sobota, 30 stycznia 2016

[6] "ONI tutaj są"

Na wstępie chciałabym gorąco zaprosić wszystkich fanów smoków, magii i czarodziejów na tego bloga (klik).
A teraz... miłego czytania, a ja lecę dalej świętować swoje imieninki!
Wszystkiego najlepszego dla moich imienniczek!

Perspektywa Clary:
Obudziłam się w objęciach Jace'a. Na samą myśl, co się wydarzyło wczoraj wieczorem przechodzą mnie dreszcze. Serce bije mi równie szybko, jak kilka godzin temu. Przetarłam nadal zmęczone oczy i powoli wyspowodziłam się z oplatających moje ciało ramion blondyna. Wstałam, starając się go nie obudzić i o dziwo mi się udało. Przeszłam kawałek dalej, do łazienki. Weszłam do brodzika, który był dużo głębszy niż mój i zamknęłam za sobą skrzydła kabiny. Namydliłam swoje ciało, następnie dokładnie je nawadniając, a potem wysuszając ręcznikiem. Nałożyłam na swoje palce trochę kremu i nawilżyłam skórę, która wydawała się strasznie sucha. Okryłam się ręcznikiem i wyszłam z toalety, nie zważając na to, czy Jace nadal śpi, czy nie. Ustałam na środku pokoju i zbadałam każdy element ciała chłopaka. W niektórym miejscach widniały ślady po moich paznokciach, a w jeszcze innych lekkie zaczerwienienia, jakbym trzymała się kurczowo jego ramion i klatki piersiowej. Odszukałam wzrokiem moją bieliznę, którą wczoraj Jace rzucił w bok, nie dbając o to, gdzie wyląduje. Ubrałam szybko majtki i biustonosz, po czym odłożyłam ręcznik na miejsce i jakby nigdy nic - wyszłam, zostawiając go samego.
Powędrowałam korytarzem do mojej sypialni. Wiedziałam, że razem z Jace'em jesteśmy jedynymi osobami, które teraz przebywają w Instytucie. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zamknęłam je za sobą. Od razu podbiegłam do szafy, wyjmując z niej ciemne rurki, top i skórzaną kurtkę, by nie zamarznąć w tych kamiennych murach. Na dworze panuje kilka stopni na minusie, więc lepiej ubrać coś cieplejszego, a że nienawidzę swetrów, kurtka jest najlepszym pomysłem na tę chwilę. Założyłam jeszcze czarne botki na obcasie, po czym usiadłam na łóżku, opierając się o poduszki i zaczęłam sprawdzać facebooka. W końcu trzeba być na bieżąco, prawda?
Po skomentowaniu i polajkowaniu zdjęć i postów znajomych schowałam telefon do kieszeni. Już miałam iść włączyć stereo, gdyby nie pukanie w okno.
Znowu gołębie? - pomyślałam, krzywiąc się na samą myśl o tych istotach.
Lecz gdy tylko się odwróciłam, uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Nie mogłeś wejść drzwiami? - spytałam po otworzeniu okna i wpuszczeniu chłopaka do środka.
- Tak jest oryginalnie - zaśmiał się i przyciągnął mnie bliżej siebie, złączając nasze usta w pocałunku.
- Boję się ciebie stracić - odrzekł, przykładając swoje czoło do mojego.
- Nigdzie się nie wybieram - obrócił mną delikatnie, dzięki czemu stałam tyłem do niego, lecz nadal byłam przyciśnięta do jego ciała.
- Nikt nigdy nie liczył się dla mnie tak jak ty. Jesteś powodem, dla którego mam ochotę wstać rano, bo wiem, że gdzieś tam na mnie czekasz. Zapamiętaj to.
Zapadła cisza, a my kołysaliśmy się w rytm muzyki, która grała tylko i wyłącznie w naszych głowach.
- Pamiętasz, jak kiedyś ci powiedziałam, że jesteś jedyną osobą, która mnie tak mocno wkurwia? - spytałam, przerywając błogą ciszę.
- Pamiętam.
- Teraz jest tak samo. Tyle że teraz wkurwiasz mnie tylko wtedy, kiedy nie ma cię obok mnie. Kiedy nie wiem, co robisz, gdzie i z kim jesteś. I kiedy nie jestem pewna, czy rzeczywiście jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Tylko wtedy.
I kolejna cisza, której tak bardzo nie lubiłam. To dziwne uczucie, przeszywające moje ciało na wylot. Błoga cisza, zero dźwięków. Tylko ciche tykanie zegara i śpiew ptaków.
Niewinność.
Urok.
Zaklęcie.
Cisza...
Byliśmy sami, wtuleni w siebie. Lekko kołysaliśmy się na boki. Wreszcie ułożył dłoń na moim podbródku, uniósł go lekko w górę, dzięki czemu byłam zmuszona na niego spojrzeć. Jego oczy były piękne. Pojawiały się w nich iskierki, które za chwilę miały zniknąć, rozpłynąć się. Słońce odbijało się w jego źrenicach sprawiając, że zmniejszały się kilkakrotnie, powodując u niego lekki ból głowy. Zbliżył się do mnie, lekko nachylił i pocałował. Prosto w usta.
Sprawił, że poczułam się bezpieczna.
W końcu bezpieczna.
Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wieczność.
Świadomość, że niedługo znów będziemy tylko wpatrzeni w siebie nawzajem wcale mnie nie zadowalała.
To tak, jakbyś miał zdecydować, czy chcesz żyć i cały czas łkać łzy, czy umrzeć i już na zawsze być szczęśliwym.
To się dopełnia, aż za bardzo.
A ty nie potrafiłbyś zadecydować, bo wiedziałbyś, że jednym, czy drugim zranisz albo siebie, albo kogoś.
To boli.
Rani.
Ale później znów pojawia się ta iskierka radości, nadziei, że przy tobie jest ktoś, kto kocha cię mimo twoich wszystkich wad.
I tylko to sprawia, że na nowo chce ci się żyć. Budzić się z uśmiechem na twarzy. Nie zwracać uwagi na to, czy dzisiaj jest poniedziałek, czy sobota.
Po prostu żyjesz. Nie przejmujesz się niczym. Żyjesz, oddychasz.
I krwawisz, cicho żyjąc.
Albo żyjesz, cicho krwawiąc.
I wiesz, że bez względu na to, co wybierzesz, ta osoba ci pomoże i będzie z tobą już na zawsze. Czy tego chcesz, czy nie...
- Clary, słuchasz mnie?
- C-co? - zatopiona w własnych myślach, które nawet nie wiem, czy mają jakikolwiek sens, skupiłam się na jego posturze.
- Słuchałaś, co do ciebie mówiłem?
- Tak, jasne. Ale dla pewności... mógłbyś powtórzyć?
Westchnął, krzyżując ręce na piersi.
- Myślałem nad tym, czy miałabyś ochotę wyskoczyć dzisiaj wieczorem do kawiarni. To jak?
- J-jasne - odwróciłam się tyłem do niego, masując prawą rękę.
- Wszystko ok? - podszedł bliżej, kładąc swoje ręce na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie.
- Tak, jestem tylko lekko zaskoczona.
- Czym? Propozycją wspólnej kolacji? - zaśmiał się.
- Zwykle to nie jest w twoim typie. Jeśli dobrze pamiętam, każdą laskę, którą zabierałeś na randki, zaciągałeś w chuj daleko, koło ruin kościoła, by zapalić z nią fajkę.
- Ty jesteś inna, mówiłem ci.
- I dla tej 'innej' jesteś gotowy zmienić swoją osobowość?
- Jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko, Clary - jego ton głosu brzmiał bardzo poważnie. Nie wyczuwałam w nim żadnego sarkazmu, smutku, czy choćby radości.Tylko zwykła powaga, która występowała u niego tylko w wyjątkowych przypadkach.
- Udowodnij.
- Kurwa, co mam zrobić, żeby ci to udowodnić? Wypić jakąś cholerną truciznę, skoczyć z wieżowca, wynająć samolot, który utworzy napis na niebie "Kocham cię, Clary", a może wykupić wszystkie pluszowe misie z całego świata, by później ułożyć je w kształcie serca na jakimś zajebanym polu?
- A może wystarczy zwykłe "Kocham cię" lub najnormalniejszy w świecie pocałunek? - również podniosłam głos.
Zobaczyłam, jak jego szczęka się zaciska, a ręce formują się w pięści, które zaraz mogłyby coś zepsuć, rozbić, czy po prostu rozjebać.
Podszedł szybkim krokiem bliżej, wpajając się w moje usta z czystą namiętnością. Jego ręce powędrowały na moje uda, unosząc je lekko w górę. Podskoczyłam lekko, oplatając swoje nogi dookoła jego talii, następnie bawiąc się jego lwią grzywą. Oddychaliśmy ciężko, głęboko. Czułam, że zaraz dosłownie coś we mnie wybuchnie, jeśli natychmiast tego nie przerwiemy.
Ale ani ja, ani on nie chcieliśmy tego kończyć.
- Kocham cię, idiotko. Najbardziej na świecie - powiedział, po czym znów złączył nasze usta w pocałunku.
Czysta namiętność, dzięki której nie mogliśmy złapać tego samego rytmu. Czułam lekkie kąsanie na dolnej wardze, które sprawiało, że coś się we mnie gotowało.
W końcu zabrakło nam oddechu. Odsunęliśmy się od siebie, patrząc sobie prosto w oczy i cicho chichocząc.
Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi, jakby same z siebie się otworzyły. Odwróciłam się w ich kierunku, zatrzymując swój wzrok na Simonie stojącym w progu. Miał lekko otwarte usta, a jego oczy błądziły po pokoju, zatrzymując się w końcu na mnie.
- Simon - wyszeptałam. Gdy już chciałam podejść do przyjaciela, ten zniknął mi z oczu.
- Chyba nie był to dla niego najlepszy widok - powiedział Jace. Szybko wyswobodziłam się z jego objęć, biegnąc później za chłopakiem.
- Clary! - krzyknął za mną blondyn, ale ja już byłam za drzwiami. Słyszałam tylko głośne pukanie i wulgaryzmy, jakby próbował się wyżyć na przedmiotach nieożywionych.
Dotarłam do holu, gdzie poczułam lekki powiem.
- Simon - jęknęłam, gdy zauważyłam otwarte na oścież drzwi.

Perspektywa Jace'a:
- Czyli z kolacji nici... - powiedziałem sam do siebie, zrezygnowany i lekko zdenerwowany reakcją Clary. Zachowała się tak, jakby nie potrafiła wybrać pomiędzy nami.
Po chwili usłyszałem ponowne skrzypienie,a w progu ujrzałem rudowłosą.
- Wyjaśniłaś swojemu najukochańszemu na całym świecie przyjacielowi to, co się pomiędzy nami wydarzyło?
- Jesteś zazdrosny?
- A mam być o co?
Westchnęła, kręcąc głową, a następnie siadając na łóżku.
- To nie jest dla mnie łatwe. Mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem, który jest dla mnie wszystkim i chłopakiem, który się o mnie ubiega.
- Mhm, a którym jestem ja? Tym, co się o ciebie ubiega?
- Mówisz to tak, jakbyś nie wiedział.
- Czyli mam rację...
- Jace! - wstała, podchodząc do mnie szybkim krokiem - Nie zachowuj się tak, jakby cię to nie obchodziło. Jakby nic cię nie mogło zranić...
- Ale rani. I to nie 'coś', ale ty. Na każdym kroku, kiedy wybierasz jego, a nie mnie.
- Ale ja nikogo nie wybieram, do cholery!
- No tak, bo już wybrałaś, prawda?
- Tak! Ale ciebie, nie jego... - drugie zdanie wymówiła spokojniej, jakby ta informacja miała trafić prosto do mojego mózgu.
- Teraz ty to udowodnij.
Stanęła na palcach, muskając lekko moje usta. Pogłębiłem pocałunek, unosząc dziewczynę w górę, by mogła spokojnie opleść swoje nogi dookoła mojego torsu. Po chwili znaleźliśmy się w tej samej pozycji, zanim wszedł tutaj Simon. Nasze usta zaczęły pracować w równym tempie, a nasze oddechy stawały się coraz głębsze. W jednym momencie zszedłem nieco niżej, zostawiając wilgotne pocałunki na obojczykach dziewczyny. Odchyliła głowę do tyłu, dając mi lepszy dostęp do jej szyi. Z jej gardła zaczęły wydostawać się ciche jęki, dając mi tym samym ogromną satysfakcję. Kąciki moich ust uniosły się ku górze, kiedy zacisnęła swoje dłonie na moich ramionach.
- Wybaczone? - zaśmiała się, odgarniając swoje włosy do tyłu.
- Już dawno - dołączyłem do niej, stawiając dziewczynę na ziemi.
Poprawiła swoją koszulkę, która podwinęła się lekko do góry.
- Jest 15:00 - powiedziała, patrząc na zegar.
- Masz cztery godziny na zrobienie się na bóstwo - pocałowałem ją w nos, wychodząc następnie z jej sypialni z pytaniem w głowie: "Czy nie dałem jej zbyt dużo czasu?"

~wieczorem...
- Wychodzisz? - spytał mój parabatai, oparty o ścianę w pokoju.
- Już wróciliście - zauważyłem z uśmiechem na twarzy, poprawiając zawiązanie krawatu - Tak, z Clary.
- Zmieniłeś się, odkąd jesteście razem - podszedł bliżej, błądząc po pokoju.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Wydaje ci się, że ją znasz, ale tak naprawdę gówno o niej wiesz.
- O co ci, do kurwy nędzy, chodzi?
- Uśmiecha się?
- Tak, i to często.
- Tak ci się tylko zdaje.
- Przecież wiem, co widzę, kurwa, Alec!
- A jest szczęśliwa?
- W co ty grasz?
- Jest szczęśliwa? - ponowił pytanie, tym razem nieco głośniej, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
- No tak, to oczywiste!
- Pudło. Uśmiech maskuje to, co tak naprawdę w niej siedzi.
- Czyli co?
- Przecież uważasz, że ją znasz, więc dlaczego pytasz?
Przewróciłem oczami, zapinając ostatni guzik koszuli.
- Uważaj. Nie ma runy na złamane serce - i wyszedł, zostawiając mnie samego z głową pełną myśli. Ostatnio zacząłem go nie rozumieć. Odkąd jest z Alex nie myśli nad tym, co gada.  Jest jakiś dziwny, jakby wstąpił w niego jakiś zły duch.
Taki Alec mi się nie podoba...

