Siedziałam na łóżku, oparta jedną ręką o poduszkę. Bacznie przypatrywałam się blondynowi siedzącemu na parapecie okna. Jego nierównomierny oddech dawał znać, że się stresuje. Moja obecność faktycznie tak na niego działa? Czy to nie powinno działać na odwrót?
W jego oczach błyszczały iskierki nadziei, że kiedykolwiek będzie mnie posiadał. Ale mnie nie można posiąść. Jestem niezależna, działam na własną rękę. Sama.
- O czym myślisz? - spytał w końcu, przerywając tą niezręczną ciszę.
- Jak ci powiem, zrobię ci niepotrzebną nadzieję.
- Zaryzykuję - jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Robił wielką dziurę w głowie, próbując z niej odczytać, co tak naprawdę myślę.
- O tobie.
I natychmiast odwróciłam wzrok, jak na tchórza przystało. Czego, do cholery, tak się boję? To on powinien się bać odrzucenia, nie ja. On. On i tylko on.
- Miałaś rację - spojrzałam na niego, próbując wyczytać z jego oczu o co mu tak właściwie chodzi - Robisz mi nadzieje.
- Nie chcę cię ranić - powiedziałam, zastanawiając się nad tym, jak takie zdanie mogło przejść mi przez gardło.
- Nie ranisz. Pozostawiasz po sobie ślady, które zacierają ból. Mój ból.
Jesteś pewny? A może pozostawiam łzy, tam, gdzie ty odczuwasz radość?
- Okłamujesz sam siebie - wstałam i podeszłam do okna, by być bliżej niego. Sama nie wiem, czemu, po co i dlaczego. Myślę, że tego właśnie potrzebował. A ja nie chciałam,by cierpiał. A szczególnie, by cierpiał przeze mnie.
- Niedługo 10:00, trzeba się zbierać na rodzinne śniadanko - próbował wymusić uśmiech na swojej twarzy. Wyglądał na zmęczonego, miał lekko zaczerwienione oczy, które swoją drogą były podpuchnięte. Kurwa, co ja z nim robię...
- Idź, ja muszę jeszcze coś zrobić - powiedziałam stanowczo. Nim wyszedł, chciałam go jeszcze złapać za rękę, powiedzieć parę słów, by nie robił sobie zbędnych nadziei i wrócił do Alisson, którą zostawił właśnie dla mnie. Ale niestety, nim odważyłam się na jakiś ruch, jakieś słowo - ten wyszedł.
Pozostało mi tylko rozczesać moje rozczochrane włosy, związać je w niechlujnego koka, kucyka lub zostawić takie, opadające na moje chude ramiona. Nałożyłam na siebie długi sweter, pomalowałam usta bezbarwną szminką o zapachu mango i zeszłam na dół, do jadalni, gdzie za jakieś dwie minuty mieliśmy zacząć jeść.
Sama nie wiedziałam, co mnie do tego podkusiło, ale byłam gotowa na coś, nad czym zastanawiałam się naprawdę bardo długo. I dziś miałam rozpocząć, jak i zakończyć swój obrany wcześniej cel. Miałam tylko nadzieję, że nie zdążył zadzwonić już do All...
- Hej, Clary! - krzyknął Simon, machając do mnie z drugiego końca pokoju. Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem, idąc dalej w kierunku opartego o komodę Jace'a.
Był tak blisko, zaledwie na wyciągnięcie mojej ręki, więc szarpnęłam go za rękaw koszulki, przyciągając bliżej siebie i w tym samym czasie muskając jego spierzchnięte wargi. W jednej chwili załapał, co się właśnie dzieje i nasze usta zaczęły pracować w równym tempie. Odszukałam jego dłoń, kładąc ją później na moje biodra, a swoją ułożyłam na jego policzku. Drugą zaś zaczęłam bawić się jego blond włosami, które od dawna przypominały mi lwią grzywę. Tego nam obojgu właśnie brakowało. Chwili namiętności i spokoju po ostatnich dziwnych wydarzeniach.
Gdy zaczęło brakować mi już tlenu, odsunęłam się od niego, patrząc później w jego oczy i próbując odczytać z nich jak najwięcej towarzyszących mu odczuć i emocji. Podniecenie. Szczęście. Duma. Tak, mogłam się tego domyślić.
