziś wyglądasz - powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Ty też - odwzajemniłam uśmiech, oglądając ją z góry na dół, jeszcze raz.
Miała na sobie śliczny, biały wianek i długą, zwiewną sukienkę, oczywiście w tym samym kolorze. Wyglądała tak delikatnie, a cisza była jej dzisiejszym charakterystycznym znakiem. Jej włosy, opadające na ramiona, zupełnie tak jak moje, były lekko pofalowane. Niektóre kosmyki mieniły się w świetle wpadającego przez okno słońca.
Rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się, na kogo czekamy. Nie licząc mnie, obecni byli Jace, Clary, Alex, Robert i Maryse. No tak, mogłam się domyślić, że czekamy tylko na Simona. Zapewne wpadnie tu jak burza z jak zwykle doskonałą wymówką typu "Zaplątałem się w słuchawki i męczyłem się z jakąś godzinę, by uwolnić się z tych kabelków".
Tak, jak myślałam, brunet wpadł to salonu, przewracając dodatkowo regał z książkami.
- Prze-prze-przepraszam - próbował złapać oddech - Byłbym prę-prędzej, ale nie mogłem... znaleźć swojej... swojej wa-wa-walizki-i.
Geniusz. Kurwa, no geniusz - pomyślałam.
Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej niego i strącając z jego głowy płatek storczyka.
- I w kwiatkach szukałeś tej walizki? - spytałam, pokazując mu część roślinki.
- Po-podobno trzeba szukać w... naj-najmniej spodziewanych...
- Miejscach - dokończyłam za niego, by go dłużej nie męczyć.
Weszłam do kuchni, nalewając do szklanki zimnej wody. Wróciłam z nią z powrotem do salonu, podając naczynie Simonowi.
- Masz, napij się.
- Po-po co?
- Pij! - krzyknęłam, piorunując go wzrokiem.
Simon, posłuszny niczym baranek, spełnił polecenie, oddając mi pustą szklankę. Położyłam ją na jednej z średniej wielkości szafek.
- Pomogło? - brunet skinął głową, a ja odwróciłam się z powrotem do przyjaciół - Idziemy? Mam dość tego miejsca.
Po pokoju rozeszły się głośne rozmowy, przekładane pojedynczymi dźwiękami. Zabrałam swoje walizki z holu, zaciskając ich rączki w dłoniach. Ucałowałam rodziców w policzki, udając uśmiechniętą. Jako pierwsza wyszłam z rezydencji, obserwując ludzi spieszących do pracy, czy by zaprowadzić swoje dzieci do Akademii. Mijaliśmy się, a ja obserwowałam ich twarze. Podpuchnięte i czerwone oczy podpowiadały, że nie są dziś w dobrym stanie.
- Isabelle - zaczęła Clary, podchodząc bliżej - Co jest?
- Nic - wyrwałam się, gdy tylko poczułam opuszek jej dłoni na swoim ramieniu - Zostaw mnie - i dołączyłam do reszty, stojąc kilkanaście metrów obok.
Męczyło mnie to, że ludzie traktowali mnie jak osobę potrzebującą. Obywatele Idrisu szczególnie się do tego zaliczali. Gdy tylko wychodziłam nocami do Miasta Kości, by pobyć chwilę z bratem, mierzyli mnie wzrokiem. Szeptali do siebie, że to właśnie mnie zginął brat. Słyszałam to. Głośno i wyraźnie.
"Isabelle Lightwood"
"Och, ach to jej zginął brat"
"Nie wygląda dziś dobrze"
"Tak strasznie jej współczuję"
"A więc to w jej rodzinie wydarzyła się ta tragedia".
Miałam tego serdecznie dość.
- Iz! - zawołał Jace - Jeśli nie chcesz tu zostać, powinnaś się pośpieszyć!
Po jego słowach natychmiast zarzuciłam włosami i wbiegłam w kolorowy portal, z którego ulatniała się tona dymu.