Perspektywa Isabelle:
Po dłuższej podróży, bo oczywiście Jia źle otworzyła portal, strasznie bolą mnie nogi. Nawet nie miałam ochoty przywitać się z Clary, więc pierwsze, co zrobiłam po dotarciu do Instytutu to szybka kąpiel i długi, przyjemny sen.

Było ciemno, a ja byłam w środku lasu. Głośne wycie wilków do pełni księżyca przyprawiało mnie o dreszcze. Biegłam, jak tylko szybko mogłam, ale dopadł mnie zanim zdążyłam skręcić w jakąś ścieżkę. Upadłam, a po chwili poczułam przeszywający ból w okolicy brzucha. Powoli zapadałam w sen, który miał mnie doprowadzić do śmierci. Obraz przede mną stawał się z każdą sekundą coraz bardziej rozmyty. Ostatnie, co zobaczyłam przed zamknięciem oczu to wysoka postać Strażnika. 

Obudziłam się cała przepocona. Był środek nocy, co mogłam poznać po blasku księżyca odbijającym się na ścianie. Zawsze, gdy byłam młodsza, lubiłam się bawić w teatrzyk cieni i gdy tylko zauważyłam jakieś światło na ścianie, podłodze, czy suficie, układałam dłonie na kształt jakiegoś zwierzątka. Wyciągnęłam ręce do przodu, złączając ze sobą kciuki, dzięki czemu powstał kształt ptaka. Poruszyłam lekko dłońmi, symbolizując lot mojego wyimaginowanego przyjaciela.
Mimowolnie kilka kropel łez spłynęło po moim policzku. Otarłam je szybko ręką, uśmiechając się później delikatnie.
Nie ma szans, żebym usnęła - pomyślałam, nadal siedząc pod kołdrą - Pozostał mi tylko facebook, youtube i komedie romantyczne, na których chuj wie dlaczego płaczę.

Perspektywa Simona:
Wybiegłem z Instytutu, udając się do Pandemonium, by utopić straty w alkoholu.
- Krwawą Mary - powiedziałem, zamawiając pierwszy lepszy drink z menu, który po chwili pojawił się na blacie barku.
- Twoje zdrowie, Clary - powiedziałem, bardziej do siebie, niż do kogoś, po czym upiłem łyk z kieliszka - A raczej szczęście.
Zamawiałem kolejno najdroższe alkoholowe napoje, bo tylko te w Pandemonium zawierają najwięcej % tego świństwa. W jakąś godzinkę, może dwie, byłem tak najebany, że mogłem iść do łóżka nawet z własną matką, ale mimo to utrzymywałem równowagę. Muzyka sprawiała, że w moim brzuchu działy się dziwne reakcje, dzięki którym w każdej chwili mogłem wylądować głową w kiblu.
- Witaj, ślicznotko - przywitałem piękną damę siedzącą na kanapie, z dala od swoich koleżanek - Co taka piękność robi tutaj zupełnie sama?
- Czekam - odparła, wstając z siedzenia - Ale chyba znalazłam już swojego księcia z bajki - przejechała swoim palcem w okolicy moich ust, zjeżdżając coraz niżej.
- Może pójdziemy na górę? - moje oczy błądziły po całym pomieszczeniu, zatrzymując się na piersiach dziewczyny. Zauważyłem, jak jej ręce kierują się na guziki koszuli, odpinając je powoli.
- Myślę, że byłby to dobry pomysł - ujęła moją dłoń, ciągnąc mnie za sobą do jednego z wolnych pokoi. Zatrzymałem się, przyciągając ją tym samym do siebie. Lewą rękę włożyłem pod jej nogi, a prawą podtrzymałem plecy, podnosząc dziewczynę w górę, na co delikatnie jęknęła. Jej długie, blond włosy ocierały się o moje gołe ramiona, wprawiając mnie w trans.
Odstawiłem Chloe, bo tak miała na imię blondynka, na łóżko, zamykając później drzwi na klucz.
- Już mi nie uciekniesz - odrzekłem, nieświadomy własnych słów.
- Nigdzie się nie wybieram - powiedziała, oblizując swoje wargi, które kusiły mnie swoim ciepłym kolorem i wielkością. Po chwili uklęknąłem przy niej, wpajając się w jej czerwone usta, kąsając co kilkanaście sekund jej dolną wargę. Ułożyła swoją dłoń na mojej szyi, drugą zaś zaczęła bawić się moimi włosami.
- Podniecasz mnie - powiedziałem między pocałunkami, na co ta opadła na poduszki, oddychając głęboko. Zaczęła sama odpinać kolejno wszystkie guziki, a potem zatrzaski spódniczki. Niedługo po tym leżała pode mną zupełnie nago, sprawiając, że nie mogłem oderwać oczu od jej seksownych krągłości. Złapałem za jej ramiona, podnosząc ją w górę i odrzucając jej włosy do tyłu, by za chwilę zacząć całować jej delikatną szyję. Odchyliła głowę do tyłu, dając mi lepszy dostęp do jej obojczyków. Wysunąłem swój język, zaczynając nim badać każdy element jej ciała.
- Jesteś piękna - powiedziałem, patrząc jej w oczy. Jej kąciki ust uniosły się ku górze, sprawiając, że wszystko zaczęło we mnie buzować. Nie panowałem nad tym, co robię. Jej w idealne w każdym calu ciało tak na mnie działało, a ja nie mogłam na to nic poradzić, że wygląda jak prawdziwa bogini seksu.
Wpoiłem się ponownie w usta dziewczyny, zamykając w ręce jej pierś, dzięki czemu jęknęła. Jej przyśpieszony oddech zdradzał, że było jej bardzo przyjemnie, a jej ręce zaciskające się na pościeli, że jeszcze nigdy nie uprawiała z nikim seksu.
Szkoda tylko, że nie mogę jej wydziedziczyć - pomyślałem, bawiąc się jej, jakby to powiedział chłopak mojej siostry, balonami.
Skończyliśmy naszą zabawę w tym momencie. Muzyka z dołu nadal dawała znać o swoim istnieniu, a my, zmuszeni jej słuchać, usnęliśmy obok siebie, okryci ciepłą kołdrą. Choć zapewne gdyby nie nasze rozpalone ciała, ta kołdra była by lodowata. Tak, jak lody z Algidy.

Perspektywa Aleca:
Leżałem na kanapie w salonie, wpatrując się w biały sufit. Jakoś nie miałem siły, ani ochoty, by pójść do swojego pokoju i położyć się spać we własnym łóżku. Wyjąłem telefon z kieszeni, słysząc ciche wibracje.
Od: Alex
Śpisz?
Szybko wystukałem na klawiaturze odpowiednie litery, wysyłając potem wiadomość.
Do: Alex
Nie. Ale zastanawia mnie, dlaczego ty też jeszcze nie śpisz?
Nie minęła minuta, a już dostałem kolejną wiadomość od dziewczyny.
Od: Alex
Boję się. ONI tutaj są.
Natychmiast podniosłem się z kanapy i skierowałem do sali treningowej, by wyposażyć się w łuk, naznaczone strzały, serafickie ostrze i oczywiście kilka sztyletów w razie czego.
Gdy miałem to, czego mi było trzeba, natychmiast pobiegłem do biblioteki, by tam przejść przez portal. Otworzyłem skrzydła, odpowiednio dopasowując runy, po czym myśląc o blondynce wskoczyłem w taflę wody.
_________________________________________________________________

- Alex! - podbiegłem szybko do dziewczyny, gdy ta się potknęła - Nic ci nie jest?
- Nie. Nie - mówiła, jęcząc z bólu - Znajdź mamę, to po nią przyszli.
- A ty...
- Idź! - odpędziła mnie gestem ręki. Popatrzałem na nią jeszcze przez chwilę, po czym gotowy do walki ruszyłem w głąb sali Anioła, która tym razem wydała mi się jakoś dziwnie większa.
- Jia! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem, jak matka mojej dziewczyny zostaje ciągnięta w stronę tylnego wyjścia przez obcych mi ludzi. Na ich mundurkach zauważyłem charakterystyczny symbol.
- Wysłannicy Valentine'a - szepnąłem, zmieniając natychmiast minę twarzy z zagubionej, na rozwścieczoną, a następnie biegnąc w kierunku kobiety.
Gdy byłem już dostatecznie blisko, sięgnąłem po sztylet i gwałtownym ruchem rzuciłem nim w napastnika.
Jeden z głowy - pomyślałem, podbiegając jeszcze bliżej.
- Alec, uważaj! - usłyszałem znajomy głos. Po chwili poczułem silny ból z tyłu głowy. Obraz przede mną stawał się coraz bardziej rozmyty, jakbym widział przez łzy. Ostatnie, co usłyszałem to głośny śmiech jednego z Nich.
Byłem w ciemnej pustce. Mogłem się poruszać, ale gdziekolwiek poszedłem, wszystko było takie same. To jak gra, która nigdy się nie kończy. A ja byłem jej głównym bohaterem...

poniedziałek, 25 stycznia 2016

[5] "W pokoju rozchodził się dźwięk naszych przyśpieszonych oddechów"

Perspektywa Clary:
- Jace, Alec proszę was, pomóżcie nam, oni zaraz przyjdą - jęknęłam widząc, jak chłopcy oglądają telewizję, kiedy ja, razem z Iz, sterczymy od samego rana w kuchni, przygotowując potrawy na stół wigilijny.
- Nie umiemy gotować - wzruszył ramionami brunet, chichocząc potem do ekranu.
- Ale nakryć do stołu raczej umiecie, prawda? - oparłam się zmęczona o blat, przecierając czoło ręką. Po otworzeniu oczu zauważyłam Jace'a przed sobą. Chłopak położył dłoń na mojej talii, wziął ode mnie kuchenny ręcznik, rzucając go potem w kąt, kładąc następnie obie ręce na moich biodrach i przyciągając mnie bliżej siebie.
- Jestem zajęta - powiedziałam oschle, zimno, i odwróciłam się z powrotem do piekarnika.
- Kiedy przyjdzie ta twoja koleżanka? - spytał, kierując się za mną, kiedy przeszłam do salonu.
- Masz na myśli dziewczynę Aleca? - wymówiłam to na tyle głośno, by brunet to usłyszał.
Udało mi się zobaczyć, jak zaciska szczękę i ręce w pięści, starając się wymusić później uśmiech.
Wypuściłam powietrze z ust, patrząc na zegarek.
- Za jakieś piętnaście minut powinna być, dlatego proszę was, weźcie te pieprzone talerze i poukładajcie je na stole - wcisnęłam w ręce chłopców zestaw świeżo wyjętych z szafki, porcelanowych naczyń.
- Skoro musimy - jęknęli i wzięli się do roboty, kiedy ja dokończałam ostatnie danie.
- Iz, wyciągnij ciasto z kuchenki, dobrze?
Dziewczyna skinęła głową, zakładając materiałowe rękawice, by przypadkiem się nie oparzyć.
- Dzięki - powiedziałam, gdy piernik pojawił się na jednym z wolnych blatów.
Coś czuję, że będzie to jedna z najbardziej stresujących Wigilii, na jakich miałam okazję tutaj być. Alec niedawno poznał jakąś niezłą laskę, a przynajmniej w taki sposób się nią chwalił.
Jest o kilka miesięcy starsza ode mnie, ale dzięki jej wzrostowi mogłabym przysiąc, że ma jakieś 19 lat. Z tego, co powiedział mi mój przyjaciel, poznałyśmy się w jednej z uczelni, do której uczęszczałam zanim trafiłam do Instytutu. Nie pamiętam, żebym poznała tam jakąś Alex, ale dziś będę miała taką okazję.
Wyłączyłam każdy palnik, kiedy wszystkie potrawy były już gotowe. Przekalkulowałam w głowie ile czasu pozostało do przyjścia gości, biegnąc razem z Iz na górę. Włożyłam na siebie, wcześniej przygotowaną, białą sukienkę, Izzy granatową. Usiadłam przy toaletce, rozpuszczając swoje włosy, które do tej pory miałam spięte w koka na czubku głowy. Rozczesałam je, zostawiając naturalnie proste. Kończyłam swój makijaż, kiedy w domu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Jace, otwórz!
-Alec, otwórz!
Zaczęłyśmy mówić w tym samym momencie, śmiejąc się później i z naszych słów, i z naszego głupiego zachowania.
Założyłyśmy obie nasze czarne szpilki na dość wysokim obcasie, by choć trochę dorównywać wzrostowi Alex.
Kiedy w Instytucie ponownie rozbrzmiała melodyjka, wyszłam na korytarz, napotykając rozgorączkowanego Jace'a wbiegającego do góry.
- Ty otwórz, ja się muszę przebrać! - nim zdążyłam o cokolwiek spytać, ten wbiegł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Pokręciłam poirytowana głową, schodząc powoli po schodach. Ostatni raz pogładziłam swoją sukienkę ręką, naciskając na klamkę.
- Cześć, a właściwie dobry wieczór - moim oczom ukazała się wysoka blondynka. Uśmiechnięta od ucha do ucha machała mi swoją delikatną dłonią. Zaprosiłam ją gestem do środka, przedstawiając się po chwili z wyciągniętą ręką.
- Clary.
- Alex.
Wyglądała uroczo. Miała na sobie czerwoną sukienkę z białymi elementami, czapkę Mikołaja na głowie, buty na płaskiej podeszwie, by pewnie nie przypominać żyrafy i pozłacaną biżuterię. Jej blada cera idealnie komponowała się z długimi, blond włosami i niebieskimi oczami. Gdybym spotkała ją gdzieś na ulicy pomyślałabym, że jest jakąś boginią seksu, czy coś w tym stylu, ale jej zachowanie odbiega od tej roli. Widać, że pochodzi z eleganckiej, a na pewno z dobrze wychowanej rodziny. Jej akcent brzmi, jakby pochodziła z Walii, a tam faktycznie mieszkają szlacheckie rodziny. Ale nie mi to oceniać...
- Gdzie jest reszta? - spytała, siadając na kanapie.
- Szykują się - odpowiedziała Iz, która właśnie weszła do salonu.
- Jestem Isabelle, ale możesz mówić mi Izzy lub Iz, jak wolisz - zaśmiała się, podając rękę dziewczynie.
- Alex. A więc to ty jesteś siostrą Aleca.
Nagle przypomniało mi się, kiedy za młodu razem z rodzicami jeździliśmy w różne strony świata na Wigilię do wujków, cioci i dziadków. Jedna z moich babć zawsze musiała spytać "Och, a więc to ty jesteś Clary, córka Jocelyn. Aleś ty wyrosła!"
Tak, jestem córką Jocelyn, ale nie lubię się do tego przyznawać. Kocham moją matkę, ale nie znałam jej zbyt dobrze. Zmarła, kiedy miałam kilka miesięcy, ojciec mówił, że to przez zmianę klimatu, ale trudno mi w to uwierzyć po tylu opowieściach z nim w roli głównej.
Valentine, twórca Kręgu, najgorszy z najgorszych, jeden z najlepszych Nocnych Łowów. Dzięki, że mnie wychowałeś tak, że mnie też za taką uważają.
Mam tylko nadzieję, że jeśli Clave mnie pozna, nie będzie zadawało zbędnych pytań, a już zwłaszcza o moich rodzicach.
- Hej - moje rozmyślenia przerwał Alec, który natychmiast podszedł do blondynki i pocałował ją w... policzek. A byłam pewna, że w usta, cholera jasna! Zresztą nie tylko ja na to czekałam, po zdziwionej minie Iz mogłam również się tego domyślić.
- Czekamy jeszcze na kogoś? - spytał Jace, podchodząc do mnie od tyłu i muskając moją odsłoniętą szyję.
- A spodziewasz się jeszcze innych gości?
- Prócz Simona, nie.
- Właśnie, gdzie jest Simon? - spytałam, rozglądając się nerwowo dookoła.
- Spokojnie - ułożył swoje dłonie po obu stronach mojej twarzy, zmuszając mnie do spojrzenia na niego - Nie przyjdzie zbyt prędko, chciał wpierw wpaść do matki i siostry.
No tak, w końcu są Święta. Alec, razem z Iz, wybierają się po kolacji do Idrisu, by spędzić resztę dnia z rodzicami.
- Clary, wiem, co czujesz - powiedział, przytulając mnie do siebie, kiedy ja zaczęłam niespodziewanie płakać. Minęło tyle lat, odkąd zmuszona jestem do samotnego zwiedzania świata i odkrywania jego pieprzonych zakątków. Zresztą...nie tylko ja. On też. I właśnie dlatego na niego nie krzyczę, kiedy mówi, że 'wie, co czuję'.
- Już ok, już ok - odsunęłam się od niego, wycierając opuszkami palców załzawione oczy.
- Nawet nie wiesz, jak ślicznie twoje małe gwiazdeczki błyszczą teraz w świetle lamp - spojrzałam na niego pytająco - Oczy. Ślicznie teraz się iskrzą.
Uśmiechnął się czarująco, a ja, lekko zaczerwieniona, złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Pocałunek? A gdzie jemioła? - zaśmiał się, a ja do niego dołączyłam.
Ten chłopak rozbawia mnie nawet wtedy, kiedy mam ochotę ukryć się przed całym światem, pobyć po prostu sama i popłakać w poduszkę.
_________________________________________________________________