- Co to miało być? - powiedział bezgłośnie, ruszając jedynie ustami, których ruchy mogłam zobaczyć tylko ja. Wciąż byłam tak blisko jego ciała, że zasłaniałam jego twarz długimi, kręconymi włosami.
- Później - szepnęłam tak, by tylko on to usłyszał.
Cmoknął mnie w czubek nosa, po czym razem zasiedliśmy do stołu. Spojrzałam na zaskoczone buzie zgromadzonych, a w zasadzie na Simona, bo on jako jedyny był tutaj na czas i jako jedyny widział to całe widowisko. Zabolało mnie to, w jaki sposób się na mnie patrzył. W końcu był we mnie zakochany od przedszkola, a ja go tak bardzo zraniłam.
Już dawno dałam mu przyjąć do wiadomości to, że kiedyś w końcu taki moment nadejdzie, kiedy zobaczy mnie z innym. Traktuję go jak przyjaciela, nie mogłabym zerwać 14 lat tej wspaniałej przyjaźni. Cóż, friendzone trzeba zaakceptować...
Poczułam, jak Jace łapie moją dłoń pod stołem. Odwróciłam wzrok od Simona, spoglądając później w dół. Uśmiechnęłam się, widząc to, jak Jace bawi się moimi palcami. Był delikatny i czuły, jak nigdy.
Dopiero teraz poczułam, jak bardzo mi na nim zależy i choć wcześniej nie mogłam się do tego przyznać, robię to teraz. Wiem, być może ciężko to zrozumieć, ale ja naprawdę go kocham. I przysięgam, na Anioła, że jak długo będzie mi dane śnić, będę śnić o nim.
_________________________________________________________________
- Clary, dziś twoja kolej, by pozmywać - powiedziała Maryse i natychmiast skierowała się do swojego biura. Była wyraźnie niezadowolona z jakiegoś powodu, ale nie zamierzałam pytać się nikogo o szczegóły.
Gdy wszyscy skierowali się do swoich pokoi, zostałam sama z Jace'em w kuchni, wkładając brudne naczynia do zmywarki.
- Wyjaśnisz mi, co to było przed śniadaniem?
- Pocałunek, to chyba oczywiste, prawda?
- Tak, ale skąd u ciebie ta nagła zmiana? - spytał, łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie. Odwróciłam się twarzą do niego, kładąc mu dłoń na policzku.
- Nie zadawaj zbędnych pytań, tylko się ciesz, póki jeszcze się nie rozmyśliłam - musnęłam lekko jego usta, po czym umyłam ręce i przewiesiłam mokry ręcznik przez rączkę piekarnika - Ciau! - pomachałam mu i wbiegłam na górę, zastanawiając się wkrótce, czemu za mną nie pobiegł, ale nim zaczęłam żałować tych słów, Jace pojawił się przede mną.
- Szybki jesteś - zaśmiałam się, łapiąc go za rękę i zaprowadzając do swojego pokoju.
- Simon chyba nie był zadowolony z tego, że skradłaś mi buziaka - zaczął.
- Wiedział, że kiedyś w końcu to się stanie, mógł się lepiej nastawić psychicznie - powiedziałam, lekko ironicznie i opadłam całym ciałem na miękkie łóżko. Zamknęłam oczy, czując po chwili, jak materac ugina się pod czyimś ciężarem, a następnie usta Jace'a na moich. Lekki zapach papierosów podniecał mnie do stopnia, póki nie zmieszał się ze słodkim mango, tworząc nowe, niespotykane dotąd przeze mnie połączenie. Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu bezpośredni dostęp do mojej szyi. W jednym momencie poczułam, jak składa mokre pocałunki na moim obojczyku i w jego okolicy.
Oboje zerwaliśmy się na nogi, gdy tylko usłyszeliśmy dziwny łomot w okno.
- Pieprzone gołębie - podeszłam bliżej okna, uderzając w nie potem opuszkami palców, by wystraszyć ptaszynę. Zmrużyłam oczy ze zdenerwowania, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że ptak nadal siedzi na parapecie po drugiej stronie szyby. Użyłam mocy,widząc po chwili jak wiązka laserowa światła trafia w gołębia, spychając go potem w dół.
- Jebane ptaki...