Perspektywa Simona:
Poczułem dziwne uczucie, jakbym spadał w niekończącą się przestrzeń. Dookoła mnie była tylko czerń, nic więcej. Po chwili usłyszałem głos mojej rudowłosej przyjaciółki.
- Simon, otwórz oczy - spełniłem polecenie - Żyjesz?
- Tak, chyba tak - odpowiedziałem.
- Twój pierwszy raz, co? - zaśmiał się Jace, klepiąc mnie po plecach i przechodząc dalej.
Rozejrzałem się, dokładnie obserwując okolicę. Te same auta, sklepy, Instytut. Wszystko takie same, ale jednak inne. Inne, bo nie ma z nami Aleca...
To niesamowite, jak wszystko może się zjebać w jednej chwili. Teraz w końcu zrozumiałem, że życie to nie gra komputerowa. Tu nie ma kodów, dzięki któremu możemy być nieśmiertelni. Ten dar otrzymują tylko ci, którzy naprawdę na niego zasłużyli.
Czyli z tego, co się stało - tą osobą niestety nie był Alec...
- Naprawdę nie zostaniesz? - usłyszałem głos Clary, więc szybko odwróciłem głowę w jej kierunku.
- Nie. Miałam tylko się upewnić, że na pewno traficie do Nowego Jorku - uśmiechnęła się Alex, tuląc się następnie z Jace'em i rudowłosą - Na razie, Simon! - krzyknęła, machając do mnie ręką. Zrobiłem to samo, a następnie znów zająłem się obserwowaniem okolicy. Mój wzrok zatrzymał się na Isabelle, wchodzącej na ciągnące się w górę schody Instytutu.
- Isabelle, czekaj! - krzyknąłem biegnąc do niej. Gdy tylko zobaczyłem, jak się zatrzymuje, ulżyło mi. Uśmiechnąłem się, również stojąc w miejscu, by zaraz móc obserwować każdy jej ruch. Ponownie złapałem za walizkę, ciągnąc ją za sobą. Szedłem wolno, nie odrywając oczu od Iz.
-Isabelle? - spytałem cicho, gdy zobaczyłem, jak brunetka cofa się do tyłu - Isabelle? - ponowiłem pytanie, tym razem nieco głośniej.
- Isabelle! - krzyknąłem, rzucając walizkę w bok i biegnąc do dziewczyny. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać, nim jej ciało zetknęło się z ziemią. Spojrzałem na dwójkę przyjaciół, biegnących w naszym kierunku.
- Pośpieszcie się! - krzyknąłem z łzami w oczach, tuląc do siebie nieprzytomną dziewczynę - Iz, otwórz oczy! Proszę cię, otwórz oczy! OTWÓRZ! - krzyczałem i płakałem jednocześnie, dziwiąc się, że mimo runy niewidzialności przypadkowi mieszkańcy Brooklynu tego nie słyszą.
- Uspokój się, to nic nie da! - warknęła Clary, kładąc swoją delikatną dłoń na mojej - Jace, pomóż mu zanieść ją do Sali, ja zadzwonię do Maryse.
Kątem oka zauważyłem, jak blondyn kiwa głową, po czym pomaga mi wnieść ją do środka.
Jeśli ona również zginie to przysięgam na Anioła, że będzie trzecią i ostatnią przyczyną tego, jak ciasne liny zacisną się wokół mojej szyi, odbierając mi życie. PRZYSIĘGAM.

*przekleństwa użyte w rozdziale... bla bla, znacie już tą gadkę*

Ostatecznie chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Dostawałam masę wiadomości z pytaniem, czy coś mi się stało, że przez całe dwa tygodnie nic nowego się nie pojawiło. To było bardzo miłe i kochane, dziękuję!
Mam nadzieję, że przez szkołę nie będę musiała znów odpuścić sobie tej przyjemności...

Wprowadzam coś nowego - PYTANIA:
1. Kim jest tajemniczy chłopak, który pokazał Clary, jak dojść do sklepu i dlaczego nie chce o tym powiedzieć ukochanemu?
2. Czy Izzy uda się odzyskać przytomność?

Chciałabym Was jeszcze zaprosić na oficjalną grupę o DA - kliknij tu, aby przejść na stronę!