W miłej atmosferze skończyliśmy jeść. Złożyłam wszystkie puste talerze na jedną kupkę, by później z łatwością móc je zanieść do kuchni.
- To my się będziemy już zbierać - powiedział Alec, obejmując ramieniem Alex.
Idealnie się dobrali, jeśli chodzi o imię. Alexandra, Alexander - czyż to nie jest urocze?
Pożegnałam się z wszystkimi z osobna, zamykając za nimi drzwi.
- Co powiesz na małe 'co nieco'? - uniósł jedną brew w górę, przybierając minę pedofila. Gdybym go nie znała, uznałabym go za gwałciciela małych dzieci i uciekła, ale zamiast tego szturchnęłam go w ramię.
Po chwili poczułam wibracje w kieszeni. Spojrzałam na ekran telefonu, czytając w myśli wiadomość.
Od: Izzy
Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś z Jace'em?
O kurwa, to brzmi zbyt poważnie, gdzie są emotikony, Izzy?
Do: Izzy
Jakoś nie było okazji, sorry. 
Wiadomość wysłana, a ja byłam pełna nadziei, że nie będę musiała opisywać jej wszystkich szczegółów przez telefon. Odłożyłam go na półkę, podchodząc znów do blondyna.
- Jeśli myślisz o tym samym co ja, to bardzo chętnie.
- Naprawdę?
- Tak! Wiesz, gdzie jest kuchnia, dlatego bierz te talerze i włóż je do zmywarki. Och, kochanie, dziękuję, że chcesz mnie wyręczyć - pocałowałam go w policzek, śmiejąc się później wniebogłosy. Jak ja kocham przekształcać myśli innych przeciwko nim.

Perspektywa Jace'a: młodszym czytelnikom radzę ominąć tę perspektywę 8)
Po zmywaniu wszystkich brudnych naczyń zawiązałem rudowłosej oczy i zaprowadziłem ją na piętro.
- Okej, możesz ściągnąć bandanę - powiedziałem po otworzeniu drzwi sypialni.
- O. Mój.Boże - rzekła, podkreślając każde słowo - A z jakiej to okazji?
Pokój oświetlały tylko zapalone świeczki, na kołdrze porozrzucane były czerwone płatki róż. Całość dopełniała cicha muzyka grająca w stereo.
- Nasza miesięcznica.
- Pamiętałeś - nie brzmiało to jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie, dlatego nie zamierzałem odpowiadać.
Porwałem ją w ramiona, delikatnie muskając jej usta. Zapach mango mieszał się z jej dezodorantem, podniecając mnie tak samo mocno, jakby przygryzła wargę.
Położyłem ją na łóżku, wpajając się w jej lekko czerwone wargi. W jednej chwili znalazłem zamek jej sukienki, powoli zsuwając go w dół, patrząc jednocześnie w jej oczy.
- Mogę? - spytałem cicho, nie chcąc robić nic bez jej zgody. Odpowiedziała mi skinieniem głowy, więc kontynuowałem odpinanie suwaka. Obserwowałem, jak ramiączka sukienki opadają na ramiona Clary. Przywarłem do jej ciała, jeszcze raz całując ją w usta, tym razem dłużej.
Przeniosłem ręce na jej nagie udo, delikatnie podciągając sukienkę w górę. Nie musiałem wykonywać żadnego ruchu, gdyż dziewczyna sama oplotła swoją nogą moje biodro. Ręce Clary wsunęły się pod moją koszulkę, powodując, że przez moje ciało przeszły przyjemne prądy. Jeździła nimi po moim torsie, badając każdy jego centymetr. Zagryzłem jej wargę, ciągnąc ją delikatnie w swoją stronę. Odsunąłem się od niej kawałek, by mogła całkowicie zdjąć ze mnie koszulkę, która w mgnieniu oka wylądowała na podłodze. Zacząłem składać pojedyncze pocałunki na jej szyi, ustach i policzku.
Podwijałem delikatnie i powoli jej sukienkę, dotykając brzucha, na co mięśnie dziewczyny się lekko spięły, a następnie rozluźniły. Spodziewałem się jej sprzeciwu, jednak zdziwiłem się, gdy nie usłyszałem żadnego słowa z jej pięknych ust. Uniosłem głowę, spoglądając na jej twarz, na której widziałem zupełną powagę. Jej ciało podniosło się delikatnie, wyciągając ręce do góry, bym mógł całkiem pozbyć się jej białej sukienki. Rozszerzyłem bardziej oczy, widząc że zachodzimy coraz dalej. Oblizałem usta, delikatnie przeciągając ubranie przez jej głowę i rzucając gdzieś w bok. Clary znów opadła na poduszki, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nabrałem gwałtownie powietrza do ust, zdając sobie sprawę z tego, że leży pode mną w samej bieliźnie. Nachyliłem się ku niej, muskając jej usta, a następnie szyję. Wysunąłem delikatnie język, kreśląc różne wzorki na jej rozgrzanej skórze. Zacząłem schodzić coraz niżej, składając mokre pocałunki na jej obojczykach i ramionach. Wsunąłem rękę pod jej plecy, dotykając zapięcia od stanika. Uniosłem głowę, spoglądając na dziewczynę, nie chcąc robić nic bez jej pozwolenia. Patrzyła na mnie chwilę, widocznie się wahając.
- Spokojnie - szepnąłem - Nie zrobię ci krzywdy.
Skinęła głową, dając mi pozwolenie na ściągnięcie swojego biustonosza. Poruszyłem sprawnie palcami, rozprawiając się z zapięciem. Zagryzłem wargę, zsuwając z niej górną część bielizny. Poczułem jak ciało dziewczyny się napina, a ręce wędrują do klatki piersiowej, by się w jakiś sposób osłonić.
- Zostaw, jesteś idealna - złapałem za jej ręce, nie dając jej nawet takiej możliwości.
W jej oczach kryła się niepewność, ale wiedziałem, że nie chciała kończyć. Wróciłem ustami do jej obojczyków, przejeżdżając też palcami po jej nagich plecach, sprawiając, że wygięła je w łuk. Wszystko zaczęło we mnie buzować. Byłem napięty do granic możliwości. Przesunąłem lewa ręką po talii dziewczyny w górę, obserwując jej doznania. Poczułem jak przez jej ciało przechodzą mocne dreszcze, spowodowane moim dotykiem. Zamruczałem, kiedy ręce dziewczyny przeniosły się na moje dresy. To było niesamowite uczucie, wiedzieć że jestem pierwszym, który może dotknąć jej ciała w ten sposób i sprawić, że będzie czuła się dobrze. Zahaczyłem ręką o jej majtki, zsuwając je kawałek po jednej stronie. Moje usta zaczęły przenosić się jeszcze niżej, zostawiając ślady śliny na jej brzuchu. Jej ręka puściła gwałtownie gumkę moich spodni, czując że jestem coraz bliżej jej strefy intymnej. Podniosłem głowę, by zobaczyć jej reakcje. Jej usta były rozchylone, a oczy przepełnione przyjemnością wymieszaną ze strachem.
- Mówiłem, że nie zrobię ci krzywdy - zapewniłem drugi raz całując ją delikatnie w nos.
Patrzyła na mnie z przestraszonym wyrazem twarzy, co sprawiło że się skrzywiłem. Podciągnąłem się do góry, by być na równi z jej twarzą, jak i oczami, które odgrywały tutaj dużą rolę.
- Ufasz mi? - szepnąłem, a ta skinęła głową, lecz było to słabo widoczne - Ufasz mi? - ponowiłem pytanie, tym razem mówiąc to nieco głośniej.
- Tak - wychrypiała drżącym głosem, który wywołały u niej emocje. Uśmiechnąłem się szeroko, przejeżdżając ręką po jej policzku.
- Rób to, co ci mówię, dobrze? - wymruczałem do jej ucha, przygryzając lekko jego płatek, na co pokiwała głową - Zamknij oczy. Dzięki temu twoje zmysły będą jeszcze bardziej wrażliwe i otwarte, a ty uzyskasz z tego jeszcze większą przyjemność.
Wykonała moje polecenie, zmykając powoli swoje oczy. Zacząłem ponownie zsuwać się na dół,  przy okazji przejeżdżając językiem po jej nabrzmiałym sutku. Złapałem za materiał jej majtek, po obu stronach bioder, zaczynając je powoli ściągać. Rzuciłem je niedbale na podłogę, nie przywiązując do tego większej uwagi. Z moich ust wydostał się cichy jęk, kiedy miałem przed sobą jej nagie, idealne w każdym calu ciało. Seks nie jest dla mnie nowością, ale uprawiając go z dziewczynami, które miały w sobie więcej penisów niż lat, to nie jest to samo. Teraz mam pewność, że Clary jest dziewicą. Podniecało mnie to, że jest zupełnie czysta i niedoświadczona.
Położyłem rękę na jej udzie. Słyszałem jej płytki oddech, co oznaczało, że domyśliła się, co ma zrobić. Jej nogi zaczęły się rozsuwać w wolnym tempie. Ułożyłem ręce na jej biodrach, masując je delikatnie. Zniżyłem się do granic możliwości, niespodziewanie przejeżdżając językiem po jej kobiecości. Usta dziewczyny gwałtowanie się rozchyliły, a ręce zacisnęły na pościeli. Czułem ogromną dumę, że wywołuje u niej taki stan, a zwłaszcza, że wywołuję go pierwszy. Powtórzyłem czynność kilka razy w zwolnionym tempie. Słyszałem jak jej oddech robi się coraz cięższy, a z ust wydobywają się coraz głośniejsze jęki.
Wypchnęła biodra do przodu, by poczuć wszystko dwa razy silniej. Czułem, że jeśli zaraz nie przejdziemy do rzeczy, skończę zanim cokolwiek zacznę. Przejechałem kolejne kilka razy językiem, wzdłuż jej miejsca intymnego, następnie całkowicie odrywając się od niej. Złapałem za jej rękę, przysuwając do swojego nabrzmiałego do granic możliwości krocza.
- Wiesz, co się stanie, jeśli zaraz tego nie zrobimy.
Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, czując pod ręką ogromne wybrzuszenie. Zsunąłem z siebie w szybkim tempie dresy i bokserki. Oczy Clary wędrowały po każdym zakamarku pokoju, zatrzymując się na mojej męskości i nabierając więcej powietrza do ust. Przechyliłem się, sięgając do półki po prezerwatywę i rozrywając opakowanie zębami. Nałożyłem ją szybkim ruchem, czując na sobie spojrzenie dziewczyny. Pochyliłem się nad nią, spoglądając w jej oczy. Odgarnąłem kosmyki włosów opadających na jej twarz za ucho.
- Gotowa? - mruknąłem, muskając jej usta. Kiwnęła powoli głową, dając mi pozwolenie - Jesteś tego absolutnie pewna? - szepnąłem, nie chcąc robić nic co sprawi że ją skrzywdzę. Poczułem jak jej nogi rozszerzają się jeszcze bardziej, dając mi do niej lepszy dostęp. Uśmiechnąłem się szeroko, całując ją w usta, kładąc wcześniej dłoń na jej policzek. Jej ręce przeniosły się na moje plecy, kiedy zacząłem się w nią powoli wsuwać. Robiłem to naprawdę powoli, ciągle patrząc w jej oczy, by móc zauważyć w nich jej odczucia. Na jej twarzy pojawił się grymas, kiedy pchnąłem nieco mocniej. Zatrzymałem się na chwilę, znów kładąc dłoń na jej policzku.
- Wybacz, nie chciałem, żeby cię zabolało - szepnąłem, czując się źle z tym, że jest jej nieprzyjemnie.
- Dalej - sapnęła, zaciskając mocniej ręce na moich ramionach. Wykonałem jej polecenie, zaczynając wsuwać się jeszcze głębiej. Wycofałem się delikatnie do tyłu, aby zaraz ponownie napierać biodrami do przodu. Z twarzy dziewczyny zaczęły schodzić wszelkie oznaki bólu, a na jego miejsce wchodził cień przyjemności. Odchyliła głowę do tyłu, czując jak moje pchnięcia stają się coraz bardziej zdecydowane. Przeniosłem usta na jej szyję, ssąc ją pomiędzy cichymi warknięciami, które wydostawały się z moich ust. Ręce Clary błądziły po moich plecach, zostawiając na nich delikatne ślady paznokci. Z jej ust wydostawały się coraz głośniejsze jęki, co tylko jeszcze bardziej mnie nakręcało. Jej biodra zaczęły pracować razem z moimi, w równym rytmie i tempie. W pokoju rozchodził się dźwięk naszych przyśpieszonych oddechów, przeplatanych z coraz częstszymi jęknięciami dziewczyny, powodując u mnie falę gorąca.
- Kurwa kocham Cię, dziewczyno - warknąłem przez zęby, czując ogromną przyjemność. Przysunąłem się jeszcze bliżej niej, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku.
Po chwili oboje opadliśmy na poduszki, oddychając głęboko.
Po krótkim wymienieniu zdań położyliśmy się obok siebie, a ja z głową pełną różnych myśli zamknąłem oczy i dałem się wciągnąć do krainy snów.