Perspektywa Jace'a:
Po krótkiej pogawędce Clary udało się zmrużyć oczy i wpaść w objęcia Morfeusza. Jest pogrążona we śnie, a sny przemykają pod jej powiekami, powodując u niej kolejny płacz. Obudzi się z krzykiem, przecierając wilgotne od łez oczy i policzki, psując sobie doszczętnie humor. Nie chcę widzieć, jak cierpi. To najgorszy widok, kiedy jesteś zmuszony do patrzenia na swój skarb, wijący się z bólu i cierpienia. Gdybym tylko mógł, odciągnąłbym ją z dala od tych ciągłych koszmarów, ale nie potrafię. To coś w rodzaju klątwy jednego z Nocnych Łowców z Kręgu. Biedak nie mógł wychodzić poza mury Instytutu, a gdy był nieposłuszny, Clave go torturowało. Szczerze wolałbym zginąć, niż żeby Najwyższa Rada miała mnie pod kontrolą. Ich zasady stosowane na ciałach Nefilim są nie do zniesienia. Niektórzy giną na miejscu, ale kara to kara. Tych staruchów nie można do niczego przekonać. Nocnych Łowców jest coraz mniej, a oni, zamiast zakończyć swoje gówniane działania, stosują ich jeszcze więcej. A później będą narzekać, że Idris upadnie, bo demoniczne wieże nie będą mieć wystarczająco siły na utrzymanie kopuły. Im mniejsza ilość Nefilim na świecie, tym wieże mają w sobie mniej magii, by utrzymać czary chroniące stolicę przed demonami.
A chuj...i tak kiedyś wszyscy zginiemy. Przed wojną, na wojnie, a może, gdy będziemy mieć dużo szczęścia, po wojnie. Ale na to ostatnie nie liczę.
Choć nie ukrywam, że nadal w to wierzę.
Obserwowałem ją kilka godzin, jak śpi, jak blask słońca pojawia się i znika, rzucając jasne i ciemne cienie na jej twarz. Nigdy nie widziałem niczego piękniejszego. Albo widziałem, ale nie chcę się do tego przyznać.
Tyle opcji, ale tylko jedna jest prawdziwa.
A ja nie potrafię wybrać która.
Uwielbiam patrzeć, jak śpi. Jak w jej głowie toczy się wojna z każdą osobną myślą, z każdym słowem i czynem.
Chciałbym wiedzieć, o czym myśli. Chciałbym móc wkraść się do jej głowy i zobaczyć świat taki, jakim ona go widzi. Chciałbym móc zobaczyć samego siebie tak, jak ona mnie postrzega. Ale może wcale nie chcę tego widzieć. Może dzięki temu dowiem się, że tak naprawdę ona nie jest moja. Że to jest jedno wielkie kłamstwo, by tylko sprawić mi radość, tak naprawdę powodując ból.
Dyskretnie wymykam się z jej pokoju, wykonuję małe i ciche kroki, by tylko jej nie obudzić. Otwieram drzwi, ostatni raz patrząc na jej delikatną buzię i je zamykam.
I idę dalej, z głową pełną nowych myśli, które prędzej czy później sprowadzą mnie na złą drogę.
Jeśli już na niej nie stoję.
Perspektywa Izzy:
- Kurwa, Izzy - brzmiał naprawdę poważnie,nawet zbyt poważnie jak na Simona - Nawet gdybym chciał cię skrzywdzić, nie zrobiłbym tego.
- A chciałeś? - spytałam, czując jak po moim policzku spływają mokre strugi łez. Patrzałam prosto w jego oczy, ocierając wierzchem dłoni policzek.
- Żartujesz? Jasne, że nie!
Przekonywał mnie kilka dobrych minut, że nie wie, skąd wziął się w moim łóżku, a już zwłaszcza skąd jego perfumy znalazły się w mojej łazience. I choć na początku było to dla mnie trochę śmieszne, teraz mi nie jest kompletnie do śmiechu, co zresztą widać.
"Wierzę w ciebie, moje sacrum"
Tak samo, jak wierzę w jego słowa. Może i alkohol nie jest właściwym rozwiązaniem, ale to jest inny przypadek i faktycznie nasza słabość nad nami zwyciężyła.
- Jesteś w stanie o tym zapomnieć? - spytałam, całkiem nieświadomie. Z jednej strony marzyłam, by o tym zapomniał, bo nie sądzę, żeby zachował to dla siebie. Pewnie od razu poleciałby do mojego brata i wykrzyknął mu prosto w twarz "Ej, stary, przeleciałem twoją siostrę!".