KOCHAM WAS!

niedziela, 7 lutego 2016

[7] "Słyszę głośny śmiech Strażnika"

Perspektywa Clary:
Wraz z Jace'em weszliśmy do jednej z nowojorskich restauracji. Usłyszałam cichy dźwięk dzwonka, który uruchomił się po otworzeniu drzwi. Wzrok wszystkich gości skierował się na nas, dosłownie pożerając nas wzrokiem.
- Podziemni - szepnęłam, zaciskając bardziej swoją dłoń na ramieniu blondyna.
- Nie bój się, chronią nas Porozumienia.
- Zawsze mogą je złamać - skrzywiłam się na samą myśl o tym.
- Nie, gdy w pobliżu są również Przyziemni - dopiero po jego słowach zauważyłam dwóch normalsów w rogu pomieszczenia, których wzrok również był skierowany na nasze osoby.
- Widzą nas - stwierdziłam, unosząc naturalnie kąciki ust w górę.
Weszliśmy w głąb pokoju, podchodząc do lady.
- Stolik dla dwojga - ach, zawsze chciałam to usłyszeć z ust ukochanego. Zwłaszcza takim tonem, jakim wypowiedział to Jace. Mówił to tak spokojnie, wyraźnie, podkreślając dokładnie każde słowo.
Lecz czar prysł, nim urocza kasjerka zdążyła podać nam menu. Blondyn uklęknął, trzymając się kurczowo z lewej strony klatki piersiowej. Jego mina wyrażała bóli cierpienie, szczęka silnie się zacisnęła, podobnie jak lewa dłoń. Oddychał szybko, jakby próbował tym uspokoić swoje odczucia.
Przełożyłam swoją torebkę przez głowę, rzucając ją w bok, nie zważając na to, gdzie wyląduje. Uklęknęłam obok niego, obejmując go ramieniem i dając gwarancję na swoją obecność.
- Co się dzieje? - szepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- Parabatai - wypowiedział, lecz po chwili znów padł na ziemię, dusząc się własną śliną.
Nim zdążyłam wyjąć stelę zza paska, który idealnie ukryłam pod sukienką, zauważyłam jasny dym unoszący się nad głową Jace'a. Nim zdążył zmieszać się z powietrzem i zniknąć na dobre, utworzył runę parabatai, co nie oznaczało nic dobrego.
- Alec - szepnęłam, zasłaniając ręką usta. Moje oczy mimowolnie zaszły łzami, które od razu spłynęły po moich policzkach. Usta zrobiły się dziwnie sine, a przez ciało przeszły mnie dreszcze. Moja wyobraźnia przedstawiała mi najróżniejsze wspólne momenty, jakie przeżyłam z Aleciem.
I choć wiedziałam, że nie żyje, serce podpowiadało mi co innego. Czułam, że niedługo znów zapali się jego świeca, która zaprowadzi go z powrotem do nas, byśmy mogli zacząć wszystko od nowa...
Czekał tylko na odpowiedni moment, by na nowo pojawić się w naszym świecie.
I ten moment miał nadejść już niedługo. A przynajmniej tak podpowiadała mi moja podświadomość.

Perspektywa Jace'a: 
Resztę wieczoru spędziliśmy w ciszy, przysłuchując się tylko rozmowom innych. Żadne z nas nawet nie westchnęło, ani nie pociągnęło nosem. Wpatrywaliśmy się w jeden punkt, pozwalając sobie jedynie na łzy i własne myśli.
Runa parabatai, znajdująca się kiedyś nad moim sercem, zniknęła. Przybrała barwę koloru mojej skóry, wypalając nie tylko siebie, ale i mnie, tyle że od środka. Wypaliła ze mnie wszystko, co uważałem za drogie. Zabrała ze sobą osobę, która jako jedyna, gdy trafiłem przerażony do Instytutu, zaakceptowała mnie i nauczyła różnych ciekawych sztuczek. Zostawiła po sobie tylko wspomnienia, które będą od dzisiaj wywoływać tylko łzy. Zniknie radość, szczęście i uśmiech, a na ich miejsce wstąpią łzy, ból i cierpienie po utracie połowy własnej duszy.
Od teraz pojawią się setki pytań, nastroje i emocje zmienią się bardzo szybko, nawet jeśli będzie przy mnie Clary. Zgubię się w pustce, która zostanie i w uczuciach, których doświadczę. Będę szedł przez kolejne fazy swojego życia, nie zatrzymując się na niczym, co jeszcze kiedyś uważałem za ważne. Po prostu będę szedł drogą oświetloną przez małe świece, które z biegiem czasu będą coraz to bardziej wypalone, aż w końcu dojdę to tego okresu, w którym wszystkie świece będą zgaszone, a ja zostanę sam, w ciemnej pustce. Pochłonie mnie śmierć, a ja, nadal nie rozumiejąc czemu, będę albo szczęśliwy, albo smutny.
Wreszcie poczułem przyjemne ciepło na swojej dłoni. Ciepło, które wyrwało mnie z rozmyśleń i sprawiło, że powróciłem do życia. Spojrzałem na smutny wyraz twarzy rudowłosej oraz na nasze splecione ręce.
- Przepraszam - szepnąłem, starając się wymusić uśmiech, który nie zjawił się tak szybko, jak na twarzy mojej uroczej dziewczyny.
- Powinniśmy iść - powiedziała po chwili, na co skinąłem głową.
Zasunęliśmy krzesła, żegnając się z kelnerką, po czym wyszliśmy za zewnątrz, znów słysząc delikatne brzmienie dzwonka. Dotknąłem nieświadomie swojej klatki piersiowej, patrząc w dół, jak powiew wiatru kołysze źdźbłami trawy.
- Hej - powiedziała cicho Clary, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu - Nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz.
Po jej słowach ułożyłem swoją dłoń na jej, krzyżując nasze palce ze sobą i tym samym strącając je ze swojego ramienia. Odwróciłem się przodem do niej, drugą dłonią kładąc na jej rozgrzanym policzku i nachylając się delikatnie, złączając nasze usta w pocałunku. Wsłuchałem się w jej przyśpieszony oddech i bicie serca, dzięki czemu złapałem z nią wspólny rytm.
Po długim pocałunku, nadal przytuleni do siebie, ruszyliśmy w stronę Instytutu.
- W jaki sposób powiemy to Izzy? - spytała nonszalancko, odwracając swoją głowę w moją stronę.
- Nie powiemy.
- Jace, musimy...
- Ona nie może cierpieć, już dosyć, że widzę, w jakim stanie jesteś ty.
- Prędzej, czy później i tak się dowie, a wtedy my będziemy za to odpowiedzialni - odrzekła, puszczając moją dłoń i chowając ją do kieszeni.