Perspektywa Isabelle:
Po skończonej kolacji postanowiłam przejść się trochę po mieście. W końcu to nie jest Nowy Jork, to Idris. Miasto, w którym nie ma galerii, burdeli i klubów. Tu są tylko małe, pojedyncze sklepiki z bronią, biżuterią i... jedzeniem.
- Dzień dobry, chciałabym zamówić kebaba - oznajmiłam, opierając się na łokciu o blat barku.
- Ce?
Kurwa, wszędzie ci pieprzeni Rumuni.
- Och, nieważne - odrzekłam, choć wiedziałam, że mnie nie zrozumie.
I poszłam dalej, w kierunku lasu, a tym samym Jeziora Lyn.
Przyznam, że tafla wody była wyjątkowo jasna i delikatna, aż chciałoby się jej dotknąć i popsuć równomierne prądy.
- Dobra večer, lijepa dama - powiedział wysoki, przystojny mężczyzna, kładąc dłoń na moim ramieniu. Kurwa, kolejny obcokrajowiec, po jakiemu on gada?
- Ich keine mówić w twój language - odrzekłam różną mieszanką języków.
Wiedziałam, że ten wieczór od początku będzie skazany na niepowodzenie.
I ominęłam chłopaka, nim zdążył powiedzieć cokolwiek, kierując się do posiadłości Lightwoodów.
_________________________________________________________________

- Hej, już wracasz?
- Idziecie do miasta?
I znów zaczynam mówić w tym momencie, kiedy inna osoba również rozpoczyna zdanie...
- Tak, jakoś...
- Tak tylko...
Alec skinął głową na znak, bym zaczęła mówić pierwsza.
- Jeśli idziecie do miasta to z góry mówię, że nie podchodźcie do żadnych bazarków, jak nie znacie innych języków. Spotkałam się już z jednym Rumunem i chyba Chorwatem, który swoją drogą był bardzo przystojny, ale... w zasadzie po co ja wam to mówię?
- Nie mamy zamiaru iść po kebaba, tak jak zapewne ty to zrobiłaś - zaśmiał się.
Hej, skąd on to wiedział? To jest tak bardzo oczywiste, że jak jestem w Idrisie to koniecznie muszę skosztować kebaba?
- Nie chcę wiedzieć, skąd masz tą kłamliwą informację.
- O, a więc uważasz, że to nieprawda?
- Nie, nie, byłam po kebaba, ale... a zresztą. Szerokiej drogi.
Długo nasłuchiwałam, jak śmieją się i chichoczą właśnie ze mnie.
Posiadanie starszego brata, która zna cię lepiej niż ty sama jest okropne...

Perspektywa Aleca:
Spacerowałem razem z Alex przy pobliskim molo, gdzie w zasadzie zatrzymaliśmy się na mały odpoczynek.
- Alec, wiem, że to trochę głupio zabrzmi, ale czy ty... czy uprawiałeś kiedyś... no wiesz.
Podejrzewałem, że to jej wzorowe wychowanie nie pozwalało jej na wymówienie tego słowa.
- Ogródek? No jasne! - zaśmiałem się, choć wiedziałem, że nie o to pytała.
- Mówię poważnie... - choć przedtem się śmiała, teraz była całkiem poważna.
- Ja też.
I tak siedzieliśmy na ławce, obserwując małe kaczki. Objąłem dziewczynę ramieniem, na co ta położyła głowę na moim barku. Blask księżyca odbijał się nie tylko w tafli wody, ale i też w jej pięknych, niebieskich oczach.
Moi rodzice od razu zaakceptowali Alex. Być może uważali, że po ślubie majątek jej rodziny w jakiejś części przejdzie i na nich?
- Piękna noc - oświadczyła, patrząc prosto w moje oczy.
- Jak ty - uśmiechnąłem się delikatnie, nachylając się ku niej i w ten sposób złączając nasze usta w pocałunku.

*przekleństwa użyte w rozdziale są konieczne ze względu na fabułę i charakter bohaterów*
*perspektywa Simona usunięta celowo - rozdział byłby za długi, a on i tak nie opowiedziałby nam o niczym ciekawym*
*zapraszam do zakładki "Bohaterowie", gdzie możecie lepiej poznać dziewczynę Aleca*
Pamiętajcie, by zostawić po sobie jakiś miły ślad, żebym wiedziała, czy na pewno Wam się to podoba, czy są potrzebne jakieś poprawki itp. Uwierzcie, że komentarze naprawdę motywują mnie,jak i innych twórców do dalszego pisania. Jeśli nie jesteś blogerem/blogerką, nie zrozumiesz. Pozdrawiam. :)

sobota, 23 stycznia 2016

[4] "Jak długo będzie mi dane śnić, będę śnić o nim"

Perspektywa Clary:
Siedziałam na łóżku, oparta jedną ręką o poduszkę. Bacznie przypatrywałam się blondynowi siedzącemu na parapecie okna. Jego nierównomierny oddech dawał znać, że się stresuje. Moja obecność faktycznie tak na niego działa? Czy to nie powinno działać na odwrót?
W jego oczach błyszczały iskierki nadziei, że kiedykolwiek będzie mnie posiadał. Ale mnie nie można posiąść. Jestem niezależna, działam na własną rękę. Sama.
- O czym myślisz? - spytał w końcu, przerywając tą niezręczną ciszę.
- Jak ci powiem, zrobię ci niepotrzebną nadzieję.
- Zaryzykuję - jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Robił wielką dziurę w głowie, próbując z niej odczytać, co tak naprawdę myślę.
- O tobie.
I natychmiast odwróciłam wzrok, jak na tchórza przystało. Czego, do cholery, tak się boję? To on powinien się bać odrzucenia, nie ja. On. On i tylko on.
- Miałaś rację - spojrzałam na niego, próbując wyczytać z jego oczu o co mu tak właściwie chodzi - Robisz mi nadzieje.
- Nie chcę cię ranić - powiedziałam, zastanawiając się nad tym, jak takie zdanie mogło przejść mi przez gardło.
- Nie ranisz. Pozostawiasz po sobie ślady, które zacierają ból. Mój ból.
Jesteś pewny? A może pozostawiam łzy, tam, gdzie ty odczuwasz radość?
- Okłamujesz sam siebie - wstałam i podeszłam do okna, by być bliżej niego. Sama nie wiem, czemu, po co i dlaczego. Myślę, że tego właśnie potrzebował. A ja nie chciałam,by cierpiał. A szczególnie, by cierpiał przeze mnie.
- Niedługo 10:00, trzeba się zbierać na rodzinne śniadanko - próbował wymusić uśmiech na swojej twarzy. Wyglądał na zmęczonego, miał lekko zaczerwienione oczy, które swoją drogą były podpuchnięte. Kurwa, co ja z nim robię...
- Idź, ja muszę jeszcze coś zrobić - powiedziałam stanowczo. Nim wyszedł, chciałam go jeszcze złapać za rękę, powiedzieć parę słów, by nie robił sobie zbędnych nadziei i wrócił do Alisson, którą zostawił właśnie dla mnie. Ale niestety, nim odważyłam się na jakiś ruch, jakieś słowo - ten wyszedł.
Pozostało mi tylko rozczesać moje rozczochrane włosy, związać je w niechlujnego koka, kucyka lub zostawić takie, opadające na moje chude ramiona. Nałożyłam na siebie długi sweter, pomalowałam usta bezbarwną szminką o zapachu mango i zeszłam na dół, do jadalni, gdzie za jakieś dwie minuty mieliśmy zacząć jeść.
Sama nie wiedziałam, co mnie do tego podkusiło, ale byłam gotowa na coś, nad czym zastanawiałam się naprawdę bardo długo. I dziś miałam rozpocząć, jak i zakończyć swój obrany wcześniej cel. Miałam tylko nadzieję, że nie zdążył zadzwonić już do All...
- Hej, Clary! - krzyknął Simon, machając do mnie z drugiego końca pokoju. Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem, idąc dalej w kierunku opartego o komodę Jace'a.
Był tak blisko, zaledwie na wyciągnięcie mojej ręki, więc szarpnęłam go za rękaw koszulki, przyciągając bliżej siebie i w tym samym czasie muskając jego spierzchnięte wargi. W jednej chwili załapał, co się właśnie dzieje i nasze usta zaczęły pracować w równym tempie. Odszukałam jego dłoń, kładąc ją później na moje biodra, a swoją ułożyłam na jego policzku. Drugą zaś zaczęłam bawić się jego blond włosami, które od dawna przypominały mi lwią grzywę. Tego nam obojgu właśnie brakowało. Chwili namiętności i spokoju po ostatnich dziwnych wydarzeniach.
Gdy zaczęło brakować mi już tlenu, odsunęłam się od niego, patrząc później w jego oczy i próbując odczytać z nich jak najwięcej towarzyszących mu odczuć i emocji. Podniecenie. Szczęście. Duma. Tak, mogłam się tego domyślić.
- Co to miało być? - powiedział bezgłośnie, ruszając jedynie ustami, których ruchy mogłam zobaczyć tylko ja. Wciąż byłam tak blisko jego ciała, że zasłaniałam jego twarz długimi, kręconymi włosami.
- Później - szepnęłam tak, by tylko on to usłyszał.
Cmoknął mnie w czubek nosa, po czym razem zasiedliśmy do stołu. Spojrzałam na zaskoczone buzie zgromadzonych, a w zasadzie na Simona, bo on jako jedyny był tutaj na czas i jako jedyny widział to całe widowisko. Zabolało mnie to, w jaki sposób się na mnie patrzył. W końcu był we mnie zakochany od przedszkola, a ja go tak bardzo zraniłam.
Już dawno dałam mu przyjąć do wiadomości to, że kiedyś w końcu taki moment nadejdzie, kiedy zobaczy mnie z innym. Traktuję go jak przyjaciela, nie mogłabym zerwać 14 lat tej wspaniałej przyjaźni. Cóż, friendzone trzeba zaakceptować...
Poczułam, jak Jace łapie moją dłoń pod stołem. Odwróciłam wzrok od Simona, spoglądając później w dół. Uśmiechnęłam się, widząc to, jak Jace bawi się moimi palcami. Był delikatny i czuły, jak nigdy.
Dopiero teraz poczułam, jak bardzo mi na nim zależy i choć wcześniej nie mogłam się do tego przyznać, robię to teraz. Wiem, być może ciężko to zrozumieć, ale ja naprawdę go kocham. I przysięgam, na Anioła, że jak długo będzie mi dane śnić, będę śnić o nim.
_________________________________________________________________

- Clary, dziś twoja kolej, by pozmywać - powiedziała Maryse i natychmiast skierowała się do swojego biura. Była wyraźnie niezadowolona z jakiegoś powodu, ale nie zamierzałam pytać się nikogo o szczegóły.
Gdy wszyscy skierowali się do swoich pokoi, zostałam sama z Jace'em w kuchni, wkładając brudne naczynia do zmywarki.
- Wyjaśnisz mi, co to było przed śniadaniem?
- Pocałunek, to chyba oczywiste, prawda?
- Tak, ale skąd u ciebie ta nagła zmiana? - spytał, łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie. Odwróciłam się twarzą do niego, kładąc mu dłoń na policzku.
- Nie zadawaj zbędnych pytań, tylko się ciesz, póki jeszcze się nie rozmyśliłam - musnęłam lekko jego usta, po czym umyłam ręce i przewiesiłam mokry ręcznik przez rączkę piekarnika - Ciau! - pomachałam mu i wbiegłam na górę, zastanawiając się wkrótce, czemu za mną nie pobiegł, ale nim zaczęłam żałować tych słów, Jace pojawił się przede mną.
- Szybki jesteś - zaśmiałam się, łapiąc go za rękę i zaprowadzając do swojego pokoju.
- Simon chyba nie był zadowolony z tego, że skradłaś mi buziaka - zaczął.
- Wiedział, że kiedyś w końcu to się stanie, mógł się lepiej nastawić psychicznie - powiedziałam, lekko ironicznie i opadłam całym ciałem na miękkie łóżko. Zamknęłam oczy, czując po chwili, jak materac ugina się pod czyimś ciężarem, a następnie usta Jace'a na moich. Lekki zapach papierosów podniecał mnie do stopnia, póki nie zmieszał się ze słodkim mango, tworząc nowe, niespotykane dotąd przeze mnie połączenie. Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu bezpośredni dostęp do mojej szyi. W jednym momencie poczułam, jak składa mokre pocałunki na moim obojczyku i w jego okolicy.
Oboje zerwaliśmy się na nogi, gdy tylko usłyszeliśmy dziwny łomot w okno.
- Pieprzone gołębie - podeszłam bliżej okna, uderzając w nie potem opuszkami palców, by wystraszyć ptaszynę. Zmrużyłam oczy ze zdenerwowania, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że ptak nadal siedzi na parapecie po drugiej stronie szyby. Użyłam mocy,widząc po chwili jak wiązka laserowa światła trafia w gołębia, spychając go potem w dół.
- Jebane ptaki...