Z drugiej zaś strony wolę to pamiętać, by później, w razie takiej potrzeby, móc mu to wypominać. Sprytnie obrócę to przeciwko niemu, gdy nadejdzie taka okazja.
- Tak, jeśli ty też jesteś na to gotowa.
- Czyli postanowione - wystawiłam ku niemu dłoń, którą on potem ujął. To coś w stylu prezydenckiego uścisku, chociaż ten od prezydenta chciałabym pamiętać, miałabym w sumie co opowiadać dzieciom, ale ten pierwszy... ugh. Dotykaliście kiedyś spoconej i klejącej się nie wiadomo czym ręki?
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, odwróciłam się na pięcie i wbiegłam na górę po schodach. Gdy tylko Simon zniknął za ścianą, sztuczny uśmieszek zszedł mi z twarzy, a zastąpił go grymas. Och, Razjelu, dopomóż... kiedy on ostatnio się mył?! Śmierdzi gorzej niż najgorszy burdel, nie, żebym kiedykolwiek w nim była. A zresztą, okłamuję sama siebie.
_________________________________________________________________
Nałożyłam na siebie czarny płaszcz, założyłam wysokie, ciepłe kozaki i wyszłam z Instytutu nikomu nic nie mówiąc. To tak, jakbym uciekała z domu, ale to wygląda u mnie nieco inaczej.
Najpierw kłótnia z mamą, foch na cały świat, trzaśnięcie drzwiami i siu przez okno. Takie mission impossible...
Szłam chodnikiem, oglądając twarze przypadkowych przechodniów.
- Nosz ty szmato! - krzyknęłam, gdy wpadłam na jakąś typiarę - Myślisz, że jesteś pępkiem świata, tak?! Wpadasz sobie na ludzi, a potem idziesz z wypiętą dupą i dzióbkiem na ryju....
Darłam się jak głupia, choć ani ona, ani nikt inny tego nie słyszał, a zwłaszcza nic nie widział. Pieprzone runy... zawsze działają na moją niekorzyść. Chociaż w sumie, gdyby mnie ktoś namierzył mogłabym już dawno siedzieć w pudle, a tego bym nie chciała. Chociaż... gdyby tak się zastanowić, mają tam lepsze jedzenie niż w szpitalu, ogromną salę gimnastyczną połączoną z siłownią, gdzie wyrobiłabym sobie brzuszek...
- Ej, wracaj tu! - zaczęłam biec w stronę dziewczyny, której wcześniej naubliżałam, wymachując rękoma.
Jestem jebnięta, wiem.
Ale tylko wariaci są coś warci...
Perspektywa Simona:
"I tak mija kolejna noc na froncie,
Kiedy w końcu wstanie słońce,
Chcę, by w końcu było dobrze,
Kiedy w końcu to do Ciebie dotrze?"
Dźwięk w słuchawkach obijał mi się o uszy. Kręciłem głową w rytm muzyki, nie zdając sobie sprawy z tego, że byłem obserwowany.
- Długo tu stoisz? - natychmiast wstałem, wyjąłem słuchawki z uszu i zacząłem obserwować Clary, tym samym czekając na jej odpowiedź.
- Tylko kilka minut - uśmiechnęła się lekko, krzyżując ręce na piersi i opierając się o witrynę - Mogę wejść?
Wykonałem gest ręką, pozwalając jej wejść do środka. Zamknęła drzwi i odwróciła się ponownie w moją stronę. Zapadła cisza, która im dłużej trwa, tym bardziej zaprząta twoje myśli i nie wiesz, od czego zacząć. A potem, jak to zwykle bywa...
- Słuchaj, ja...
- Chciałam...
Zaczynacie mówić w tym samym momencie. A po chwili znowu robicie to samo.
- Przepraszam, ja tylko...
- Nie, bo ja...
Śmiejecie się, ale trzeba podjąć jakąś decyzję, prawda?
- Ok, Simon. Ty pierwszy.
- Nie, chciałem tylko cię przeprosić za moje zachowanie, nie powinienem bym tak reagować. Życzę szczęścia z Jace'em - uśmiechnąłem się mimo bólu. Czasem trzeba przełamać pierwsze lody... Tyle że to nie było takie proste.