Perspektywa Izzy:
Obudziłam się z słuchawkami na uszach i telefonem pod tyłkiem, próbując sobie przypomnieć wczorajszą, a raczej dzisiejszą noc. Odłożyłam urządzenia na szafkę nocną, siadając następnie na brzegu łóżka i ubierając swoje ciepłe kapcie w króliczki. Wstałam, odgarniając włosy do tyłu i ruszyłam do toalety. Wrzuciłam swoją kolorową piżamę do kosza na pranie, wchodząc później do brodzika i zamykając za sobą drzwi od kabiny prysznicowej. Po chwili poczułam na sobie ciepłe strugi wody i ulatniający się zapach płynu do kąpieli. Zamknęłam oczy, gdy mydliny znalazły się w ich okolicy.
Dodatkowo umyłam również swoje średniej długości włosy, by nie musieć robić tego później. Unoszący się kwiatowy zapach niedawno kupionego szamponu sprawiał, że czułam się jak w SPA, choć nigdy tam nie byłam. Nie potrzebuję jakiś salonów kosmetycznych, by być piękna. Wystarczy mi tylko moja paletka, pędzle, cienie do powiek, moje ulubione szminki i inne kosmetyki, które walają się po całym pokoju, bo zaczynają nie mieścić się w szufladzie. Chyba wypadałoby zrobić jakieś małe porządki...
Po skończonej kąpieli dokładnie wytarłam swoje ciało, nawilżając je następnie pierwszym lepszym kremem o idealnej konsystencji.
Nałożyłam na siebie szlafrok i wyszłam z łazienki. Błądziłam wzrokiem po pokoju, szukając suszarki i prostownicy, by doprowadzić moje włosy do ładu. Gdy podłączyłam oba urządzenia do gniazdka, by zdążyły się odpowiednio nagrzać, podeszłam do szafy. Przykładałam różne topy i koszulki do siebie, by znaleźć tę, która będzie pasować do wcześniej wybranych spodni. Doszłam do wniosku, że dziś ubiorę się na biało. Skoro nie ma już Zasady Kolorów, mogę ubierać się tak, jak chcę i żadne Clave mi tego nie zabroni. I tak miałam wyjebane na ich reguły...
Zeszłam na dół, by przygotować śniadanie dla siebie i reszty, ale że nadal nie nauczyłam się dobrze gotować, wyjęłam z lodówki paczkę parówek i ketchup. Prościej się chyba nie da, skoro nie ma się mleka i płatków śniadaniowych z Chocapik.
Ułożyłam wszystkie parówki na talerzu i włożyłam je do kuchenki mikrofalowej na jakieś 20 sekund. Po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku otworzyłam metalowe drzwiczki i zaczęłam nacinać w odpowiednich miejscach kiełbaski. Po kilku minutach pracy powstało kilka uroczych ośmiorniczek, które ułożyłam delikatnie na liściach sałaty, następnie ozdabiając wszystko odrobiną ketchupu.
Położyłam wszystko na stole w jadalni, łącznie z kubkami mineralnej wody i włączając muzykę ze stereo czekałam na resztę przyjaciół.
Nim zdążyłam usiąść na kanapie, usłyszałam dzwoniący telefon. Kliknęłam zielony przycisk, przykładając słuchawkę do ucha.
- Jia?...Tak, to ja...No, słyszałam, że wychodził, ale...Zaraz, co?...Mów wolniej, nic nie rozumiem...
W jednej chwili zawalił się cały mój świat. Do oczu napłynęły mi łzy, których nie mogłam pohamować. Puściłam słuchawkę telefonu, pozwalając na to, by przed upadkiem uratował ją długi kabel. Patrzałam, jak kołysze się to w lewo, to w prawo, obijając się o ścianę i wydając charakterystyczne dźwięki. Uklęknęłam, krzycząc i klnąc co chwilę. Słowa wypowiedziane przez Jię przechodziły przez moją głowę, doprowadzając mnie do skrajnej obsesji.
"Alec nie żyje".
"Alec nie żyje".
"Alec nie żyje".
Podeszłam do stołu, ciągnąc za biały obrus i strącając tym wszystko, co na nim było, łącznie ze śniadaniem. Oddychałam ciężko, szarpiąc za swoje włosy, mało co ich nie wyrywając.
W końcu uklęknęłam, wydając z siebie jęki. Dusiłam się własną śliną, nie mogłam złapać oddechu. Nie miałam siły, by podejść do okna, byłam sparaliżowana własnym strachem i cierpieniem. Moja podświadomość była zamknięta, nie dawała żadnego znaku życia. Czułam, jak moje serce rozrywane jest na pół, potem zszywane, a potem znów rozrywane. Własna psychika bawiła się moimi uczuciami. Czułam się jak jakaś wariatka, którą należy zamknąć w psychiatryku, by nie zrobiła sobie krzywdy.
Byłam po prostu bezbronna...