Perspektywa Jace'a:
Po krótkiej pogawędce Clary udało się zmrużyć oczy i wpaść w objęcia Morfeusza. Jest pogrążona we śnie, a sny przemykają pod jej powiekami, powodując u niej kolejny płacz. Obudzi się z krzykiem, przecierając wilgotne od łez oczy i policzki, psując sobie doszczętnie humor. Nie chcę widzieć, jak cierpi. To najgorszy widok, kiedy jesteś zmuszony do patrzenia na swój skarb, wijący się z bólu i cierpienia. Gdybym tylko mógł, odciągnąłbym ją z dala od tych ciągłych koszmarów, ale nie potrafię. To coś w rodzaju klątwy jednego z Nocnych Łowców z Kręgu. Biedak nie mógł wychodzić poza mury Instytutu, a gdy był nieposłuszny, Clave go torturowało. Szczerze wolałbym zginąć, niż żeby Najwyższa Rada miała mnie pod kontrolą. Ich zasady stosowane na ciałach Nefilim są nie do zniesienia. Niektórzy giną na miejscu, ale kara to kara. Tych staruchów nie można do niczego przekonać. Nocnych Łowców jest coraz mniej, a oni, zamiast zakończyć swoje gówniane działania, stosują ich jeszcze więcej. A później będą narzekać, że Idris upadnie, bo demoniczne wieże nie będą mieć wystarczająco siły na utrzymanie kopuły. Im mniejsza ilość Nefilim na świecie, tym wieże mają w sobie mniej magii, by utrzymać czary chroniące stolicę przed demonami.
A chuj...i tak kiedyś wszyscy zginiemy. Przed wojną, na wojnie, a może, gdy będziemy mieć dużo szczęścia, po wojnie. Ale na to ostatnie nie liczę.
Choć nie ukrywam, że nadal w to wierzę.
Obserwowałem ją kilka godzin, jak śpi, jak blask słońca pojawia się i znika, rzucając jasne i ciemne cienie na jej twarz. Nigdy nie widziałem niczego piękniejszego. Albo widziałem, ale nie chcę się do tego przyznać.
Tyle opcji, ale tylko jedna jest prawdziwa.
A ja nie potrafię wybrać która.
Uwielbiam patrzeć, jak śpi. Jak w jej głowie toczy się wojna z każdą osobną myślą, z każdym słowem i czynem.
Chciałbym wiedzieć, o czym myśli. Chciałbym móc wkraść się do jej głowy i zobaczyć świat taki, jakim ona go widzi. Chciałbym móc zobaczyć samego siebie tak, jak ona mnie postrzega. Ale może wcale nie chcę tego widzieć. Może dzięki temu dowiem się, że tak naprawdę ona nie jest moja. Że to jest jedno wielkie kłamstwo, by tylko sprawić mi radość, tak naprawdę powodując ból.
Dyskretnie wymykam się z jej pokoju, wykonuję małe i ciche kroki, by tylko jej nie obudzić. Otwieram drzwi, ostatni raz patrząc na jej delikatną buzię i je zamykam.
I idę dalej, z głową pełną nowych myśli, które prędzej czy później sprowadzą mnie na złą drogę.
Jeśli już na niej nie stoję.

Perspektywa Izzy:
- Kurwa, Izzy - brzmiał naprawdę poważnie,nawet zbyt poważnie jak na Simona - Nawet gdybym chciał cię skrzywdzić, nie zrobiłbym tego.
- A chciałeś? - spytałam, czując jak po moim policzku spływają mokre strugi łez. Patrzałam prosto w jego oczy, ocierając wierzchem dłoni policzek.
- Żartujesz? Jasne, że nie!
Przekonywał mnie kilka dobrych minut, że nie wie, skąd wziął się w moim łóżku, a już zwłaszcza skąd jego perfumy znalazły się w mojej łazience. I choć na początku było to dla mnie trochę śmieszne, teraz mi nie jest kompletnie do śmiechu, co zresztą widać.
"Wierzę w ciebie, moje sacrum"
Tak samo, jak wierzę w jego słowa. Może i alkohol nie jest właściwym rozwiązaniem, ale to jest inny przypadek i faktycznie nasza słabość nad nami zwyciężyła.
- Jesteś w stanie o tym zapomnieć? - spytałam, całkiem nieświadomie. Z jednej strony marzyłam, by o tym zapomniał, bo nie sądzę, żeby zachował to dla siebie. Pewnie od razu poleciałby do mojego brata i wykrzyknął mu prosto w twarz "Ej, stary, przeleciałem twoją siostrę!".
Z drugiej zaś strony wolę to pamiętać, by później, w razie takiej potrzeby, móc mu to wypominać. Sprytnie obrócę to przeciwko niemu, gdy nadejdzie taka okazja.
- Tak, jeśli ty też jesteś na to gotowa.
- Czyli postanowione - wystawiłam ku niemu dłoń, którą on potem ujął. To coś w stylu prezydenckiego uścisku, chociaż ten od prezydenta chciałabym pamiętać, miałabym w sumie co opowiadać dzieciom, ale ten pierwszy... ugh. Dotykaliście kiedyś spoconej i klejącej się nie wiadomo czym ręki?
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, odwróciłam się na pięcie i wbiegłam na górę po schodach. Gdy tylko Simon zniknął za ścianą, sztuczny uśmieszek zszedł mi z twarzy, a zastąpił go grymas. Och, Razjelu, dopomóż... kiedy on ostatnio się mył?! Śmierdzi gorzej niż najgorszy burdel, nie, żebym kiedykolwiek w nim była. A zresztą, okłamuję sama siebie.
_________________________________________________________________

Nałożyłam na siebie czarny płaszcz, założyłam wysokie, ciepłe kozaki i wyszłam z Instytutu nikomu nic nie mówiąc. To tak, jakbym uciekała z domu, ale to wygląda u mnie nieco inaczej.
Najpierw kłótnia z mamą, foch na cały świat, trzaśnięcie drzwiami i siu przez okno. Takie mission impossible...
Szłam chodnikiem, oglądając twarze przypadkowych przechodniów.
- Nosz ty szmato! - krzyknęłam, gdy wpadłam na jakąś typiarę - Myślisz, że jesteś pępkiem świata, tak?! Wpadasz sobie na ludzi, a potem idziesz z wypiętą dupą i dzióbkiem na ryju....
Darłam się jak głupia, choć ani ona, ani nikt inny tego nie słyszał, a zwłaszcza nic nie widział. Pieprzone runy... zawsze działają na moją niekorzyść. Chociaż w sumie, gdyby mnie ktoś namierzył mogłabym już dawno siedzieć w pudle, a tego bym nie chciała. Chociaż... gdyby tak się zastanowić, mają tam lepsze jedzenie niż w szpitalu, ogromną salę gimnastyczną połączoną z siłownią, gdzie wyrobiłabym sobie brzuszek...
- Ej, wracaj tu! - zaczęłam biec w stronę dziewczyny, której wcześniej naubliżałam, wymachując rękoma.
Jestem jebnięta, wiem.
Ale tylko wariaci są coś warci...

Perspektywa Simona:
"I tak mija kolejna noc na froncie,
Kiedy w końcu wstanie słońce,
Chcę, by w końcu było dobrze,
Kiedy w końcu to do Ciebie dotrze?"
Dźwięk w słuchawkach obijał mi się o uszy. Kręciłem głową w rytm muzyki, nie zdając sobie sprawy z tego, że byłem obserwowany.
- Długo tu stoisz? - natychmiast wstałem, wyjąłem słuchawki z uszu i zacząłem obserwować Clary, tym samym czekając na jej odpowiedź.
- Tylko kilka minut - uśmiechnęła się lekko, krzyżując ręce na piersi i opierając się o witrynę - Mogę wejść?
Wykonałem gest ręką, pozwalając jej wejść do środka. Zamknęła drzwi i odwróciła się ponownie w moją stronę. Zapadła cisza, która im dłużej trwa, tym bardziej zaprząta twoje myśli i nie wiesz, od czego zacząć. A potem, jak to zwykle bywa...
- Słuchaj, ja...
- Chciałam...
Zaczynacie mówić w tym samym momencie. A po chwili znowu robicie to samo.
- Przepraszam, ja tylko...
- Nie, bo ja...
Śmiejecie się, ale trzeba podjąć jakąś decyzję, prawda?
- Ok, Simon. Ty pierwszy.
- Nie, chciałem tylko cię przeprosić za moje zachowanie, nie powinienem bym tak reagować. Życzę szczęścia z Jace'em - uśmiechnąłem się mimo bólu. Czasem trzeba przełamać pierwsze lody... Tyle że to nie było takie proste.
- Dzięki - złapała się za rękę i odwróciła wzrok, jakby coś ukrywała, jakby nie chciała czegoś powiedzieć.
- A ty? Co chciałaś powiedzieć? - nie chciałem pytać, ale to było silniejsze ode mnie.
- To dziwne, ale też chciałam cię przeprosić - zaśmiała się cicho - Dawałam ci nieświadomie nadzieje, przepraszam, nie chciałam tego.
- Spójrz, myślimy dokładnie o tym samym, dopełniamy się... czy to nie jest oczywiste, że powinniśmy być razem?
- Proszę, przestań... - przybrała niepewną postawę.
Okłamujesz samą siebie - chciałem powiedzieć, lecz nie takie słowa wypowiedziałem na głos.
-  Clary, proszę... jeszcze możesz wszystko zmienić, możemy...
- Dość! - krzyknęła, wykonując gwałtowny ruch ręką, podpalając, zapewne niechcący, teren dookoła - O Boże...
Wystraszona pobiegła do łazienki, nalała wody do wielkiego wiadra i zaczęła gasić płomienie. A ja, zamiast jej pomóc, stałem jak tchórz. Jebać to, że mój pokój się pali... stój dalej i czekaj, aż odwali za ciebie całą robotę, przecież połamiesz sobie paznokietki.
- Co tak stoisz, gaś to! - krzyczała, a ja byłem zbyt sparaliżowany, by choćby poruszyć palcem.
Idiota - pomyślałem, uderzając się w czoło, kiedy Clary, cała wystraszona, odnosiła wiadro do łazienki.
- Zadowolony, tak? - krzyknęła, wymachując rękami - Po chuj mi pomagać, przecież połamię sobie moje długie pazurki! - przy ostatnim zdaniu starała się naśladować mój głos, ale wyszło,jak wyszło, czyli udało jej się wydobyć z siebie jedynie głos małej dziewczynki - Jeb się! - wyszła, trzaskając drzwiami.
Znowu pomyśleliśmy o tym samym, Clary...

Perspektywa Aleca:
- Hej, uważaj - zaśmiałem się, wpadając przypadkiem na naszą śpiącą, rudowłosą królewnę.
- Sorry - poprawiła włosy, zarzucając jeden kosmyk za ucho.
W jednej chwili na mojej twarzy zagościł grymas.
- Płakałaś? - spytałem po chwili ciszy, klękając przy niej tak, jak ojciec klęka przy swojej małej córeczce.
- Nie - otarła wierzchem dłoni oczy, starając się wymusić uśmiech.
- Mnie nie oszukasz - kąciki moich ust uniosły się ku górze - To jak? Pogadamy?
- Wybacz, ale wolę nie.
- Rozumiem - skinąłem głową.
Gdy dziewczyna zrobiła krok do przodu, chcąc zapewne ruszyć w wybraną przez siebie stronę, zatrzymałem ją, szarpiąc za rękaw jej bluzy.
- Zaczekaj... chciałem ci życzyć szczęścia na nowej drodze życia - puściłem jej oczko, śmiejąc się wniebogłosy, mając trochę nadziei, że moja radość spłynie też na nią.
Nim zdążyła odpowiedzieć, skierowałem się do sali treningowej. Ostry wycisk razem z trenerem zawsze dobrze na mnie wpływają, zwłaszcza, gdy humor mi dopisuje.
 Sam nie jestem tego pewny, ale sądzę, że to wszystko przez wiadomość, że dwójka moich przyjaciół jest razem. Może i kiedyś czułem coś do Jace'a, ale to było kiedyś. Pieprzona przeszłość, która dla mnie nie ma już najmniejszego znaczenia.
Liczę na to, że będą ze sobą szczęśliwi.
A jeśli nawet coś by się we mnie ruszyło, gdyby stare korzenie dały o sobie znać, nie będę stawał na ich drodze.
"Tak... naprawdę w to wierzysz?"
I z taką myślą, którą podpowiedziała mi moja zła strona, wziąłem do ręki sztylety i zacząłem nimi rzucać w tarczę z wiarą, że trafię 5 razy pod rząd w setkę.
I znów...
"Naprawdę w to wierzysz?"