- Dzięki - złapała się za rękę i odwróciła wzrok, jakby coś ukrywała, jakby nie chciała czegoś powiedzieć.
- A ty? Co chciałaś powiedzieć? - nie chciałem pytać, ale to było silniejsze ode mnie.
- To dziwne, ale też chciałam cię przeprosić - zaśmiała się cicho - Dawałam ci nieświadomie nadzieje, przepraszam, nie chciałam tego.
- Spójrz, myślimy dokładnie o tym samym, dopełniamy się... czy to nie jest oczywiste, że powinniśmy być razem?
- Proszę, przestań... - przybrała niepewną postawę.
Okłamujesz samą siebie - chciałem powiedzieć, lecz nie takie słowa wypowiedziałem na głos.
- Clary, proszę... jeszcze możesz wszystko zmienić, możemy...
- Dość! - krzyknęła, wykonując gwałtowny ruch ręką, podpalając, zapewne niechcący, teren dookoła - O Boże...
Wystraszona pobiegła do łazienki, nalała wody do wielkiego wiadra i zaczęła gasić płomienie. A ja, zamiast jej pomóc, stałem jak tchórz. Jebać to, że mój pokój się pali... stój dalej i czekaj, aż odwali za ciebie całą robotę, przecież połamiesz sobie paznokietki.
- Co tak stoisz, gaś to! - krzyczała, a ja byłem zbyt sparaliżowany, by choćby poruszyć palcem.
Idiota - pomyślałem, uderzając się w czoło, kiedy Clary, cała wystraszona, odnosiła wiadro do łazienki.
- Zadowolony, tak? - krzyknęła, wymachując rękami - Po chuj mi pomagać, przecież połamię sobie moje długie pazurki! - przy ostatnim zdaniu starała się naśladować mój głos, ale wyszło,jak wyszło, czyli udało jej się wydobyć z siebie jedynie głos małej dziewczynki - Jeb się! - wyszła, trzaskając drzwiami.
Znowu pomyśleliśmy o tym samym, Clary...
Perspektywa Aleca:
- Hej, uważaj - zaśmiałem się, wpadając przypadkiem na naszą śpiącą, rudowłosą królewnę.
- Sorry - poprawiła włosy, zarzucając jeden kosmyk za ucho.
W jednej chwili na mojej twarzy zagościł grymas.
- Płakałaś? - spytałem po chwili ciszy, klękając przy niej tak, jak ojciec klęka przy swojej małej córeczce.
- Nie - otarła wierzchem dłoni oczy, starając się wymusić uśmiech.
- Mnie nie oszukasz - kąciki moich ust uniosły się ku górze - To jak? Pogadamy?
- Wybacz, ale wolę nie.
- Rozumiem - skinąłem głową.
Gdy dziewczyna zrobiła krok do przodu, chcąc zapewne ruszyć w wybraną przez siebie stronę, zatrzymałem ją, szarpiąc za rękaw jej bluzy.
- Zaczekaj... chciałem ci życzyć szczęścia na nowej drodze życia - puściłem jej oczko, śmiejąc się wniebogłosy, mając trochę nadziei, że moja radość spłynie też na nią.
Nim zdążyła odpowiedzieć, skierowałem się do sali treningowej. Ostry wycisk razem z trenerem zawsze dobrze na mnie wpływają, zwłaszcza, gdy humor mi dopisuje.
Sam nie jestem tego pewny, ale sądzę, że to wszystko przez wiadomość, że dwójka moich przyjaciół jest razem. Może i kiedyś czułem coś do Jace'a, ale to było kiedyś. Pieprzona przeszłość, która dla mnie nie ma już najmniejszego znaczenia.
Liczę na to, że będą ze sobą szczęśliwi.
A jeśli nawet coś by się we mnie ruszyło, gdyby stare korzenie dały o sobie znać, nie będę stawał na ich drodze.
"Tak... naprawdę w to wierzysz?"
I z taką myślą, którą podpowiedziała mi moja zła strona, wziąłem do ręki sztylety i zacząłem nimi rzucać w tarczę z wiarą, że trafię 5 razy pod rząd w setkę.
I znów...
"Naprawdę w to wierzysz?"