Perspektywa Simona:
Obudziłem się z silnym bólem głowy na trawniku. Przymrużyłem oczy, czując na sobie promienie słońca. Wstałem, otrzepując się z piachu i ździebeł trawy. Mój wzrok błądził po okolicy, zatrzymując się na wysokim budynku.
- Instytut - wyszeptałem zadowolony z siebie. Przynajmniej nie będę musiał iść z buta kilkaset metrów drogi. Ruszyłem w jego stronę, wkładając ręce do kieszeni i trafiając na kartkę.
Dziwne - pomyślałem - jedyne, co noszę w kieszeni to telefon i klucze.
Rozwinąłem papierek i zacząłem czytać.
"Nocni Łowcy są strasznie naiwni, gdy są pod wpływem alkoholu. Szczególnie ci ze złamanym sercem."
Na dole widniało kilka odcisków kłów oznaczonych kroplami świeżej krwi.
Cholera - pomyślałem - przespałem się z Wampirem.
I ruszyłem dalej, rzucając kartkę papieru za siebie.
- Simon! - usłyszałem znajomy, męski głos. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Clary biegnącą w moim kierunku. W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać i okręcić dookoła własnej osi.
- Przepraszam - szepnąłem, odstawiając dziewczynę na ziemię. Ta tylko przewróciła oczami, uśmiechając się sztucznie, lecz nie zamierzałem pytać o co chodzi.
W trójkę ruszyliśmy do Instytutu, zatrzymując się przy jego progu. Usłyszałem głośne krzyki,płacz i dźwięk rozbijanego szkła.
- Też to... - nim zdążyłem dokończyć zdanie, ci gwałtownym ruchem otworzyli drzwi i wbiegli do środka, sprawnie omijając wszystkie przeszkody.
Pobiegłem za nimi, by spróbować samemu znaleźć rozwiązanie tego dziwnego zachowania. Stanąłem w głębi pokoju, widząc tylko jak Clary rzuca się ku Isabelle, obejmując ją ramieniem. Brunetka była cała roztrzęsiona, jej białe ubranie było zakurzone i ubrudzone krwią, co oznaczało, że musiała się o coś skaleczyć. Faktycznie, w salonie porozrzucane były odłamki szkła, poduszki leżące w kącie były brudne od tuszu do rzęs, obrus jednym z rogów trzymał się na górze szafy, a kanapa i krzesła były poprzewracane. Ogółem rzecz biorąc cały salon wyglądał jak po włamaniu.
- Powiecie mi w końcu o co tu chodzi?! - warknąłem, lecz znów nie otrzymałem odpowiedzi. Kopnąłem z całej siły w pobliskie krzesło, wychodząc wściekły z pomieszczenia. Usłyszałem tylko głośniejszy płacz Izzy oraz ciche westchnięcie.
Po chwili poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się w kierunku blondyna, który zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Jesteś tu by mi potowarzyszyć czy po to, by wyjaśnić to całe zamieszanie? - spytałem, przełykając głośno ślinę, jakbym wcale nie chciał tego powiedzieć.
Jace znów westchnął, zdejmując marynarkę i rozpinając kilka guzików koszuli. Odchylił lekko jej materiał, ukazując wyblakłą runę parabatai.
- Kurwa - syknąłem, zaciskając zęby. Uderzyłem pięścią w mur Instytutu, wyrzucając z siebie całą złość. Ponowiłem czynność kilka razy, dopóki moja dłoń nie zaczęła drętwieć i robić się sina.
- Już rozumiesz? - spytał Jace, lecz gdy nie uzyskał ode mnie odpowiedzi, poklepał mnie po plecach i zniknął za drzwiami.
Wypuściłem głośno powietrze z ust, łapiąc się za końcówki włosów. Zacisnąłem następnie silnie zęby, rozglądając się dookoła. Ostatni raz kopnąłem w kamień, patrząc, jak ląduje pod kołami samochodu, po czym poszedłem w ślady Jace'a.

Perspektywa Aleca:
A więc tak kończy się moja historia, którą zacząłem budować całe dziewiętnaście lat temu? Tak kończy się moje życie, na które miałem tyle planów? Tyle marzeń?
Widzę, jak strzała przekłuwa na wylot moje serce. Czuję ból, jaki zadano mi w głowę. Słyszę łkanie bliskich mi osób.
Moja runa parabatai zaczyna blaknąć, stawać się coraz bardziej niewidoczna. Nie chcę tego. Nie chcę wiedzieć, że to już koniec. Nie chcę patrzeć na zapłakane twarze przyjaciół i rodziny. Nie chcę, by czuli tylko moją duchową obecność.
Przez głowę przelatuje mi tysiące myśli, tysiące wspomnień.
A ja czuję pustkę, bo z każdą sekundą jestem bliżej śmierci.
Idę ścieżką oświetloną przez świece. Z każdym krokiem są coraz bardziej wypalone.  
Próbuję się ruszyć, lecz nie potrafię. Jestem sparaliżowany. Słyszę głośny śmiech Strażnika. Już wypełniam nieświadomie jego polecenia. Zmierzam w jego kierunku, by zaraz móc obudzić się w płomieniach piekielnego ognia.
Odliczam sekundy wolności.
1...2...3...
To koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść.
Słyszę coraz głośniejsze krzyki, coraz głośniejsze wołanie.
"Witaj w piekle".
"Witaj w piekle".
"Witaj w piekle".
A więc to naprawdę koniec...

*przekleństwa użyte w tym rozdziale są konieczne na odmienną fabułę i charakter bohaterów*
Przepraszam, że musieliście czekać cały tydzień, a nawet więcej, ale w okresie szkoły naprawdę nie mam czasu na pisanie, bo jestem zawalona nauką - przysięgam. Mimo to w wolnej chwili obiecuję, że będę pisać, by być chociaż kilka zdań do przodu.


+LBA x2, za które serdecznie dziękuję Veronice Hunter (klik) i Unlucky Girl (klik) 💕
Pytania od Veronici Hunter:
1. Co cię motywuje do dalszego pisania?
Komentarze, nic więcej. Każdy blogger wie, jak bardzo opinie w postaci komentarza są ważne. Dzięki temu wiadomo, czy to, co tworzysz faktycznie podoba się ludziom, czy może są jakieś niedociągnięcia, które należy poprawić.

2. Czytasz od czasu do czasu jedne ze swoich starych rozdziałów?
Tak szczerze to nie, chyba że dostaję wiadomości o jakimś drobnym błędzie.

3. Gdzie chciałabyś pojechać w te wakacje? Dlaczego?
Nie licząc krajów za granicą - gdzieś nad morze. Jestem osobą zakochaną w zachodach i wschodach słońca, a miasteczko nad morzem dałoby mi pełny dostęp do podziwiania tego zjawiska i cykaniu zdjęć. W ten sposób połączyłabym dwie pasje w jedno!

4. Czego najbardziej się bałaś, przed założeniem bloga?
To chyba oczywiste, że bałam się negatywnego odbioru ze strony czytelników, jeśli chodzi o poprzedniego bloga. Gdy zakładałam tego jakoś nie miałam żadnych szczególnych obaw.

5. Pisanie to twoje hobby czy pasja?
Pasja.

6. Która cecha Twojego charakteru najbardziej cię denerwuje?
Nie umiem wybrać, więc może wybiorę kilka: nieśmiałość, ciekawość, słabe nerwy, wrażliwość.

7. Jesteś typem nocnej sowy czy porannego skowronka?
Nocna sowa, choćby dlatego, że czynności, które powinnam wykonywać w dzień, wykonuję w nocy, nie zważając już na to, że wolę księżyc od słońca i ciemność od jasności, mimo tego, że strasznie ciemności się boję.

8. Jakie jest twoje największe marzenie, jako blogger?
Osiągnięcie jak największej liczby odsłon oraz wiadomość o chęci założenia współpracy. Połączenie pasji z pracą to coś wielkiego, co szanuję pod każdym względem.

9. Ulubione pomieszczenie w domu?
Mój pokój. Tylko w nim czuję się bezpiecznie, to tutaj zawarte są moje wszystkie sekrety, moje wspomnienia oraz ukryte pasje (taniec, śpiew), które nie wychodzą poza próg mojego królestwa.

10. Ulubiony owoc?
Truskawki 💕

11. Ulubiony kolor?
Czarny, biały, pudrowy róż i pastelowy fiolet 💕

Pytania od Unlucky Girl:
1. Masz jakieś inne hobby/pasje poza pisaniem?
Taniec, śpiew, rysowanie i fotografowanie 💕

2. Co sprawia Ci największą radość?
Słuchanie muzyki.

3. Jaki masz sposób na błyskawiczne poprawienie humoru?
Wygadanie się przyjaciółce/przyjacielowi. To zawsze pomaga, a przynajmniej mi. Prócz tego ci, którzy mają swoich idoli, mogą posłuchać ich piosenek, pooglądać ich uśmiechnięte twarze na zdjęciach itp. :)

4. Ulubiona pora roku.
Zima/jesień.

5. Gdybyś mógł/mogła ze wszystkich sławnych ludzi na świecie spotkać się z jedną, kto by to był?
Bars and Melody 💕

6. Ulubiony kolor.
Czarny, biały, pudrowy róż i pastelowy fiolet 💕

7. Pies czy kot?
Pies.

8. Czym się inspirujesz przy pisaniu?
W zasadzie niczym. Piszę po prostu to, co w danym momencie przyjdzie mi do głowy.

9. Ulubiona piosenka?
Aktualnie "Stay Strong".

10. Matematyka czy polski?
Polski.

11. Czytasz wszystko czy zamykasz się w jednej określonej kategorii?
Wszystko, ale zazwyczaj kategorią jest Fantasy/Romans.

Ja nominuję:
http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.fi/
http://clace-love-story.blogspot.com/?m=1
http://alexxxowe-twory.blogspot.com/
http://zareczyny-clary-jace.blogspot.com/
http://ukrytetajemnice.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Masz swoją parabatai? Jak ma na imię?
2. Wolisz obsadę serialową, czy filmową? Dlaczego?
3. Masz jakieś plany po zakończeniu bloga?
4. Ile książek przeczytałaś w tym roku?
5. Masz swojego idola? Kto to?
6. Gdybyś miała wybrać jakąś nadnaturalną moc, co to by było?
7. Ulubiona rasa z książek?
8. Jaka jest twoja ulubiona słodkość?
9. Wymarzony prezent urodzinowy?
10. Gdybyś była czytelniczką swojego bloga, a nie właścicielką, jaką miałabyś o nim opinię?
11. Twoi rodzice wiedzą, że posiadasz bloga? Jeśli tak, to jak to odbierają?