*przekleństwa użyte w rozdziale są konieczne ze względu na fabułę i charakter bohaterów*

Pamiętajcie, by zostawić po sobie jakiś miły ślad, żebym wiedziała, czy na pewno Wam się to podoba, czy są potrzebne jakieś poprawki itp. Uwierzcie, że komentarze naprawdę motywują mnie,jak i innych twórców do dalszego pisania. Jeśli nie jesteś blogerem/blogerką, nie zrozumiesz. Pozdrawiam. :)

wtorek, 19 stycznia 2016

[3] "To ona nauczyła mnie kochać"

Perspektywa Clary:
Bawiłam się o dziwo świetnie. Zwykle nie chodziłam na TAKIE imprezy, gdzie muzyka przyprawia mnie o silne bóle brzucha, alkohol jest wszędzie, nawet pod moimi nogami, a demony mają wolne od swojej niepapierkowej roboty. Wyszłam na tyły budynku, by odetchnąć trochę świeżym powietrzem. W środku było zdecydowanie za gorąco.
Na dachu małej kawiarenki, który był połączony z Pandemonium, zauważyłam Jace'a. Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie, co powiedział mi jeszcze kilka godzin temu. Pobiegłam w jego stronę, wspinając się po ścianie. Normalnie byłoby to niemożliwe, gdyby nie fakt, że jestem Nocną Łowczynią. NAJLEPSZĄ Nocną Łowczynią, jaką świat widział. Zapewniam każdego, że w przyszłości będą o mnie pisać w Księdze, tak jak pisali o mojej matce. W końcu po kimś muszę mieć te niezwykłe zdolności, prawda?
Podeszłam chwiejnym krokiem bliżej blondyna, tak jak to robią rasowe modelki. Kurwa, co się ze mną dzieje... - pomyślałam, od razu zmieniając typ chodu, zupełnie jak w Simsach 4.
- Po co przyszłaś? - spytał, jak zwykle zaciągając się papierosem.
- Bo ty tu jesteś - zawahałam się, gdy to mówiłam. Usiadłam obok niego, na skraju dachu, wyciągając z paczki jedną fajkę, zapalając ją zapalniczką, a potem dławiąc się dymem w moich ustach. Jestem popieprzona, aż dziwię się, że jeszcze nikt mi tego nie powiedział.
- Nie pal. Tobie nie wypada.
- Dlaczego? - spytałam, starając się zachować spokój.
- Jesteś zbyt śliczna, by zatruwać się tym gównem - powiedział, odczekał jakieś dwie sekundy, a potem na mnie spojrzał. Prosto w moje szmaragdowe oczy, które właśnie w tej chwili lśniły w blasku księżyca. Lecz gdy tylko ten schował się za budynkiem, czar znikł, a Jace znów wgapiał się w krajobraz przed sobą. Choć w zasadzie nie było tam nic ciekawego, prócz namalowanych znaków i napisów farbą w spray'u. Sztuka uliczna kręciła mnie od dziecka. Zawsze chciałam kiedyś namalować coś na ścianie, a nie na kartce w szkicowniku. Coś dla kogoś, a nie dla samej siebie. Coś niezwykłego, by ludzie podziwiali to na każdym kroku. Byłam raz w niezwykłym mieście, gdzie dosłownie wszystko było ozdobione właśnie w takim stylu. Biblioteka, sklepy, galerie, restauracje. Nawet ulice i chodniki. Nie wiem po co i dlaczego, ale mam wielką chęć tam teraz wrócić.
- Coś kręcisz, przyznaj - w końcu odważyłam się, by powiedzieć cokolwiek.
- Ty mnie kręcisz, Clary.
I cisza. Ta cholerna, nieprzyjemna, krępująca cisza, którą jak zwykle ja musiałam przerwać.
- Od kiedy?
- Co? - spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, o co mi dokładnie chodzi, choć ja wiedziałam, że kłamie.
- Wiesz co - zrezygnowany spojrzał w dół, na swoje nogi.
- Nie sądziłem, że twoje moce są aż tak silne - zaśmiał się - Od kilku miesięcy.
- Jakoś tego nie okazywałeś - zaśmiałam się lekko, unosząc kąciki ust w górę.
- Okazywałem. Ale na swój własny sposób - dołączył do mnie, po czym znów spojrzał mi w oczy - Powinniśmy iść - pokiwałam głową, umiejętnie wstając z, o dziwo, miękkiego dachu.
Poszłam wolnym krokiem przed siebie, dokładnie obserwując, jak moje stopy tańczą na krawędzi. Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby coś metalowego się poruszyło pod wpływem czyjegoś nacisku. Gdy się obejrzałam, nikogo nie było. Nawet blondyna, który jeszcze jakąś minutę temu wyznał mi miłość.
- Jace? - zawołałam, rozglądając się dokładnie wkoło - Jace?! - ponowiłam.
Podeszłam bliżej rynny dachu, gdzie jeszcze niedawno oboje siedzieliśmy.
- Jace! - krzyknęłam przerażona na widok złotookiego, ledwo trzymającego się metalowego łomu, wystającego z nie wiadomo skąd. Wyciągnęłam ku niemu rękę, lecz nim ją zdążył ująć, ześlizgnął się w dół, wydając z siebie cichy jęk bólu, a potem głośny krzyk, jakby obdzierano go ze skóry.
- Jace! - krzyknęłam, skacząc za nim i łamiąc przy tym wszystkie prawa fizyki. Normalnie człowiek mógłby się zabić z tak dużej wysokości. Zdecydowanie jest za wysoko, by przeżyć. Nawet jeśli, to albo kręgosłup, albo czaszka byłaby uszkodzona, co prędzej, czy później doprowadziłoby i tak do śmierci. Przerażona i ze łzami w oczach spojrzałam na blondyna, który po chwili otworzył oczy.
- Jestem w niebie? - spytał - Bo przed sobą właśnie widzę prawdziwego anioła! - zarumieniłam się lekko, pomagając mu wstać.
- Jeśli ten syf nazywasz niebem, to ja chyba wolę trafić do piekła - zaśmiałam się, uderzającego z łokcia w ramię, po czym od razu przejrzał na oczy.
- Wybacz - wydał z siebie cichy, ale uroczy śmiech, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz.

Perspektywa Jace'a:
- Jakim cudem jeszcze żyjesz? - spytała, a ja wzruszyłem ramionami.
- Miałem szczęście.
- Cholerne szczęście - zapewniła - Chyba że...
- O co ci chodzi?
- Chodź - pociągnęła mnie za sobą. O mało co nie straciłem równowagi, zapominając o jej niezwykłej szybkości i sile. Nim się obejrzałem, staliśmy przed wysokim budynkiem.
- Ile to coś ma pięter? - spytałem, zaciekawiony.
- 19 - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko - Wjedziemy windą na sam czubek. Tam dowiesz się reszty planu, ok? - nie odpowiedziałem, tylko wcisnąłem guzik z numerem 19.
- Więc? - spytałem, gdy dotarliśmy na miejsce.
- Skoczymy stąd w dół. Razem. Jeśli moje przypuszczenia są dobre, powinieneś przeżyć.
- Powinieneś?! A jeśli nie?!
- Wtedy będę mogła w końcu umówić się z Simonem - puściła mi oczko.
- Pojebało cię... - powiedziałem cicho, stając na krawędzi dachu i patrząc w dół.
Jeśli to dla niej zrobię i nie przeżyję, będę leżeć tam plackiem. Mówiąc "zrobię dla ciebie wszystko" nie myślałem, że kiedyś zaproponuje mi TO.
- Hej - podeszła bliżej, łapiąc mnie za rękę - Zaufaj mi.
Chuj, raz się żyje. Spojrzałem przed siebie, zamknąłem oczy i głośno westchnąłem.
- 3... - zacząłem odliczać - 2...1...już - i zrobiłem krok do przodu, modląc się o to, by po wylądowaniu na ziemi nadal móc oddychać. Nadal żyć, choćby dla niej, dla Aleca. Dla samego siebie.
Gdy poczułem, jak bezpiecznie ląduję, jak nie słyszę żadnego dźwięku łamanej kości, jestem pod ogromnym wrażeniem.
- Jakim cudem...? - spytałem samego siebie.
- Takim, że nie wiem skąd, nie wiem jak i nie wiem dlaczego masz taką moc, jak ja.
- Taką moc, jak ty? - spytałem, niedowierzając.
- Tylko jedną, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego.
- O ja pierdole... - powiedziałem cicho, by nikt w pobliżu nie usłyszał wypowiedzianych przeze mnie słów. Choć i tak nas nie widzieli, co nawet jest nam na rękę. Wątpię, by mieli nadal normalne życie, gdyby zobaczyli, jak chłopak i dziewczyna, do tego ruda, skaczą z 19 piętra i nadal żyją.
- Gratuluję, Jasie Waylandzie - położyła dłonie na moim ramieniu, stając na palcach i lekko muskając mój policzek. Nie jestem pewny, czy to działo się naprawdę, czy to tylko moja cholerna wyobraźnia. O tej chwili już niczego nie jestem pewny.
- Lepiej będzie, jeśli wrócimy do Pandemonium. Coś sądzę, że reszta jest po kilku drinkach, ledwo stoją na nogach, gdy my bawimy się tak samo dobrze, i to bez alkoholu.
- Naprawdę chcesz tam wracać? A może wolisz poszaleć na dachach, skacząc z budynków i czując adrenalinę, jakiej nie czułeś nawet wtedy, kiedy zwiewałeś z lekcji w szkole?
- Ok, przekonałaś mnie.
- Dziwne, że to ty tego nie zaproponowałeś.
- Bo wolę zaproponować coś innego - uniosłem brwi w górę, w dół. I tak w kółko. Niestety, skończyło się to tak, że leżałem na ziemi, półprzytomny z lekko czerwonym policzkiem, na którym była odciśnięta dłoń Clary.
- Byłoby lżej, gdybym nie miała tej pierdolonej siły. Wybacz - wyciągnęła dłoń do przodu, by pomóc mi wstać, lecz ja byłem pierwszy i, tym razem, szybszy. Po chwili leżała razem ze mną, a raczej na mnie. Nasze spojrzenia znalazły się na tym samym poziomie. Dzieliły nas tylko marne centymetry. Kilka centymetrów od tego, bym poczuł jej oddech na swojej skórze, bym wpoił się w jej czerwone usta sprawiając, że będą jeszcze bardziej czerwone. Błagałem Razjela w myślach, by pozwolił mi to wykorzystać. Lecz zanim zdążyłem zrobić jakikolwiek ruch, ta zdążyła wstać. Razjel i tak gówno by zrobił. Bez Miecza Anioła nie mógł nawet wysłuchać moich próśb.
Otrzepała swoją nową sukienkę z piachu, klnąc co chwilę.
- Nie rób tego - powiedziałem stanowczo, bezsilnie.
- Nie robić czego? - spytała, nie odrywając wzroku z sukienki i wciąż wymachując rękoma, by materiał wyglądał tak, jak dawniej.
- Nie klnij.
- Znowu chcesz decydować za mnie?
Nie, po prostu tobie nie wypada - chciałem powiedzieć - Jesteś jedyna w swoim rodzaju, przekleństwa nie mogą przechodzić przez twoje delikatne gardło. Jesteś księżniczką. Moją księżniczką. A księżniczki nie klną, zrozum - lecz niestety, nie takie słowa wymówiłem na głos.
- Nie chcę. Nigdy nie chciałem. Zresztą, nieważne. Rób co chcesz - powiedziałem zrezygnowany, zmierzając powoli ku klubowi - Wiesz co, zmieniłem zdanie. Jak chcesz, idź sobie poskakać z tych pierdolonych wysokości, ja wracam - odrzekłem, nawet na nią nie patrząc. Obserwowałem tylko, jak moje nogi same mnie prowadzą, idąc kamienną dróżką. Gdy się obejrzałem, dziewczyny już nie było. Pozostała po niej tylko ciemność, ślady stóp i... sukienka. Niewiarygodne... przebrała się szybciej, niż gdyby Izzy spaliła tosty.
Wzruszyłem ramionami, schowałem ręce do kieszeni bluzy i skierowałem się z powrotem do Pandemonium, cały czas myśląc o Clary. A co, jeśli coś jej się stanie? Może i ma te swoje zdolności, ale nie będą w stanie obronić ją przed demonem lub jakąkolwiek inną istotą ze Świata Cieni.
Nie wierzę w to, jak bardzo jedna osoba może zmienić życie człowieka. Wystarczy tylko jej spojrzenie, jej dotyk, jej głos, bym stracił myśli. Przez tyle lat żyłem w błędzie, myśląc, że miłość zabija. Jest tylko cierpieniem, dzięki któremu codziennie wieczorem będziemy wylewać łzy w poduszkę. Ale to nie prawda... To ona nauczyła mnie kochać. Naprawdę kochać...
To uczucie, gdy jest blisko... Starasz się reagować neutralnie, lecz twoje serce nagle zaczyna szybciej bić, oddychasz dwa razy szybciej, jakbyś przebiegł maraton. Podchodzisz bliżej niej, delikatnie muskasz jej policzek, wargi. Czujesz jej oddech na swojej skórze. Badasz jej oddziaływania na nowo. Ale w końcu uświadamiasz sobie, że to tylko twoja wyobraźnia, płatająca ci figle za każdym razem, gdy o niej pomyślisz. Że to tylko bajka, tyle że ta nie kończy się happy endem. i że ona tak naprawdę nie jest twoja. Nigdy nie była. I nie będzie, bo jesteś pieprzonym idiotą nie potrafiącym przyznać się do własnego błędu.
Tak właśnie jest...

Perspektywa Izzy:
Alkohol tu, alkohol tam. Gdy tylko patrzę na te kolorowe kieliszki przypomina mi się dzieciństwo i to, gdy razem z Aleciem w Sylwestra wypiliśmy przez słomkę szklankę wódki, a potem przez kilka godzin Cisi Bracia płukali nam żołądek. A może to był tylko sen...?
- Mogę prosić piękną damę do tańca? - spytał jakiś obcy mi brunet.
- Piękna dama nie chce mieć podeptanych nowych butów, spierdalaj.
- No co? - spytałam się Simona, gdy gościu, którego przed chwilą spławiłam, sobie poszedł.
- To nie są nowe buty - parsknął śmiechem,gdy ja starałam się być całkiem poważna.
- Wiem, że nie, ale co miałam mu niby powiedzieć? 'Przykro mi, ale śmierdzi ci z ryja alkoholem, więc najpierw się ogarnij, a potem pogadamy inaczej'?
- A może po prostu 'Nie, dziękuję'? - spojrzał na mnie wymownie, jakbym popełniła największy błąd na świecie.
- A przypominasz sobie, kiedy ostatnio byłam miła dla kogoś obcego?
- Dobrze, że to podkreśliłaś - zaśmiał się, po czym upił łyk wina - Zatańczysz?
- Och, doprawdy? - zrobił maślane oczka. Cholera, dobrze wie, jak to na mnie działa... - No dobra, ale tylko jeden taniec - ujęłam jego dłoń. W sumie to dobrze, że w ogóle mi ją podał. Znając nasze szczęście albo ja, albo on zgubilibyśmy się wśród tylu ludzi.
Byliśmy coraz bliżej parkietu. Z każdym krokiem wyraźniej słyszałam muzykę, która dosłownie grała mi w brzuchu, a przynajmniej takie uczucie mi towarzyszyło, i która zaczynała się powoli kończyć. Mam tylko nadzieję, że akurat, gdy wejdziemy na środek sali, nie zagrają wolnego kawałka. Och, jak ja nienawidzę tych przytulanek, tych uścisków, buziaków, ugh. To jest tak cholernie romantyczne, że aż chce mi się wymiotować na samą myśl o tym. Choć z drugiej strony może to być sprawka kilku piw i drinków, ale kto by się tym przejmował... Może gdy mu zwymiotuję na buty to odechce mu się ze mną tańczyć? A może mnie znienawidzi i będę musiała wynieść się z Nowego Jorku, bo Simon to jedyna osoba, która tak naprawdę mnie ostatnio rozumie?
- Przepraszam pana - och, za dużo myślę, a za mało się skupiam na drodze. To już druga osoba, na którą wpadłam. Ale za to pierwsza, której dodatkowo nadepnęłam na buta. Normalnie strzał w dziesiątkę!
Wtem zobaczyłam, jak wszyscy nagle zmieniają swoje pozycje. Tulą się do siebie i delikatnie kołyszą. O nie, tylko nie to. Szybko Iz, myśl, jak się z tego wywinąć.
- Muszę iść do toalety, sorry - uśmiechnęłam się głupio, po czym próbowałam wydostać się jakoś z tłumu, lecz zostałam pociągnięta za rękę.
- To tylko kilka minut obejmowania się i trzymania w ramionach, dasz radę...
- Chciałeś powiedzieć 'kilka minut tortur', tak?
- Izzy, proszę. Dla mnie...
- For you? Chyba sobie żartujesz...
Ale on tak ładnie prosi, zrób to dla niego!
Pewnie nadepnie ci na nogę, idź do tego cholernego kibla!
Mhm, i mam posłuchać swojej szatańskiej podświadomości, czy może tej drugiej, o duszy aniołka? Och, proszę, kto to wymyślił...
- No dobrze... niech ci będzie - powiedziałam po chwili, a ten zadowolony objął mnie w talii i lekko przyciągnął do siebie. A mi pozostało tylko położenie mu rąk na ramionach i odliczanie do końca piosenki. Aż miałam ochotę spytać się DJ'a, kiedy skończy się ten kawałek wprowadzający mnie powoli do Miasta Kości, lecz nie chciałam wyjść na chamską sukę, no i znając to szczęście, które jest ze mną od ponad 16 lat, pewnie sequelem tej nutki nie byłyby jakieś głośne dźwięki, niczym Chopin na haju, tylko spokojne, wolne nutki, niczym Jezioro Łabędzie Czajkowskiego.
Tak, witaj w mojej życiowej parodii.

Perspektywa Simona:
~x godzin później...
Obudziłem się w pokoju, który nie przypominał mi mojej sypialni. Był podejrzanie różowy, na ścianach wisiały plakaty Justina Biebera, One Direction i Eda Sheerana, a w kątach walały się babskie ciuchy i bielizna z koronką. Tak, to zdecydowanie nie jest mój pokój.
Przeciągnąłem się, po czym ruszyłem do łazienki. Orzeźwiający prysznic dobrze mi zrobił, a atmosfery dodawał mi płyn do kąpieli o zapachu mięty i imbiru. Spryskałem swoje ciało moim ulubionym dezodorantem, opasałem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki z głową pełną pytań.
Skoro to nie jest mój pokój, to skąd w łazience wzięły się moje ulubione perfumy?
Dlaczego łazienka jest identyczna do tej mojej, skoro ściany w sypialni są różowe?
Dlaczego na ścianach w pokoju wiszą plakaty akurat tych wykonawców, a nie najprzystojniejszych aktorów, jakich świat widział, czyli Roberta Sheehan, Jamiego Cambella Bowera i Matthewa Daddario?
Do czego zmierza ten świat...
Gdy wróciłem do sypialni z zamiarem znalezienia w szafie jakiś czystych ubrań, zauważyłem Isabelle leżącą w łóżku. Nago... Gdy tylko wymieniliśmy spojrzenia, dziewczyna natychmiast okryła się kołdrą, bym tylko nie zobaczył jej krągłości. Och, doprawdy? Po Iz bym się tego wyjątkowo nie spodziewał. Nie, żebym traktował ją jak prostytutkę... Po prostu, ach, zresztą. Po chuj będę się tłumaczył przed samym sobą?
- Co ty tutaj robisz? - spytała, prawie szeptem.
- Ty mi to powiedz, nic nie pamiętam.
- To sobie przypomnij! - tym razem już krzyknęła, a raczej syknęła. Miała łzy w oczach, które powodowały u mnie ogromny ból. Dlaczego płacze z tak głupiego powodu? A może po prostu się boi, że w takim wieku może zajść w nieplanowaną ciążę? Choć z drugiej strony jest to niemożliwe ze względu na krew płynącą w jej żyłach. Nocni Łowcy są bardziej odporni na takie i inne rzeczy.
- Mam nadzieję, że zastanawiasz się nad sensownym wytłumaczeniem tej sytuacji.
- A ja mam nadzieję, że przestaniesz majaczyć, weźmiesz się w garść i najprościej w świecie powiesz mi, dlaczego ryczysz! - uniosłem się, niepotrzebnie, mogąc doprowadzić ją do wylewu jeszcze większej ilości łez. Z doświadczenia wiem, że laski nie lubią, kiedy się na nie krzyczy.
- Wyjdź stąd - powiedziała łagodnie, spokojnie. Jakby w ogóle nie ruszyło ją to, że uniosłem na nią głos. Chyba źle ją oceniłem... - Wyjdź stąd! - krzyknęła, rzucając we mnie poduszką. Tak, zdecydowanie źle ją oceniłem. Ma dobrego cela, a poza tym jest zajebistą wojowniczką. Szkoda, że takie postacie nie są dostępne w grach komputerowych. W tym wypadku wszystkie wieże w Far Cray'u byłyby moje!
Wyszedłem, zostawiając ją samą. Może powiadomiłbym Clary, by wpadła w wolnym czasie do Iz? Jeśli tylko byłbym 100% pewny, że nie zastanę jej w łóżku z jace'em, zrobiłbym to. Niestety, jestem pewny zaledwie na 45%, że jest sama, a to stanowczo za mało.
Zamiast do pokoju mojej rudowłosej przyjaciółki udałem się do kuchni, gdzie mogłem się odprężyć, upijając łyk ze szklanki wody z aspiryną. Tak, dokładnie tego było mi trzeba...

Perspektywa Aleca:
- Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?! Jesteś najstarszy, a zachowałeś się gorzej niż dzieci w przedszkolu!  - głos Maryse rozbrzmiewał w całym pokoju. Dziwiłem się, dlaczego te ściany jeszcze stoją, a nie leżą pod postacią gruzu.
- Uspokój się, mamo. Miałem wszystko pod kontrolą...
- Nic nie miałeś pod kontrolą, zresztą jak zawsze. Nie wiem, jakim cudem nadal żyjesz. Było tyle chwil, w których mógł cię rozszarpać demon, tyle chwil... ale nie, twoje cholerne szczęście pokazało rogi i albo uratowałeś się sam, albo ktoś musiał ci chronić tyłek!
- Nie wiesz, jak było i nie wiesz, co tam robiłem! W ogóle gówno wiesz! Nie możesz mi nic zarzucić, rozumiesz? Nie widziałaś na własne oczy, co zaszło w klubie, a twój jebany świadek gówno mnie obchodzi! Równie dobrze mógłbym sam komuś zapłacić, by nawtykał ci bzdur na temat Iz, ale tego nie zrobię, bo w porównaniu do ciebie umiem zatroszczyć się o innych, a nie na każdym kroku ich wyzywać! Mam już tego serdecznie dosyć! Skoro tak bardzo przeszkadza ci moje zachowanie, to mogłaś poświęcić choć trochę czasu na wychowanie mnie, a nie na uganianie się za chłopakami, którzy i tak mieli cię w dupie! - krzyczałem, co chwilę podkreślając niektóre słowa, a na sam koniec i tak trzaskając drzwiami.
Po tym, jak wyszedłem, nie słyszałem już nic. Nawet cichego płaczu z jej strony. Nie dość, że nie interesuje się synem, to jeszcze poniżającymi ją słowami wypowiedzianymi z moich ust. Żałosne.
Teraz nareszcie rozumiem, co miała na myśli Clary, gdy mówiła, jak dobrze jest jej bez rodziców. Faktycznie, w moim przypadku byłoby mi łatwiej bez Maryse. Przynajmniej nie musiałbym wysłuchiwać, jaki to jestem zły, a jaka Izzy wspaniała, bo biorąc to pod uwagę to nie jest to perfekcyjny rodzic, prawda?
Tak... a niech ktoś mi tylko zarzuci, że mam zajebiste życie. Obiecuję, że ten ktoś będzie leżeć na ziemi, być może pozbawiony krwi. No chyba, że to będzie Jace. Wtedy to prędzej ja wyląduję na glebie, niż on.

*przekleństwa użyte w rozdziałach są konieczne ze względu na fabułę i charakter bohaterów*

+LBA x2
Za nominację dziękuję Voodoo Doll i Córce Razjela, to wiele dla mnie znaczy ❤

Pytania od Voodoo Doll:
1. Masz postanowienie noworoczne?
Tak, w tym roku wyjątkowo jest to 'dążenie do spełnienia swoich marzeń'.

2. Ulubiona książka?
"Dary Anioła" - to się nie zmieni. Jednak jeśli miałabym wybrać jedną książkę, byłaby to "Amore 14" Federica Mocci, czyli twórcy m.in "3 metry nad niebem".

3. Od kiedy piszesz?
Tak naprawdę od dziecka. Pamiętam, jak mając jakieś9 lat pisałam swoje własne, dziwne i mające być straszne - historie. 

4. Ulubiony sport?
Łyżwiarstwo - od zawsze, na zawsze. 

5. Jaki zespół lubisz najbardziej?
Bars and Melody.

6. Jaki film ostatnio oglądałaś?
"Szkoła Uczuć" - film godny polecenia, szczególnie dla tych, którzy lubią sobie popłakać.

7. Kim chcesz być w przyszłości? 
To pytanie się powtarza, ale mogę odpowiedzieć na nie raz jeszcze. Psychologiem, stewardessą lub po prostu pisarką.

8. Gdzie chciałabyś wyjechać?
Francja, Anglia - mam ogromny sentyment do tych krajów, sama nie wiem dlaczego. Jakoś od małego mnie interesują. 


Pytania od Córki Razjela:
1. Czy lubisz zwierzęta?
Uwielbiam, a do moich ulubieńców zaliczają się konie, psy i wszelkie gryzonie.

2. Twój ulubiony przedmiot w szkole?
J.polski, chyba nie muszę mówić, dlaczego.

3. Jaki rodzaj książek najbardziej lubisz?
Jakoś najbardziej fascynują mnie Fantasy z lekką nutką romantyki.
 
4. Twój ulubiony kolor?
Czarny, biały,pudrowy róż i wszystkie odcienie fioletu.

5. Masz rodzeństwo? Jeśli tak to jak się nazywają?
Przyrodni brat - Łukasz. Kocham tego idiotę, ale często mnie denerwuje.

6. Co najbardziej lubisz jeść?
Wszystko, tak w skrócie.

7. Jaki jest twój ulubiony cytat?
Poza książkowymi cytatami nie mam żadnego, ale jeśli chodzi o te z książek to nie potrafię wybrać. Ale na pewno jest to jakiś z DA.

8. Jaką miałaś największą wtopę w życiu?
Myślę, że nieświadome wymówienie przekleństwa przy rodzicach. Miałam wtedy z nimi poważną rozmowę i posiedzenie na 'słoniku'.

niedziela, 17 stycznia 2016

[2] "A na ścianach byłyby ślady po ich długich pazurach"

Perspektywa Clary:
Wzięłam do ręki szczotkę z zamiarem pójścia do łazienki. Wzdrygnęłam się, widząc w progu Jace'a.
- Co się tak skradasz? - spytałam, podchodząc bliżej drzwi.
- Wcale się nie skradam - zaprzeczył - Jakbyś nadal nie zauważyła, to wolny kraj, więc mogę robić co mi się żywnie podoba, a teraz właśnie sobie stoję i się na ciebie patrzę.
- Okej, po pierwsze: czy twoja dziewczyna nie będzie aby zazdrosna, że gapisz się na tyłki innych lasek? A po drugie: Ostatnio jesteś zbyt pewny siebie. Szkoda tylko, że nie wtedy, kiedy trzeba.
- Zerwałem z Alison dwa tygodnie temu - skrzyżował ręce na piersi, opierając się o najbliższą kolumnę.
- Och, a więc to ona wzdychała do innych! - zaśmiałam się.
- Jesteś daleka prawdy - dołączył do mnie. Dotknęłam opuszkami palców przedramienia. To miejsce jest zaczerwienione zbyt długo, a boli bardziej, niż nałożenie run Przyziemnemu.
- Boli cię coś? Ostatnio często się tam dotykasz - zauważył. Czyli niedługo włączy się jego rodzicielski instynkt i będzie mnie zmuszał do tych idiotycznych badań.
- Szczypie. Nie wiem dlaczego.
- Miałaś ostatnio jakiś kontakt z demonem? -spytał. Był pełen powagi, nie widziałam go takiego od bardzo dawna.
- Tak - powiedziałam po chwili zastanowienia, lekko przerażona.
- Wiesz, że to jest niebezpieczne? Musisz się z tym zwrócić natychmiast do Maryse, lub do Hodge'a - mhm, miałam rację, zaczyna się.
- Nic nie muszę.
- W tym wypadku tak, musisz.
- Och, spierdalaj, okej?! Zawsze wtrącasz swoją dupę nie tam, gdzie trzeba! Weź ją wykorzystaj, nie wiem, do pójścia do parku, na sanki, czy coś. Byle żeby nie było jej tutaj.
- Dlaczego zawsze musisz wybuchać akurat przy mnie?! - podniósł głos, a to oznaczało tylko to, że naprawdę go to boli. Znam go zbyt dobrze, by się pomylić akurat w tym wypadku.
- Bo ty mnie najczęściej wkurwiasz - zaśmiał się, rozglądając dookoła i kręcąc głową.
- Widać, że się za bardzo dopełniamy - wybuchł niekontrolowanym śmiechem zaraz po tym, jak uderzyłam go w ramię z łokcia - A co, gdybym to ja wykonał to badanie? Wiesz przecież, że jeśli chodzi o ciebie to będę... delikatny.
- Dlaczego akurat, gdyby chodziło o mnie?
- Bo jesteś inna...
- Inna? Przecież nie różnię się niczym choćby na przykład od takiej Izzy - przerwałam mu, choć bardzo chciałam usłyszeć dalszą część tego zdania.
-  Bo jesteś inna... i mi na tobie zależy - powiedział to. Dokończył, jakby czytał mi w myślach. Wypłynęło to z jego ust tak... powoli. Jakby zastanawiał się, czy na pewno to chciał powiedzieć. Czy na pewno to będzie odpowiednie. I jakby wcześniej już to ćwiczył.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, ten wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z moją szczotką.
- No, koleżanko. Zostałyśmy same - i zaczęłam rozczesywać moje lekko wilgotne pasma włosów.

Perspektywa Jace'a:
Wybiegłem z pokoju, jak pierdolony tchórz. Bałem się jej reakcji. Bałem się, że ją stracę, choć i tak jej nie mam. Idąc, wpadłem na Simona.
- Sorry, nie widziałem cię - powiedziałem, unikając wzroku.
- Zaczekaj - szarpnął mnie za rękaw bluzy, gdy chciałem iść dalej - Razem z Aleciem chcemy zrobić mały wypadzik do miasta, wchodzisz?
- Impreza? No jasne! - przybiłem z nim piątkę. Naprawdę, to była jedyna dobra informacja tego dnia.
Jakby w ogóle były złe...
Poszedłem do mojego pokoju, starając się nie wpaść na jeszcze jakąś osobę. Otworzyłem drzwi garderoby, rozglądając się za czymś, co nie przypominało dresu. Co ja gadam, to niemożliwe, żeby w tej szafie był jakiś garnitur lub koszula! Zamknąłem oba skrzydła, po czym zdesperowany usiadłem przy ramie łóżka, na podłodze, zapalając kolejnego papierosa. Czwartego, cholernego papierosa.
Sam nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale muszę się wybrać na zakupy z Iz.
Kurwa - pomyślałem - jestem pojebany, jeśli myślę już o seksi ciuszkach i masie niepotrzebnych mi perfum. Sprawią tylko, że będę cuchnąć, zamiast pięknie pachnieć. Dezodorant plus papierosy to nie jest dobre połączenie. No chyba, że w kulce.
Zaciągnąłem się ostatni raz, po czym włożyłem odłamek fajki do popielniczki, zgaszając niedopałek.
Kocham ten zapach. Zapach papierosowego dymu, roznoszącego się teraz po całym pokoju. Jeśli na świecie istnieją jakieś perfumy właśnie o takim zapachu, to mogę pojechać po nie nawet do Azji. Wolę kilkugodzinną podróż samolotem, niż wąchanie tego gówna z nowej kolekcji One Direction.
Oparłem swoją głowę o poduszkę, po czym zasnąłem, a przynajmniej starałem się zasnąć tak, by nie śnić o rudowłosej śliczności z kilku pokoi dalej.

Perspektywa Simona:
Po powiadomieniu Clary i Isabelle o dzisiejszym wieczorze, sam zacząłem się na niego szykować. Wybrałem najlepszy garnitur, jaki znalazłem w mojej szafie, by tylko spodobać się Clary. Ta dziewczyna ma w sobie coś, czego nie ma żadna inna. Nie umiem tylko określić, co to takiego. Położyłem smoking na łóżku, by go zaraz wyprasować. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, jak cudownie mogę w nim wyglądać. Trzymałem go na specjalną okazję, właśnie taką, jak ta.
- Ja pierdole! - krzyknąłem, gdy kieliszek czerwonego wina wylał się na białą koszulę garnituru.
Życiowy przegryw, jak nic - pomyślałem, próbując jakoś odratować materiał - Niestety, moja babcia miała rację. Plamy od wina, zwłaszcza czerwonego, nie schodzą tak łatwo. No chyba, że spierze się je w perwolu. Wtedy nie ma żadnych zastrzeżeń.
Pozostało mi tylko założyć garnitur ze studniówki, dzięki któremu nie poleci na mnie nawet Wampirzyca, czy Królowa Jasnego Dworu. Jak zawsze muszę utrudnić sobie życie...

Perspektywa Isabelle:
Zaprosiłam do siebie Clary, by razem zacząć przygotowywać się na imprezę.
- Jak myślisz, granatowa, czerwona, czy czarna? - spytałam, przykładając każdą sukienkę do siebie.
- Granatowa za długa, czerwona nie pasuje ci do oczu, a czarna jest zbyt elegancka.
- Łał, nawet nie wiedziałam, że jesteś takim znawcą. Zaskoczyłaś mnie! - zaśmiałam się, obejmując dziewczynę ramieniem i przytulając ją do siebie.
- Jakby ta granatowa była trochę krótsza to byłaby idealna - powiedziała, spoglądając na ciemną sukienkę.
- Mówiąc "trochę krótsza" masz na myśli 'trochę bardzo', prawda?
- Dokładnie - pstryknęła palcami, cicho chichocząc.
- Dlatego zawsze noszę przy sobie nożyczki! - wyciągnęłam z szafy narzędzie, biorąc się za skracanie ubrania.
- Tylko nie zostawiaj jej postrzępionej, to będzie brzydko wyglądać - zapewniła, przeglądając wszystkie sukienki, jakie ze sobą wzięła.
- Ta nie, ta nie, ta nie, i ta też... - mówiła, wyrzucając za siebie coraz to brzydszą sukienkę - Masz coś lepszego od tego nieprzyzwoitego gówna? - wskazałam palcem na szafę, nie spuszczając wzroku ze swojej roboty.
- Izzy - zaczęłam - Nie wierzę, że to mówię, ale w poniedziałek idziemy na zakupy.
Pisnęłam z radości, lecz sama nie wiem, co mnie tak cieszyło. Czy to, że Clary w końcu zgodziła się na zakupy, czy to, że skończyłam właśnie skracać sukienkę.
Rudowłosa pokazała mi swoją kreację, przedstawiając się w niej jak rasowa modelka.
- Świetny wybór, choć nie wiem, jak w tym będziesz tańczyć - powiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha, lecz nie ukazując białych zębów - No i, co pewnie jest najważniejsze, spodobasz się Jace'owi. Lubi takie delikatne kolory u kobiet.
- Przesadzasz - przewróciła oczami, biorąc ubranie i przerzucając je sobie przez rękę.
- Uwierz, wiem, co mówię - puściłam jej oczko, śmiejąc się w duchu.
Zbierała się do wyjścia z mojej sypialni. Widziałam to. Nie wiedziałam, tylko, dlaczego tak dziwnie rozgląda się po całym pokoju. Przecież nic się tu nie zmieniło, wszystko jest tak samo idealne, jak zawsze...
Dotknęła dłonią klamki i już miała otworzyć drzwi, gdyby nie mój wygadany język.
- Stój - odwróciła się w moją stronę - Pamiętaj, że złamane serce boli bardziej, niż gdybyś się uderzyła o kant łóżka - prychnęła, znów wywróciła oczami i wyszła. Tym razem drzwiami, jak człowiek, a nie wyskakując przez okno, jak małpa.

Perspektywa Aleca:
Czekałem za dziewczynami z Jace'em i Simonem u boku.
- Tik, tak - wskazałem na zegarek na ręce, delikatnie pukając w szybkę - Czas mija.
- Zaraz będą - zapewnił Simon, choć w głębi duszy zapewne myślał co innego.
- Naprawdę w to wierzysz? - spytał Jace. Mój parabatai, który zawsze musiał mieć coś do powiedzenia.
Gdy minęło kilka minut, nasze wierne i spóźnialskie towarzyszki w końcu raczyły zejść na dół.
- Ślicznie wyglądasz - powiedzieli razem, Jace patrząc na Clary, a Simon na moją siostrę. Kątem oka zauważyłem, jak rudowłosa zerka z wyrzutami na Izzy, jakby były skłócone, choć tak zapewne nie było. Inaczej po podłodze walałyby się poduszki, skrawki zniszczonych mebli, a na ścianach byłyby ślady po ich długich pazurach.
- To co, idziemy? - spytałem, by uniknąć nieprzyjemnych tekstów, które za moment mogły mieć miejsce. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Tak - powiedziała radośnie Clary, wychodząc z Jace'em obok, na zewnątrz.
Ta dwójka coś kręci. Zresztą podobnie jak Simon i moja siostra. Korci mnie, żeby się ich lekko podpytać, tak dyskretnie, lecz pewnie wszystko bym spierdolił. I to na początku.
Całą drogę przeszliśmy w ciszy. Czasem ktoś kasłał, przełykał ślinę lub pociągał nosem. Efektu dodawały jeszcze odgłosy wydawane przez szpilki dziewczyn i wycie Wilkołaków. Na Anioła, ile bym teraz dał, by znaleźć się w taksówce, dzięki której byłbym szybciej na miejscu, słuchając po drodze przyjemnej muzyki z radia. Od razu zamówiłbym kilka drinków, walnął się na kanapę i tak spędził resztę wieczoru.
Serio, nie tak wyobrażałem sobie ten wieczór. Miało być zajebiście, masa drinków, fajne dupy i dobra muza, a co mam? Grobową ciszę, ciche szmery, spadające płatki śniegu i wycie Wilków.
Zajebiście - pomyślałem, nie zwalniając tempa.
Nawet nie zauważyłem, że byliśmy już przed wejściem do Pandemonium, czyli jedynej, tak dobrej i taniej knajpce na Brooklynie. Chyba nie muszę mówić, co zrobiłem wpierw, prawda? Drinki, alkohol i dobra laska przy boku. Tego mi było trzeba...


*wszelkie przekleństwa użyte w rozdziałach są konieczne ze względu na fabułę i charakter bohaterów*

+LBA
Za nominację dziękuję Veronice Hunter (jej blog).
Jest to moja pierwsza nagroda na tym blogu, nawet nie myślałam, że dostanę ją tak szybko. Naprawdę dziękuję !
+ sama nie nominuję nikogo ze względu na małą liczbę czytanych przeze mnie blogów

1. Dlaczego akurat ta tematyka bloga?
"Dary Anioła" to moja pierwsza przeczytana seria książek, która naprawdę dużo zmieniła w moim życiu. Cassandra dzięki swojej niesamowitej twórczości rozśmieszała mnie na każdej stronie, dodawała otuchy, wsparcia. Wywołała u mnie emocje, o których nawet nie myślałam, że mogą pojawić się przy czytaniu. Mój światopogląd został zmieniony, myślę, że nawet na lepszy. A co najważniejsze, "Dary Anioła" nauczyły mnie więcej, niż wszystkie szkoły razem wzięte, dzięki tym książkom rozbudowałam swoją wyobraźnię, nauczyłam się, co to naprawdę znaczy kogoś kochać, nauczyłam się, co to znaczy poświęcenie. Dlatego też pierwszym tatuażem, jaki planuję sobie zrobić w dalekiej przyszłości jest Angelic Power .

2. Bez jakich trzech książek/książkowych serii nie mogłabyś żyć?
Dary Anioła, Amore 14, Diabelskie Maszyny - na dzień dzisiejszy tyle książek udało mi się przeczytać.

3. Skąd czerpiesz inspiracje do dalszego pisania?
Po prostu z głowy lub z sytuacji, jakie miały miejsce w moim życiu. Czasami nawet uda mi się przeczytać coś ciekawego, dzięki czemu przelewam swoje myśli na papier lub do komputera.

4. Wyobrażasz sobie czasami zakończenie bloga?
Na razie nie. Dopiero zaczęłam się wspinać po szczeblach do sukcesu, nie chcę z nich teraz schodzić. Wpierw chcę spełnić swoje cele związane z pisaniem, dopiero potem mogę myśleć nad zakończeniem bloga. 

5. Ilu masz książkowych mężów?
Jest ich zbyt dużo, by zliczyć ich na palcach, a z racji tego, że zaczęły mi się ferie zimowe wolałabym nie myśleć o matematyce. Ale jeśli dobrze pamiętam, książkowych mam 9.

6. Najgorsza książka jaką w życiu czytałaś?
Myślę, że będzie to 'Romeo i Julia". Mimo tego, że znalazłam w niej ciekawy cytat, nie lubię tego typu książek, gdzie nie ma happy endu. 

7. Jak wygląda twój idealny obiad nad dziś?
Kebab. Zawsze i wszędzie - kebab.

8. Pisanie to twoje pasja czy hobby?
Pasja, na dodatek od małego.

9. Kim chciałabyś zostać w przyszłości? Dlaczego?
Psychologiem (lubię pomagać ludziom), jeśli to nie wyjdzie to stewardessą (uwielbiam podróże). Lub po prostu pisarką, bo najlepiej robić coś, co się kocha, prawda?

10. Jak brzmią twoje motta życiowe?
"Nie ufaj nikomu", "Nigdy nie przestawaj marzyć".

11. Jak brzmi jeden z twoich ulubionych i najbardziej znaczących dla ciebie cytatów?

"Marzenia są niczym, jeśli nie staramy się ich spełnić". Są to słowa wypowiedziane przez mojego pierwszego idola, dlatego też są dla mnie bardzo ważne. Jestem typem marzycielki, więc chyba nie muszę mówić, że najważniejszą rzeczą dla mnie w całym życiu nie są pieniądze, czy też rodzina, ale marzenia. Wybrałabym jeszcze jakieś, ale niestety, mogę tylko jeden.