*przekleństwa użyte w rozdziale są konieczne ze względu na fabułę i charakter bohaterów*
Pamiętajcie, by zostawić po sobie jakiś miły ślad, żebym wiedziała, czy na pewno Wam się to podoba, czy są potrzebne jakieś poprawki itp. Uwierzcie, że komentarze naprawdę motywują mnie,jak i innych twórców do dalszego pisania. Jeśli nie jesteś blogerem/blogerką, nie zrozumiesz. Pozdrawiam. :)
Zostawiam miły ślad xd cudny sorry za brak mnie wcześniej ale jestem teraz i bum beybe to jaaaa. Jesten Ruda najlepsza xd a teraz rozdział fajnie fajnie i fuck yeah nareszcie razem juhuu juhuu taniec szczęście taniec szczęście xd jebnieta xd hehehe kończę bo czeka idę będę się pojawiać napisz mi coś miłego bejb
OdpowiedzUsuńJeszcze żaden komentarz mnie tak nie rozbawił, dzięki za jeszcze większe poprawienie humoru! Mam nadzieję, że od teraz będziesz się pojawiać systematycznie 8)
UsuńDo następnego rozdziału, bejb ♥!
"pomalowałam usta bezbarwną szminką o zapachu mango i zeszłam na dół, do jadalni, gdzie za jakieś dwie minuty mieliśmy zacząć jeść."
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to był taki genialny pomysł xD
"W końcu był we mnie zakochany od przedszkola, a ja go tak bardzo zraniłam."
Clary
Jace: Och, nie mogę go zranić, nie przyjaźnimy się i wgl, ale po prostu nie, czuję że to moja bratnia dusza.
Simon: Mój bffff i nie chcę go skrzywdzić, ale i tak go skrzywdzę.
"I przysięgam, na Anioła, że jak długo będzie mi dane śnić, będę śnić o nim."
Gorzej, jak jednak tak nie będzie i co noc będą ci się śniły koty w spódniczkach z trawy, tańczące w twojej lodówce.
Zaraz. CO JA WŁAŚNIE NAPISAŁAM?! O.o
"Obudzi się z krzykiem, przecierając wilgotne od łez oczy i policzki, psując sobie doszczętnie humor."
A co, obserwowałeś ją wcześniej, że już to wiesz?
Jace jest jakiś niezdecydowany xD
"Dyskretnie wymykam się z jej pokoju"
No typowy facet. Zostawia śpiącą niewiastę w samotności. Nawet Nocni Łowcy schodzą na psy ;-; A może powinnam powiedzieć "na demony"?
"Może i alkohol nie jest właściwym rozwiązaniem"
Ekhem, "Alkohol tu, alkohol tam"
" Pewnie od razu poleciałby do mojego brata i wykrzyknął mu prosto w twarz "Ej, stary, przeleciałem twoją siostrę!"."
A Alec by go zabił. A może nie? Może by torturował do końca jego dni. JA TAM NIE WIEM XD
"A zresztą, okłamuję sama siebie."
IZZY CHODZI DO BURDELÓW?! Czy po prostu ja coś źle zrozumiałam? :/
"gdy wpadłam na jakąś typiarę"
Nie mogła po prostu użyć runy niewidzialności?
"Pieprzone runy..."
A jednak ich użyła.
"gdzie wyrobiłabym sobie brzuszek..."
Brzuszek. Piwny brzuszek xD
"Ale tylko wariaci są coś warci..."
Ten tekst wymyślili ludzie, którzy pracują w psychiatryku, żeby mieć pracę xD
Ok, przeczytałam wszystko, wiesz jak było ze sceną z wiadrem (mój mózg już nie ogarnia xD)
Rozdział cudowny, 'as usual', czekam na więcej *.*
Rozdział EXTRA <3 I moje kochane CLACE <3 Czekam na next i życzę weny! :****
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAA <333 Clace <33
OdpowiedzUsuńTo było mega <3
Alec taki kochany <3
I rozmowa między Clary, a Simonem :(
Perspektywa Iz najlepsza, to chyba moja ulubiona postać, bo dzięki niej (a raczej tobie) śmieję się wniebogłosy, a potem moja mama chce mnie oddać do psycholi XDD
Dziękuję, że piszesz, kocham <3
Więcej Aleca! Ogólnie rozdział jak zawsze supi :D
OdpowiedzUsuń//Nefilim
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń